Home Felietony  Zawód: zadziczacz
Felietony 

Zawód: zadziczacz

152

Rewilder nie ma dobrego zamiennika w przetłumaczeniu na język polski. To się często zdarza, że jedno angielskie słówko jest takie celne, a po naszemu wychodzi w tłumaczeniu jakiś cudak. Z rewildera można więc zyskać: denaturowca, odzyskiwacza dzikości, przywracacza dzikiej natury, dodziczacza, zadziczacza itd. Idiotycznie nieco. Zwał jednak jak zwał, ale moje prawnuki będą zadziczaczami jak nic.

Rewilder to jeden z zawodów, które wkraczają właśnie na scenę. Oznacza specjalistę zajmującego się odtwarzaniem naturalnych siedlisk na terenach, które ucierpiały wskutek działalności ludzkiej:  na byłych obszarach wydobywczych, zniszczonych przez rolnictwo przemysłowe, śmietniskach, a nawet w miejskich betonowiskach.  Rewilder przekształca kawałek zdewastowanej ziemi w oazę zieleni, możliwie najdzikszej i najswobodniejszej, takiej, która przyciągnie faunę i powoli jej żyć jak natura przykazała. Tak, właśnie się okazuje, że wyrywając naturze coraz więcej, zaczynamy dochodzić do ściany i zawracać. Przepraszać się z chaszczami i zadrzewieniem. Naprawić to co zszargane, trzeba jednak umieć.

Świat pędzi, technologia się rozwija, a rynek pracy przechodzi transformację. Zmiany społeczne również się do tego przyczyniły: zawody ewoluują lub znikają, ustępując miejsca zupełnie nowym. Dzieje się to bardzo szybko ostatnio, wręcz na naszych oczach. Zawód: zadziczacz  jest mocno poszukiwany.

Przeczytałam, że według raportu Światowego Forum Ekonomicznego do 2027 r. około 44 proc., kompetencji kluczowych dziś, jutro straci na znaczeniu. I to nie tylko dlatego, że nas inteligentne roboty zastąpią i będą się dawały wykorzystywać, dopóki nie nauczą się pyskować, albo przeprowadzać sprawnej determinacji ludzkości, kabum! Zawody się zmienią tak jak zmienia się świat wokół.

Zawsze tak było. Zmieniają nam się środki, tryb życia, zwyczaje. Kiedyś np. w każdym szanującym się patrycjuszowskim domu funkcjonował tzw. womiter, czyli chłopię nadobne miziające  przejedzonego gościa piórkiem po gardzieli, aby ten zrobił sobie miejsce na nowe delikatesy wjeżdżające na stół. Obrzydliwe i nikt przy zdrowych zmysłach nie wpadłby na pomysł takiego etatu dzisiaj.

Równie obrzydliwe są pozostałości naszych ludzkich, globalnych działań. Brudne rzeki, gleba w opłakanym stanie, ugór i wysypisko. Poszaleliśmy, koleżanki i koledzy, jak na uczcie Trymalchiona. Ziemia została przeżuta.

W dodatku jeszcze do niedawna wydawało nam się (nam, biblijnym panom i władcom Ziemi), że wszystko nam powinno służyć, dać się wykorzystać jakoś, a jak nie, to po co to trzymać. Z takich lebiod, pokrzyw czy komarów nie ma żadnego pożytku. Ani tego nie wydoisz, ani tego nie sprzedasz – zatem wytępić. Teraz rzewnie szlochamy w nagrzanych betonowych studniach, a żar lejący się z nieba smaży nam pięty odziane w markowe buty. Adoptujemy pszczoły. Płaczemy ze wzruszenia na widok pajęczyn z rosą. Zaczynamy chyba trzeźwieć. W kontekście globalnych wyzwań związanych ze zmianami klimatycznymi i utratą bioróżnorodności otrzeźwienie przyszło rychło w czas, miejmy nadzieję.

Generalnie potrzebni są nam psychologowie i psychoterapeuci, bo kondycję mamy coraz gorszą z powodu skutków ubocznych cywilizacji. Potrzebujemy też technologów żywności, żeby przestać wytwarzać metan, wykarmić świat i nie zasadzić dżungli amazońskiej awokadowcami do reszty.

Zawody związane z odbudową różnorodności gatunków i przywróceniem dobrostanu środowiska też zyskują teraz na znaczeniu. Rośnie zapotrzebowanie na ekspertów do spraw rekultywacji, a takich wciąż jest niewielu. To nie spokojna, sielankowa praca na łonie natury, to nie zawód dla gajowego Maruchy. Wymaga pasji, poczucia misji, umiejętności analitycznych, kompetencji z zakresu zarządzania długoterminowymi projektami, planowania budżetu i zarządzania finansami. Stanowczo łatwiej jest coś popsuć w naturze, niż przywrócić w niej harmonię.

Na szczęście nasze nowe pokolenia już się zorientowały, że nam się glob chyli ku zagładzie i kryzys klimatyczny już „jest”, a nie „zbliża się”. Zdecydowałam zatem, że zapiszę w testamencie wszystkie fajniejsze rzeczy temu potomkowi, który zdecyduje się na studia na kierunku rewildingu.

Tak tak. Spadek proszę przekazać zadziczaczowi.

Powiązane artykuły

Felietony 

Patogrzybiarze poszli w las

Poziom zidiocenia niektórych polskich grzybiarzy w tym roku sięgnął… Himalaje są już...

Felietony 

Przeboju potrzebujemy!

Najstarsi górale na Pomorzu Zachodnim powiadają, że jeden rekin, który się pojawił...

AktualnościFelietony 

Szczeciński Budżet Obywatelski poligonem polityków i klęską społeczników

Budżet obywatelski – piękna idea, która miała służyć wszystkim mieszkańcom i przede...

Felietony 

Ada, to nie wypada

Mimo słusznie zajmującej wszelką uwagę katastrofy powodziowej, polski internet ma jeszcze nieco...