Stadion Miejski w Szczecinie, po przebudowie dumnie noszący imię Floriana Krygiera, miał być obiektem, który otworzy miasto na nowe możliwości – sportowe, kulturalne i społeczne. Za ponad 363 miliony złotych mieszkańcy zyskali imponujący, nowoczesny obiekt z 21 165 miejscami siedzącymi. Ale czy naprawdę zyskali? Póki co miasto wydało pieniądze i nic z tego nie wynika, w tym pojedynku Portowcy ogrywają właściciela obiektu niczym juniorów.
Mieszkańcy Szczecina coraz głośniej domagają się wykorzystania szczecińskiego stadionu nie tylko w kontekście funkcjonowania Pogoni Szczecin, ale również dla innych celów. Można? Oczywiście że można i wręcz powinno się to zrobić. Dopytują o to nawet radni miejscy, ale wiceprezydent Marcin Biskupski odpowiada:
– Warunki gwarancji ściśle określają sposób użytkowania i pielęgnacji murawy. Zgodnie z instrukcją użytkowania wykorzystanie boisk jest ograniczone. Płyta główna stadionu przeznaczona jest na cele meczowe.
W praktyce stadion zdaje się służyć wyłącznie jednemu celowi – Pogoni Szczecin. Nie ma tu miejsca na koncerty, bo mogłyby zniszczyć murawę. Murawę, która jest niemal świętością, choć w świecie nowoczesnych technologii są sposoby na ochronę boiska przed skutkami masowych wydarzeń.
Stanowisko Marcina Biskupskiego, skądinąd przedstawiciela właściciela obiektu, wydaje się być farsą. Nie można zrobić tu koncertu, bo zniszczy się trawka. Za to nikomu kompletnie nie przeszkadza to, że na stadionie używa się pirotechniki, co jest prawnie zakazane. Nie jest zakazane bez powodu: to po prostu jest niebezpieczne. Grozi pożarem, a wówczas skutki mogą być fatalne: począwszy od ogromnych strat finansowych, a skończywszy na dramatach ludzkich. Idealnie obrazuje to sytuacja z tego roku z Krakowa, gdzie w wyniku użycia pirotechniki doszło do pożaru na stadionie… no ale cóż… w Szczecinie chodzi o trawę…
W tym kontekście pojawia się pytanie: kto tu naprawdę rządzi? Czy właścicielem stadionu jest miasto, które wyłożyło gigantyczne środki na jego budowę, czy Pogoń Szczecin, która zdaje się dyktować warunki użytkowania? Prezes Jarosław Mroczek sprawia wrażenie osoby o większym wpływie niż choćby wiceprezydent Marcin Biskupski. Miasto, które powinno być gospodarzem tego miejsca, zdaje się być zepchnięte na boczny tor, pozwalając klubowi decydować o wszystkim – od zasad użytkowania po zasady bezpieczeństwa.
Stadion, który miał być wizytówką Szczecina, stał się symbolem niewykorzystanego potencjału. To miejsce, które mogłoby przyciągać tłumy na wydarzenia kulturalne, koncerty czy zawody międzynarodowe, jest zredukowane do roli stadionu piłkarskiego z monokulturową misją. A przecież Szczecin zasługuje na więcej.
Obiekt tej klasy powinien być wielofunkcyjny – służyć wszystkim mieszkańcom, a nie wyłącznie kibicom piłkarskim. W przeciwnym razie pozostaje gorzkie poczucie, że ta inwestycja nie była dla miasta, a jedynie dla jego wybranej części. Pytanie tylko, jak długo szczecinianie będą to tolerować. Bo choć Pogoń jest – według wielu – chlubą miasta, stadion należy do wszystkich. I czas, by właściciel przypomniał o tym użytkownikowi. Słowem: inwestycja, która miała być wygraną Szczecina, stała się meczem, który miasto przegrywa z kretesem.