Home Felietony  Prognoza lokalnego świstaka
Felietony 

Prognoza lokalnego świstaka

159
świstak phil
fot. usatoday.com

Tydzień temu słynny amerykański świstak Phil z miasta Punxsutawney w Pensylwanii w USA tradycyjnie zawyrokował czy nadal będzie trwała zima, czy czeka nas nadejście wiosny. Wyciągnięto biednego gryzonia za wszarz z nory, ale kiedy zobaczył swój cień ukrył się. Według amerykańskich wierzeń oznacza to, że zima ma potrwać jeszcze sześć tygodni. Ale dlaczego mamy się ciągle opierać na przewidywaniach jakiegoś gryzonia z USA, czy polskiego górala „spod samiuśkich Tater hej”. A może by tak pokusić się o jakąś lokalną wróżbę pogody w wykonaniu takiego naszego, szczecińskiego świstaka lub jego odpowiednika?

2 lutego w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie obchodzony jest Dzień Świstaka. W tym roku święto to wypadło w niedzielę. I jak zwykle jego bohaterem był świstak amerykański (Marmota monax) o imieniu Phil zamieszkujący miasto Punxsutawney w Pensylwanii. Członkowie klubu Punxsutawney Groundhog Club, jak co roku o tej porze, wyciągnęli gryzonia na światło dzienne. Według legend, jeśli świstak zobaczy swój cień i ucieknie do nory, czeka nas sześć kolejnych tygodni zimy. Jeśli nie, nadejdzie wczesna wiosna. Phil jednak zobaczył swój cień. Wiadomo więc, co to znaczy. Świstak przewiduje pogodę od końca XIX wieku. Ale chyba coś słabo mu idzie, bo według danych amerykańskiej Narodowej Agencji Oceanów i Atmosfery (NOAA) jego prognozy od 2005 roku sprawdzały się tylko w 35 procentach. W zeszłym roku Philowi udało się i przepowiedział wczesne nadejście wiosny. 

Za nami już jeden tydzień. I póki co, Phil nie mylił się, przynajmniej jeśli chodzi o Szczecin. Bo co prawda było sporo słonecznych godzin, to jednak temperatura minusowa królowała rankami i wieczorami. A jednego dnia nawet rano popadał śnieg. Nie wiadomo jak będzie w kolejnych tygodniach. Bo czytając i oglądając prognozy meteorologów, naprawdę można się pogubić. Tak naprawdę przewidywanie pogody, to prawdziwa loteria. Oczywiście są naukowe metody i urządzenia pozwalające na bardzo ścisłe opracowane symulacji pogodowych, ale przyroda rządzi się swoimi prawami i jest nieprzewidywalna, co udowadnia nam co chwila i na każdym kroku. I cóż więc z tego, że będziemy prognozować upały, kiedy przyroda postanowi pokazać nam środkowy palec i z nieba będzie np. padać grad, albo będą biły pioruny. 

Idąc jednak amerykańskim tropem, nie licząc specjalnie na trafność prognoz, moglibyśmy podnieść atrakcyjność miasta i regionu wyszukując takiego lokalnego zwierzaka. Choć na to raczej nie ma co liczyć. Raz, że nie ma u nas świstaków, susłów, czy innego gryzonia, którego można byłoby po amerykańsku wyciągać z nory i obserwować jak zareaguje na swój cień. Dwa – pewnie zaraz zaprotestowaliby ekolodzy przeciwni wykorzystywaniu zwierząt w celach komercyjnych i rozrywkowych. Aż dziw, że w USA nie protestują i zgadzają się na coroczne wyzyskiwanie świstaka do roli „pogodynki”. Musimy więc poszukać rozwiązań alternatywnych. Można więc u nas spróbować zatrudnić w tej roli np. dziadka Władka, który zdobywając Wał Pomorski nabawił się reumatyzmu i kiedy ma się zmienić pogoda, to go noga rwie jak „jasna cholera”. A może wykorzystać garbatą Lucynę z bagien pod Cedynią, która zawodowo zajmuje się odczynianiem uroków, wróżbiarstwem na masową skalę, chiromancją z brudnej stopy oraz niekonwencjonalnym leczeniem grypy i przeziębień w postaci spożycia pół litra spirytusu, który podobno potrafi przegonić każde choróbsko. Ale niewiasta owa mogłaby też przepowiadać pogodę. Wystarczyłoby, żeby skończyła kurs pt. „meteorologia w weekend” i mielibyśmy lokalna pogodową atrakcję. To byłby także pewien element walki z bezrobociem, bo takiego osobnika można byłoby poszukać wśród ludzi pozostających bez pracy. W grę wchodzi także skorzystanie z umiejętności pewnego polskiego polityka, który kilka lat temu pochwalił się odkryciem „ostrego cienia mgły”. Nie ma więc cienia wątpliwości, że widok własnego cienia mógłby go skłonić do pewnych prognoz meteo. Do tego też dochodzą lokalni rybacy, wędkarze i marynarze, którzy podobno tylko spojrzą w niebo, pociągną nosem i już wiedzą, jaka będzie pogoda. Warto więc może ogłosić jakiś konkurs, który wyłoniłby lokalnego „pogodynka” lub „pogodynkę”, klimatycznego wróża, który np. na przełomie stycznia i lutego na Wałach Chrobrego ogłaszałby czy koniec zimy jest już bliski, czy też na wiosnę trzeba będzie jeszcze poczekać. Natomiast pod koniec listopada pokusiłby się także o przewidywania czy zima będzie długa i sroga, czy też lekka i bez śniegu. I albo trafi, albo nie. Bo tak już jest z pogodą. Albo będzie dobra, albo nie.

Powiązane artykuły

dziś prawdziwych poetów już nie ma
Felietony 

Dziś prawdziwych poetów już nie ma

Sławna polska piosenkarka Maryla Rodowicz śpiewała przed laty, że „dziś prawdziwych Cyganów...

no to mamy wiosnę… i co dalej?
Felietony 

No to mamy wiosnę… i co dalej?

Już i kalendarzowa, i astronomiczna. Wreszcie nadszedł czas długo wyczekiwanej wiosny! Cały...

wagary inne niż wszystkie
Felietony 

Wagary inne niż wszystkie

Wagary kojarzą się zazwyczaj z leniwym dniem spędzonym w parku, kawiarni albo...

kasia pokaże zęby. jak pirania ze świnoujścia straciła dom?
Felietony 

Kasia pokaże zęby. Jak pirania ze Świnoujścia straciła dom?

To materiał tylko dla osób o mocnych nerwach. Niektórzy już mówią, że...