
Któż ze szczecinian nie poczuł znad Odry zapachu czekolady! Prażone ziarna kakaowca stały się wonnym symbolem Szczecina. Idąc do portu wielokrotnie czułem ten zapach i zawsze wprowadzał on mnie w dobry nastrój. Postanowiłem zbadać, skąd wzięła się czekoladowa woń w naszym mieście.
Do szczecińskiego portu ziarna kakaowca przypływają w workach z zamorskich krain: z Karaibów i Afryki. W workach jutowych wyglądają niepozornie, nie tylko nie mają woni czekolady, ale wręcz pachną niezachęcająco. Ich miejscem przeznaczenia są leżące na Łasztowni budynki Przedsiębiorstwa Przemysłu Cukierniczego (PPC) „Gryf” SA, zwanego potocznie przez szczecinian „fabryką czekolady”.
Oczywiście najbardziej interesowały mnie procesy, podczas których uwalniają się frakcje odpowiedzialne za zapach nadodrzańskich bulwarów. Wszystko dzieje się na etapie prażenia ziarna. Należy podkreślić, że obecnie cały proces obróbki jest w pełni zautomatyzowany i poddany ścisłym restrykcjom sanitarnym. Nie przeżyjemy tam przygód rodem z książek Roalda Dahla, których bohaterem jest Willy Wonka – właściciel olbrzymiej fabryki czekolady. Produkcja nie przypomina też tej z dawnych lat – jest nastawiona na zaopatrzenie firm produkujących do sprzedaży detalicznej, np. czekoladę i kuwerturę transportuje się cysternami, polewy do lodów trafiają do wiaderek, a kakao do workówPróbuję płynnej czekolady, jeszcze bez dodatku mleka i cukru. Smak? Niestety, nie ma w nim nic podobnego do współczesnej czekolady, choć konsystencja i kolor podobne. Zapewne zbliżony napój pili Aztekowie, a później kompania Hernána Cortésa. W chwilę później próbuję produktu z następnego etapu – pycha! To najlepsza czekolada, jaką piłem!
Na deser udaję się do małego kącika pamięci czekolad, których już nie ma. Cała gama produktów, niektóre pamiętam jeszcze z półek sklepowych: sufle, ptasie mleczko, czekolada do picia, kakao w proszku. Z dzisiejszego punktu widzenia nieefektowne opakowania wywołują nostalgiczne wspomnienia.

Pommersche Provinzial-Zuckersiederei
Jaka była historia fabryki czekolady? Okazuje się, że powstała w miejscu dawnej rafinerii cukru. Spółka Pommersche Provinzial-Zuckersiederei została założona w 1817 r. przez Johanna Velthusena, Friedricha Wilhelma Gribla i Heinricha Dorna. Początkowo rafinacja odbywała się w sąsiedztwie pałacu tego pierwszego przy Luisenstraße (ul. Staromłyńska). Po sześciu latach zakupiono grunt na Łasztowni i rozpoczęto budowę fabryki przy Speicherstraße (ul. Zbożowa). W 1906 r. rafineria zajmowała powierzchnię 36 tys. m kw. z czego ponad 70 proc. stanowiła część zabudowana (w zachowanych z wojennej pożogi budynkach działa obecnie PPC „Gryf”).
Produkcja – z użyciem trzciny cukrowej z Indii i przy zastosowaniu otwartego ognia – odbywała się w prymitywnych warunkach. Dopiero wprowadzenie maszyn parowych pozwoliło przejść do rozwiniętej produkcji przemysłowej. Polityka gospodarcza Prus wspierała wykorzystanie rodzimego surowca, a więc buraków cukrowych z Wielkopolski i Brandenburgii. Do 1890 r. szczecińska rafineria potroiła eksport cukru (do ponad 10 tys. ton), w 1913 r. zdolność rafinacji szacowano na 130 tys. ton, a z portu wyeksportowano 309 tys. ton cukru ogółem! Po zakończeniu I wojny światowej i utracie Wielkopolski, Niemcy zaopatrywały się w surowiec tylko na Pomorzu i w Brandenburgii.
Co ciekawe, firma Pommersche Provinzial-Zuckersiederei istnieje do dziś w Ulm. Nie ma to jednak związku z produkcją czekolady, szukam zatem dalej. Wkrótce otrzymałem informację o zakładzie produkcyjnym Flemminga & Buchholza na Kępie Parnickiej oraz fabryce „Odero” na Grabowie przy ul. Dubois.
Trop na Kępie Parnickiej
Budynki na Kępie Parnickiej istnieją do dziś i od frontu są takie same, jak na rysunku Ottona Tarnogrockiego w reklamie z publikacji pt. Stettin als Seehafen, Handels und Industriestadt. Dzięki uprzejmości obecnych gospodarzy obiektu, Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej, zwiedzam główny budynek (wyróżnia się on wśród zabudowy wyspy i jest doskonale widoczny z drugiego brzegu Odry, zwłaszcza ze skarpy nad dworcem kolejowym) od piwnic po strych, zaglądam także do przyległych pomieszczeń gospodarczych, w których niegdyś mieściła się stajnia na sześć koni oraz mieszkania. Niestety, nie ma tu śladu po produkcji czekolady przez Flemming & Buchholz Kakao-, Schokoladen- und Zuckerwaren-Fabrik.
Działkę przy Holzstraße 16 (ul. Heyki) właściciele fabryki kupili od spółki Schindler-Mützell, potem przejęli także parcelę przy Siedereistraße 6–7 (ul. Spedytorska), by w latach 1912–1913 wybudować sobie piękny, wielopiętrowy budynek ze spadzistym dachem. Inwestycję rozpoczęto – jak to określono – „z energią wrodzoną północnemu Niemcowi” i wyposażono w najnowocześniejsze urządzenia. Produkowano praliny, kuwerturę na eksport, desery i kakao w proszku. W 1938 r. budynki przejęła administracja państwowa, utworzono w nich Wojskowy Zakład Weterynarii. Po fabryce zostały jeszcze znaczki reklamowe.
„Odero” z Grabowa

Podejmuję kolejny trop. Jak się okazało, przy Poststraße (ul. Dubois) pod numerem 21 mieściła się fabryka Alberta Kreya! Albert Krey, Kakao-, Schokoladen- und Zuckerwarenfabrik – tak nazywano najstarszą fabrykę czekolady w północych Niemczech, która powstała zrazu w wynajętych pomieszczeniach przy Wallstraße (Bulwar Gdański) w 1856 r. i produkowała słodycze na niewielką skalę. Z powodu wymówienia, po dwóch latach Krey przeniósł się na Schuhstraße 6 (ul. Szewska), a więc na Stare Miasto.
Rozwój przedsiębiorstwa, a także podjęcie się produkcji czekolady spowodowały, że w 1876 r. koniecznym stało się kupno gruntu pod nowoczesną fabrykę z maszyną parową o mocy 30 KM przy Kleine Domstraße 3 (ul. Mariacka). Produkcja słodyczy nie nastręczała trudności, ale wytwarzanie czekolady i zdobycie urządzeń do jej produkcji to już zadanie z wyższej półki, bowiem nieliczne istniejące fabryki chroniły tajemnice produkcji. Dopiero w 1867 r. na Wystawie Światowej w Paryżu Albert Krey mógł kupić maszyny, rozwinąć działalność i stworzyć nowe działy (laboratorium, wytwórnię pralin, pianki i ciast), wreszcie – stać się dużą i uznaną firmą.
Przy Kleine Domstraße zabrakło miejsca, a ponieważ spodziewano się stałego wzrostu sprzedaży, w 1890 r. właściciel przedsiębiorstwa kupił na Grabowie (bezpośrednio nad Odrą) działkę o powierzchni 8 tys. m kw. Dwa lata później wykończoną fabrykę oddano do eksploatacji.
Na Starym Mieście wciąż mieściła się siedziba rodziny Kreyów. W Szczecińskiej Księdze Adresowej z 1936 r. ten sam numer telefonu jest przypisany zarówno Albertowi Kreyowi (jako firmie), jak i Kurtowi Kreyowi. Kurt Krey pojawia się także w wypisie katastralnym z 16 kwietnia 1932 r. jako właściciel posesji przy Poststraße.
Wróćmy do początków na Grabowie. Pod koniec XIX w. brakowało tam sieci wodociągowej i elektrycznej, dlatego zakład miał własne ujęcie wody, zaopatrzył się też w dynama z bateriami dla zapewnienia koniecznego oświetlenia i obsługi wind towarowych. Już w 1906 r. jednak wykorzystywano w nim ponad sto specjalistycznych maszyn do przerobu surowców i produkcji towarów. Dla maszyny parowej o mocy 70 KM parę zapewniały dwa kotły o powierzchni 50 m kw. każdy. Zatrudniano 150 osób, a w sezonie nawet do dwustu.
Podkreślano rolę dobrych relacji pomiędzy właścicielem a zatrudnionymi, bowiem pięciu pracowników spędziło tam ponad 25 lat, a wielu miało staż dłuższy niż dekadę. Produkcja cieszyła się wysokim uznaniem ze względu na swoją jakość, firma posiadała w ofercie kakao w proszku (w opakowaniach jednostkowych, bezpośrednio do spożycia), masło kakaowe (sprzedawane również za granicą), a także czekoladę w proszku do picia oraz miksturę powstałą na bazie mąki owsianej i kakao, co uznawane było za napój wzmacniający dla dzieci, chorych oraz rekonwalescentów.
W lewym rogu reklamy zakładu widać logo z tabliczką czekolady w polu herbowym zwieńczonym gryfem, natomiast po prawej stronie znajduje się gryf – herb Grabowa przedstawiony w marszu. Na mostku parowca zapewne nazwa „Stettin”, natomiast wysoki budynek, na którym powiewa flaga, to obiekt znany szczecinianom z tympanonu przedstawiającego postać kobiecą z kaduceuszem i panoramą miasta wzdłuż nabrzeża – jeden ze statków ma inicjały AK (Abert Krey).
W dokumentach z 12 sierpnia 1937 r. jako właściciela nieruchomości przy Poststraße wymienia się pochodzącego z Gdańska kupca Ewalda Doeringa. Prowadził tam firmę „Saturn”, która powstała w 1919 r., a zajmowała się produkcją masy marcepanowej, kakao oraz firmowej czekolady, za którą Doering zdobył w 1927 r. złoty medal na Międzynarodowych Targach Poznańskich.
Wkrótce firma zmieniła nazwę na Kakaowerk „Odero”, powstały plany rozwoju i przebudowy, ba! nawet zagospodarowania zieleni wokół fabryki. Firma zmieniła swoją grafikę reklamową – pojawiło się na niej bardziej nowoczesne i uproszczone przedstawienie budynku z dymiącym kominem nad napisem „Odero” i parowcem z jednej strony, a żaglowcem z drugiej. Będzie z niej korzystało tuż po wojnie także polskie „Odero”.
W jaki sposób Ewald Doering przejął fabrykę Alberta Kreya? Tego nie udało mi się ustalić. Wiemy tylko, że był chwalony przez nazistowskie władze za swój wkład w wysiłek wojenny III Rzeszy, co zostało potwierdzone stosownym dokumentem.
Od „Odero” do „Gryfa”
W ostatnim dniu sierpnia 1946 r. uruchomiono pierwszą powojenną fabrykę czekolady, która zachowała jednak przedwojenną nazwę. Początki były trudne, nie tylko ze względu na powojenne zniszczenia i działalność szabrowników. Wydział Aprowizacji i Handlu Zarządu Miejskiego w Szczecinie pismem z 5 października 1945 r. przydzielił fabrykę do zabezpieczenia Związkowi Gospodarczemu Spółdzielni Rzeczpospolitej Polskiej „Społem” (wraz ze znajdującą się w sąsiedztwie dawną palarnią kawy Raschke & Dummer). Jednocześnie warszawska centrala „Społem” zakazała oddawania przedsiębiorstw komukolwiek, wyjaśniając przy tym, „że w tej chwili jedyną władzą, mogącą uchylić nasze zarządzenie może być tylko pismo pana premiera [Edwarda] Osóbki-Morawskiego”.
Stan fabryki czekolady był fatalny – zniszczenia i ruiny towarzyszyły bałaganowi po istniejącej do niedawna w tym miejscu sowieckiej kuchni wojskowej. Zapewne pracowała ona na rzecz ekipy demontującej urządzenia dawnej stoczni „Vulcan”, która w końcu października 1945 r. liczyła 350 osób. Należy przyjąć, że demontaż, wywóz sprzętu i dewastacje objęły sąsiednie zakłady, w tym fabrykę „Odero”.
Wiosną 1946 r. przyszły pierwsze dostawy ziarna i masła kakaowego oraz mleka w proszku, przydzielone z zasobów UNRRA przez Ministerstwo Aprowizacji i Handlu. W kronice za rok 1947 czytamy: „Załoga fabryki liczy już około 60 ludzi. Pracownicy zdobywają coraz większe doświadczenie w produkcji czekolady. Przez własną pomysłowość, spryt dochodzą do tajemnic, w jaki sposób należy obsłużyć skomplikowane maszyny i urządzenia. Fachowców, którzy mogliby coś podpowiedzieć jest kompletny brak. Przoduje tutaj ob. Zienta, niedawny jeszcze pracownik placowy. Opanowuje obsługę temperówki i całą technologię produkcji czekolady. Zdolność produkcyjna wynosi już 30 ton czekolady miesięcznie”. Zakład rozwijał się, sprowadzono maszyny z importu, powstał nowy asortyment. W 1951 r. nazwę „Odero” zastąpił „Gryf”.
Ciężka praca zatrudnionych przy produkcji nieustannie otaczana była propagandą, co doskonale widać w zapiskach z kroniki zakładu. „Pewne obawy budzi produkcja chałwy, która ma być równomiernie produkowana w ciągu całego 1952 r. Załoga otrzymuje list z pozdrowieniami od pracowników moskiewskiej fabryki czekolady »Bolszewik«” – kto wie, być może pozdrawiający pracowali na wywiezionych ze Szczecina maszynach z przedwojennej fabryki? Pod inną datą czytamy: „W dniu 3 października 1960 r. zebrana załoga podejmuje rezolucję, deklarującą całkowite poparcie stanowiska Tow. Gomułki, jakie zajął na zgromadzeniu ONZ dla utrzymania pokoju i doprowadzenia do całkowitego rozbrojenia świata”. Nieco ponad dziesięć lat później, w grudniu 1970 r. na tej samej ul. Dubois władza ludowa pokazała klasie robotniczej, jak rzeczywiście rozumie utrzymanie pokoju i całkowite rozbrojenie…
Na początku lutego 1960 r. w Szczecinie pojawili się z wizytą członkowie specjalnie powołanej komisji: minister przemysłu spożywczego i skupu Feliks Pisula, wiceminister Bolesław Rumiński oraz wiceminister rolnictwa Edward Ochab dokonali wizji lokalnej pozostałości po Pommersche Provinzial-Zuckersiederei. To miał być krok w kierunku rozwoju fabryki z wykorzystaniem portu, jako bezpośredniego zaplecza. Z chęcią uruchomienia produkcji w tym miejscu noszono się już od dawna, w 1957 r. odwołano nawet z funkcji dyrektora Szymona Hamburgera, który – ze względu na swoją znajomość przemysłu cukierniczego – pokierować miał zagospodarowaniem obiektów po byłej rafinerii cukru. Plany, jak się okazało zrealizowano, a my w ten sposób wróciliśmy do początku naszej opowieści, czyli PPC „Gryf” na Łasztowni pachnącej czekoladą.
W archiwum Magazynu Miłośników Stolicy Pomorza znajduje się ponad 250 artykułów, które systematycznie przypominamy w ramach naszego cyklu [ Z ARCHIWUM SZCZECINERA ]. Tym razem sięgamy do Nr 3/2013 i tekstu Roberta Florczyka, który próbuje odtworzyć historię czekoladowych aromatów unoszących się nad Odrą i wypełniających ulice centrum Szczecina. To że dzisiaj Szczecin pachnie czekoladą, to możemy samodzielnie sprawdzić podczas spacerów po bulwarach. Ale by odpowiedzieć na postawione w tytule pytanie warto przeczytać tekst, a także pobrać plik PDF, w którym znajdziecie więcej ciekawych ilustracji. Miłej lektury!