Bartłomiej Hauka Smoliński z grupy „Szczecin znany i historyczny” wrzucił pytanie, które trafia prosto w serce każdego, kto choć raz spacerował ulicami Szczecina z poczuciem, że w tym mieście brakuje… ciszej wypowiedzmy to słowo… ciągłości.
Czytamy:
Wyobraź sobie, że Szczecin nigdy nie został zniszczony. Że nie było huku bomb, płomieni trawiących kamienice i ciszy pośród ruin. (…) To podróż do alternatywnej rzeczywistości. Próba uchwycenia, jak mógłby wyglądać nasz Szczecin, gdyby historia potoczyła się inaczej.
I nagle przenosimy się na Targ Węglowy, którego przecież nie ma. A może jest, tylko przysypany warstwą historii, decyzji powojennych urbanistów i architektów, którzy mieli na głowie odbudowę państwa, a nie troskę o wrażliwość przyszłych spacerowiczów?
W tym wyobrażonym Szczecinie jest gwar, jazz z otwartego okna, stolik przy witrynie restauracji, strzelista katedra odbita w szybach kamienic. A w naszym? W naszym jest parking, asfalt, puste place i fantomowe wspomnienia po mieście, którego nie pamiętamy, ale które intuicyjnie czujemy.
Miasto, którego szukamy pod brukiem
Fascynuje mnie ta różnica: Warszawa ma traumę ruin, Gdańsk — rekonstrukcję, Wrocław — transformację. A Szczecin? Szczecin ma… pytanie. Jak wyglądałby, gdyby ocalał?
To miasto jest jak człowiek, który stracił pamięć. Ma monumentalne kości Rogera i Hakena, arterie szerokie jak w Paryżu, doklejane osiedla z każdej epoki, ale wciąż próbuje przypomnieć sobie, kim miał być.
I stąd bierze się ta cicha tęsknota, ta moda na before-and-after, te grupy „Stary Szczecin”, „Szczecin dawniej”, te spacery, te rekonstrukcje 3D i komentarze: „Gdybyśmy to mieli dziś, byłoby jak w Pradze…”, „Jak w Strasburgu…”, „Jak we Lwowie…”
Nie, drodzy Państwo. Gdybyśmy to mieli dziś, byłoby jak… w Szczecinie. Tylko że innym.
Wyobraźnia jest tu nie ucieczką — ale planem. Bo z każdą taką wizją przychodzi pytanie: skoro nie możemy cofnąć czasu, to może możemy zrobić coś teraz?
Może Targ Węglowy wciąż może stać się miejscem spotkań, a nie przesiadką samochodową.
Może Stare Miasto da się domyślić, a nie tylko odcyfrować z planów.
Może przestrzenie między Domem Marynarza a Wałami Chrobrego nie muszą być parkingami, ale kawałkiem tej utraconej kulturalnej tkanki.
I może to „What If”, wrzucone luźno w internet, jest ważniejsze niż niejeden raport urbanistyczny, bo pokazuje, że mieszkańcy wciąż marzą. I nie o galeriach handlowych ani świeżych elewacjach, ale o mieście, które żyje jak miasto.
A więc co, Szczecinie? Nie zbudujemy już średniowiecznych murów, nie cofniemy alianckich bomb, nie odwołamy historii. Ale możemy zrobić coś innego: nie pozwolić, by ta wizja została tylko internetową fantazją.












