Jakby ktoś jeszcze nie wiedział, to jesteśmy w stanie wojny z Danią. Nie wypowiedzianą oficjalnie, ale mamy ją. O co poszło? Niby drobiazg, ale jakże dla nas ważny. Otóż o… choinki. O śledzie, dorsze, to jeszcze można zrozumieć. Ale o jodłę kaukaską?! I to tuż przed świętami!?
Jeden z ogólnopolskich dzienników alarmuje, że nasi polscy hodowcy choinek są zaniepokojeni ekspansją drzewek z Danii. Wróg, najczęściej w postaci duńskiej jodły kaukaskiej, zaatakował podstępnie i bez wypowiedzenia wojny. Nie bagatelizowałbym nazwy drzewa. Daje do myślenia. Być może ktoś chce nas skłócić z naszym sojusznikiem w NATO. Ale jeżeli jest jednak inaczej, o to nieładnie! Jak jakieś „zielone ludziki” duńskie choinki wdarły się na nasze place na których oferowane są bożonarodzeniowe drzewka i śmieją się polskim plantatorom w nos. A zagrożenie jest poważne. Bo według gazety Dania posiada jedne z najlepszych w Europie upraw jodeł, a tamtejsi hodowcy rocznie produkują około 100 milionów takich drzewek. Z tego prawie 12 milionów jest importowanych m.in. do Polski. W jaki sposób trafiają do naszego kraju? Wyjaśnił to gazecie jeden z polskich plantatorów: „choinki wycinane są już na początku listopada i trafiają do chłodni. Następnie w kontenerach są przewożone do Polski, gdzie w grudniu trafiają na targowiska i bazary”. Jak więc odróżnić nasze jodły od wrogich? Może po zapachu? Być może duńska jodła pachnie jakoś inaczej np. śledziem, który jest przecież gigantycznym przysmakiem w tym kraju, frykadelkami (klopsikami) lub stegt flaesk – narodowym daniem Danii, czyli kawałkami wieprzowiny smażonymi do chrupkości, a następnie podawanymi z gotowanymi ziemniakami i sosem pietruszkowym. Otóż nie.
Gazeta udziela instrukcji jak odróżnić nasze jodły od agresorów: „przede wszystkim należy zwrócić uwagę na kolor igliwia, który powinien być intensywnie zielony. Kolejną wskazówką jest dokładne przeanalizowanie miejsca cięcia – jeśli jest ono ciemnobrązowe, to jasny sygnał, że drzewko było wycinane kilka tygodni temu. Świeżo ścięty pień będzie oszroniony kroplami żywicy oraz wyróżni się jasnobrązowym odcieniem”. Należy więc kupować choinkę w dzień, a nie po zmroku, przyglądać się jej dokładnie, na wszelki wypadek jednak powąchać i zadumać się nad niewdzięcznością narodu duńskiego wobec Polaków. To przecież my, w czasie „potopu” w 1658 roku, wysłaliśmy nasze wojska z hetmanem Stefanem Czarnieckim na czele w sukurs Danii i ocaliliśmy mieszkańców tego kraju od szwedzkiej niewoli. Kto wie jak by było gdyby nie nasze wojska. Duńską wyprawę opisał dokładnie jeden z jej uczestników- pamiętnikarz Jan Chryzostom Pasek. Z jego relacji wynika m.in. że Polacy dopłynęli do Danii wpław(!): „Sam tedy, przeżegnawszy się, Wojewoda wprzód w wodę, pułki za nim, bo jeno trzy były, nie całe wojsko, kożdy za kołmierz zatchnąwszy pistolety, a ładownicę uwiązawszy u szyje. […] Konie już były do pływania próbowane; który źle pływał, to go między dwóch dobrych mieszano, nie dali mu tonąć. Dzień na to szczęście był cichy, ciepły i bez mrozu”. I teraz, w zamian za okazaną pomoc, waleczność oraz poświęcenie Duńczycy zaatakowali nas choinkami! Ten cios zabolał, o okrutnie zabolał! Pozostanie chyba tylko zaśpiewać arię Jontka z opery „Halka” Stanisława Moniuszki, lekko ją trawestując: „szumią jodły na gór szczycie/szumią sobie w dal/Polakowi smutne życie/gdy ma w sercu żal/nie mam żalu do nikogo/jeno do Ciebie niebogo/Danio, Danio, ty jedyna/to Twoja wina”.