Chatynka niczym z baśniowych opowieści, a nawet i lepsza. Miejsce magiczne, otoczone niespotykaną aurą. Takiego klimatu nie można znaleźć na planie żadnego filmu. Za to w pewnym miejscu w Szczecinie już tak. Gdzie w takim razie należy podążać, by móc odnaleźć ten wspaniały dom?
W poszukiwaniu zaczarowanego ogrodu kierować trzeba się na róg ulic Łukasińskiego i Somosierry. Właścicielem, a jednocześnie pomysłodawcą dekoracji jest pan Janek. Efekt końcowy prac i ogólny wygląd przestrzeni wokół domu wprawiają w niemały zachwyt. Przechodząc obok budynku podziwiać można wiele pięknych dekoracji zachowanych w stylu militarystycznym. Pomimo ich dużej liczby nie daje się odczuć najmniejszego braku spójności. Wręcz przeciwnie, cały zamysł artystyczny jest nader widoczny.
Sam pomysł na zaaranżowanie ogrodu w tak niespotykany sposób narodził się w wyniku niespełnionego marzenia. Jak wspomina pan Janek:
– Moim marzeniem było w miejscu, w którym jest śmietnik, mieć angielską budkę telefoniczną. Mówię sobie: dlaczego nie? Ale człowiek nie miał żadnego znajomego kierowcy, który mógłby z Anglii przywieźć taką budkę telefoniczną. Później też dowiedziałem się, ile kosztuje taka stara, zdezelowana budka. 700 funtów to za dużo. W wyniku tej mojej rozpaczy kolega zaproponował, żebyśmy chociaż wartowniczą zrobili. I dalej, gdy stanęła ta budka to myślę sobie, że tam, gdzie stanęła budka wartownicza powinien być też wartownik. Mówię do kolegi: to dawaj zrobimy na tej gruszce ambonę i punkt obserwacyjny. Przecież wartownik na warcie nie tylko chodzi, musi z ukrycia prowadzić obserwację. No więc dlaczego nie miałby być wartownik zainstalowany u góry na ambonie?
Od słów przeszli do czynów i wspomniany wartownik do dziś obserwuje otoczenie ze swojego miejsca na gruszy. W spoglądaniu „z wyższością” na przechodniów nie jest jednak osamotniony. Po drugiej stronie ogrodu, tuż przy wejściu na posesję swoje miejsce otrzymała także żołnierka. Pan Janek w sposób żartobliwy wyjaśnia, dlaczego kobieta zasiadła właśnie tam. Jak się okazuje ma to związek ze stacjonującymi tuż obok żołnierzami Wielonarodowego Korpusu Północ-Wschód. Gdy ci w porze obiadowej wychodzą do pobliskiej restauracji, żołnierka na brzozie trzyma łyżkę dumnie manifestując, że ona również swój posiłek zajada.
Jednak realizacja tych wszystkich pomysłów do łatwych nie należała. Robota przy manekinach była bardzo pracochłonna. Co więcej, autor zadbał o każdy szczegół – nieodłącznym elementem przygotowań było zadbanie o makijaż przyszłych strażników. Pan Janek przyznaje, że wciągnięcie manekinów na taką wysokość było kłopotliwe. Zainstalowanie półki tak, by nic nie spadło, wiązało się z trudnym zadaniem. Tutaj z pomocą przyszedł pan Zbyszek, przyjaciel Janka Olejnika.
Pomimo pokaźnej ekspozycji pan Janek zapewnia, że uzbieranie całej kolekcji nie zajęło wiele czasu i ze wzruszeniem docenia fakt, że innym ludziom podobają się wymyślone przez niego ozdoby. Jednak ze smutkiem dodaje też:
– Były jeszcze inne pomysły, których realizacji ja już nie podołam. Miałem orzecha. Z tego orzecha nie było pożytku, same liście. Ściąłem go i w jego miejsce chciałem zainstalować kolejną żołnierkę. Zdobyłem już nawet niektóre części umundurowania i to miała być skrzypaczka. Dostałem od rodziny skrzypce. Pomalowałem je na biało. Ona miała siedzieć na siodle. Do tego miał być koński łeb z jakiejś zabawki. Ważne by było właśnie to, że byłaby skrzypaczką. Wszystko jest, brakuje tylko manekina. Jednak ja z tego zrezygnowałem, bo to jest trochę wyżej jak pierwsze piętro. Ja wiem, jaki to jest trud i wysiłek, by tam wejść.
Jedną z przeszkód dla dalszego pokazu pomysłowości jest również postępująca choroba pana Janka. Niemniej już teraz śmiało można powiedzieć, że ogród może zawalczyć o miano najbardziej nietuzinkowego miejsca w Szczecinie.