Największe gwiazdy polskiego rocka zawładnęły tysiącem szczecinian, którzy tłumnie stawili się w sobotni wieczór w Netto Arenie na pierwszej edycji The Legend.
A było się dzięki komu bawić i zedrzeć sobie gardło – przed publicznością w różnym przekroju wiekowym (byli nie tylko ludzie w kwiecie wieku, ale też liczna młodzież) zagrali sami giganci rodzimej sceny, a mianowicie: Róże Europy, Chłopcy z Placu Broni, Kobranocka, Sztywny Pal Azji, Jary Oddział Zamknięty i Ira.
Tylko oni są jak jedwab!
To właśnie zespół pod dowództwem Piotra Klatta jako pierwszy rozgrzał publiczność, choć po swoim półgodzinnym recitalu pozostawił po sobie mały niedosyt – zabrakło ich największego przeboju, czyli „Jedwabiu”. Jego brak świetnie zrekompensowały takie utwory, jak „Stańcie przed lustrami”, „Radio młodych bandytów”, czy „Rock’n’rollowcy”, a także obecność muzyków, którzy po latach przerwy znów grają w Różach – Artura Orzecha (tego samego, co niedawno powrócił do prowadzenia „Szansy na sukces”) i Ryszarda Wojciula.
Ela straciła przyjaciela. Znowu…
Sporo wzruszeń dostarczyli Chłopcy z Placu Broni, którzy przy każdej okazji przywoływali zmarłego przed laty Bogdana Łyszkiewicza. Nie ma się co temu dziwić, ponieważ wpływ „polskiego Lennona” na kształt polskiego rocka dalej jest niesamowicie odczuwalny, a jego postać jest ciepło wspominana zarówno przez starszych i młodszych melomanów. On sam pewnie ucieszyłby się z faktu, że Janusz „Yanina” Iwański i Franz Dreadhunter pieczołowicie pielęgnują jego dziedzictwo. Na szczególne uznanie zasługuje wykonanie piosenki „Kocham Cię”, któremu towarzyszyło wydobywające się z tysięcy smartfonów światło latarek.
Nikomu nie wolno było się z tego śmiać?
Po tych chwilach zadumy przyszedł czas na potężnego łupnia od Andrzeja „Kobry” Kraińskiego i jego Kobranocki. Nikogo nie zaskoczył fakt, że statyw wokalisty, gitarzysty i lidera w jednej osobie był żartobliwie przyozdobiony, uwaga, biustonoszami! Była mowa o Eli, co wciąż się nie wciela w kamasze, o „biednej pani z domu starców”, czy też o przestrodze przed tym, żebyśmy nie byli obojętni wobec otaczającego nas zła. Nie mogło zabraknąć hołdu dla Republiki („Kombinat”), Tiltu („Mówię Ci, że”) i Die Toten Hosen („I nikomu nie wolno się z tego śmiać”), a przede wszystkim – ponadczasowego wyznania miłości, które, wbrew sugestiom „Kobry”, ostatecznie wybrzmiało w Netto Arenie – „Kocham Cię jak Irlandię”. Tutaj mała dygresja – piszący te słowa reporter, podobnie jak niektórzy jego współtowarzysze, liczył na „Hipisówkę”. Ale od czego są przecież płyty, kasety i serwisy streamingowe?
Spóźnienie na spotkanie z Polską usprawiedliwione
Leszek Nowak i Jarosław Kisiński razem ze „Szpalem” nie tylko nie zawiedli swoich oddanych fanów, ale nie byli gorsi od pozostałych pod względem dostarczonych wrażeń. Wspólnie z publicznością budowali grób dla faraona, pomieszkiwali w otoczonej fosą wysokiej wieży, prosili ojczyznę o wybaczenie spóźnienia na spotkanie z nią, przestrzegali, aby nie wychylać się za wysoko, czy też zachęcali do tego, aby zmieniać siebie, jeśli chce się zmienić świat. Zupełnie się nie przejmują tym, że szczyt popularności mają za sobą – i bardzo dobrze! Bo najważniejsza jest przyjemność ze wspólnego grania
Andzia, czy gandzia? Oto jest pytanie…
Każdy szanujący się fan polskiego rocka zachodził w głowę, czemu Krzysztof Jaryczewski, śpiewając o pewnej dziewczynie, zawarł przestrogę przed uzależnieniem się od tego miękkiego narkotyku. Na szczęście szybko dochodził do konkretnych i właściwych wniosków.
Wracając do tematu – „Jaremu” należą się ogromne wyrazy uznania i podziwu za to, że po latach niebytu odzyskał głos i znów może cieszyć publiczność swoją obecnością na scenie. Ogromną pomocą ze strony wokalnej służył mu Zbyszek Bieniak, a i pozostali muzycy nie ustępowali sobie nawzajem jeśli chodzi o umiejętności i charyzmę. Dla Jaryczewskiego to była zresztą kolejna okazja do powrotu do czasów, kiedy nagrywał w studiu szczecińskiej rozgłośni Polskiego Radia dwie pierwsze płyty Oddziału.
Radom to nie mem. Radom to IRA
Może ten mazowiecki gród jest memem w pewnych kręgach, ale pod względem muzycznym ma swoje powody do dumy – to właśnie tam narodziła się gwiazda Artura Gadowskiego, który po dziś dzień z powodzeniem koncertuje i nagrywa kolejne przeboje ze swoim zespołem. Takie utwory, jak „Nadzieja”, „Wiara”, czy „Mój Dom”, będące „must-have” w setliście każdego koncertu Iry, wybrzmiały nie tylko z głośników, ale też z tysięcy solidnie już rozdartych gardeł.
Był też mały, szczeciński akcent – gitarzysta zespołu, Piotr Konca, wyszedł na scenę z koszulką Pogoni Szczecin, czym pozytywnie zaskoczył tamtejszą publiczność. Dostał ją od legendy „Dumy Pomorza”, Radosława Majdana, z okazji awansu „Portowców” do finału Pucharu Polski, w którym 2 maja zagra na PGE Narodowym z Wisłą Kraków.
Jakie były wrażenia?
Tutaj sprawozdawca pozwolił sobie na odrobinę prywaty. W mojej ocenie koncert wypadł bardzo dobrze, czego potwierdzeniem jest nie tylko ogólna atmosfera wewnątrz Netto Areny, ale też znakomity dobór wykonawców i sympatyczna konferansjerka. Wszyscy wychodzili ze szczecińskiej hali widowiskowo-sportowej z uśmiechami na twarzy, ale i też z ogromnym oczekiwaniem na przyszłoroczną edycję The Legend. I owszem, to była pierwsza odsłona tej imprezy, i jak zapewniają organizatorzy, na pewno nie ostatnia. Zatem trzymamy za słowo!