Po siedmiu przegranych z rzędu na własnym parkiecie, przyszło przełamanie. I to w jakim stylu! King Szczecin pokonał wczoraj Śląsk Wrocław 89:84.
Spotkanie zeszłorocznych finalistów ligi miało dla obu drużyn ogromne znaczenie. King do pojedynku podchodził ze świadomością fatalnej serii na własnym parkiecie. Od pierwszych minut spotkanie było wyrównane, gra kosz za kosz, ale w końcówce pierwszej kwarty po trzech trójkach Hassaniego Gravetta goście wyszli na prowadzenie i po 10 minutach było 20:28!
Domeną Wilków Morskich w tej części gry były… straty, w pierwszej połowie nasza drużyna zaliczyła ich aż 14, a to przekładało się na łatwe punkty dla wrocławian. Nasi zawodnicy próbowali odrobić straty z pierwszej kwarty, ale Śląsk kontrolował rywalizację na parkiecie i do szatni na przerwę przyjezdni schodzili przy prowadzeniu 39:48.
Druga odsłona meczu zaczęła się tak, jak wiele pojedynków w ubiegłym sezonie. W Wilkach pojawiła się energia, chęć zespołowej gry, do tego nasz team notował o wiele mniej strat. Avery Woodson trzecią kwartę rozpoczął od dwóch trójek, świetnie grał Zac Cuthbertson, Tony Meier w doskonałym stylu rzucił za 3 równo z syreną kończącą trzecią kwartę.
Po trójce Tony’ego Meiera po 30 minutach było 60:58. W kolejnej części meczu po zagraniu Przemysława Żołnierewicza różnica wzrosła do siedmiu punktów. Zespół Arkadiusza Miłoszewskiego grał tak, jak w ubiegłym sezonie, z charakterem i polotem, Śląsk nie był w stanie odrobić strat i ostatecznie King wygrał 89:84.
Najlepszymi zawodnikami Kinga byli Andrzej Mazurczak z 17 punktami i 9 asystami oraz Zac Cuthbertson z 17 punktami i 9 zbiórkami. Najskuteczniejszy w drużynie gości był Marek Klassen, który zdobył 20 punktów i zaliczył 5 asyst.
