Home Felietony  Święta, czyli sytuacja bardzo napięta
Felietony 

Święta, czyli sytuacja bardzo napięta

199

Czasami odnoszę wrażenie, że święta w Polsce były przyczynkiem do powstania kilku filmów np. „Wojna państwa Rose”, „Pan i Pani Smith”, czy tez teledysku do jednego z przebojów brytyjskiej grupy Beautiful South pt. „A little time”. Kto nie widział ww. dzieł wzywam do jak najszybszego nadrobienia zaległości jeszcze dziś. A przecież podobno święta to czas pojednania i wybaczania, odpuszczania grzechów, skruchy i obietnic poprawy. Z drugiej jednak strony coś w nas jednak tak buzuje jak super wulkan w Parku Yellowstone i wystarczy iskra a eksplodujemy niczym Etna (w tym roku trzy razy), Wezuwiusz lub sławny Krakatau. W powietrzu coś wisi, pogoda jakaś taka nietypowa czy inna cholera? Bo wystarczy jedno słowo, gest, skrzywienie ust, jakieś spojrzenie lub nietypowa reakcja a sytuacja wymyka się spod kontroli, eskaluje czasami przybierając rozmiary biblijnego Armageddonu. Wymaga hektolitrów melisy lub  interwencji obserwatorów z ramienia rodzinnego ONZ albo, niestety, kończy się nawet na sali rozpraw w sądzie. A o co toczymy świąteczne bitwy? O wszystko. Aby nie być gołosłownym.

Już na początku grudnia zaczynamy pierwsze, jeszcze przedświąteczne przepychanki – o świetlną iluminację naszego domu lub balkonu (w przypadku mieszkania w bloku wielorodzinnym). Ile światełek – jeden łańcuch czy kilogramy i kilometry girland, na zewnątrz czy wewnątrz domu, jednokolorowe czy wielokolorowe, mają błyskać  czy świecić jednostajnie, mają zwisać czy być solidne  przymocowane, mamy w tym roku mieć ich więcej niż Jabłońscy obok czy też pozostaniemy przy wersji ubiegłorocznej  itp. dylematy. Kolejne nadchodzą przy wyborze choinki. Ma być naturalna czy sztuczna, wielka, duża, czy mała, w stojaku, czy donicy, sosnowa czy jodłowa. Następna fala konfliktu może nadejść  jak zaczynamy ją ubierać. Na górze gwiazda czy iglica, bombki szklane czy plastikowe, światełka jednobarwne czy wielobarwne, mają błyskać czy świecić się jednostajnie, wieszać cukierki czy nie wieszać itd. Kolejna potencjalna wymiana ciosów, oczywiście w postaci mniej lub bardziej trafionych argumentów, czeka nas przy Wigilii. Zaczynamy już od stołu. Gdzie kto ma usiąść, wkładamy sianko pod obrus czy nie, zostawiamy jedno wolne miejsce dla zbłąkanego wędrowca (o niech jego ścieżki ominą nasz przybytek!) czy nie, wigilijna kolacja w ścisłym kameralnym gronie, czy kogoś dopraszamy, jeżeli tak to kogo, czekamy z rozpoczęciem kolacji na „pierwszą gwiazdkę” czy nie itp. No i przechodzimy do zasadniczego elementu – menu. Czy barszcz z uszkami czy grzybowa z łazankami, karp czy jakaś inna ryba, pierogi „wschodnie” (podobno nowa nazwa „ruskich”), czy z kapustą i grzybami, „kutia” czy kapusta z grochem, ryba „po grecku” czy śledź „po łowicku”, sałatka zwykła jarzynowa czy jakieś inne dziwactwa z telewizyjnych programów kulinarnych, majonez Winiary czy Kielecki, co do picia – wino (białe, czy czerwone a może kompromisowe, czyli różowe), a może nalewki, kompot z suszu czy cola, kolędy – słuchamy jakichś z telewizora czy ze spotifaja (bo niewielu już chyba śpiewa je osobiście), prezenty – w trakcie czy po kolacji, co na deser – sernik czy makowiec (chyba, że promowane ostatnio połączenie obu tych przysmaków, czyli „seromak”), kawa czy herbata,  w końcu – „idziemy na pasterkę” czy szukamy czegoś na Netflixie lub Rakutenie, co na przejedzenie – napar z mięty pieprzowej czy Jagermeister?

I jak z tego wybrnąć skoro tam gdzie dwóch Polaków, to kilka różnych zdań. A to dopiero jedna trzecia świąt. Bo przed nami kolejne rozterki związane z Bożym Narodzeniem. Zostajemy w domu (mając nadzieję, że pogoda skutecznie nam wybije z głowy pomysły pt. świąteczny spacer), czy idziemy na rodzinny obiad, który również ma szansę przerodzić się w kolejny odcinek wojny Polski z Polską. Ale jeżeli zostajemy w domu, to może zobaczymy coś w tv. Ale co? Starego „Znachora”, czy nową wersję, „Potop” czy „Pana Wołodyjowskiego” (mając z zapasie kompromisowe „Ogniem i mieczem”), „Kevina samego w domu” czy „Kevina w Nowym Jorku”. No i jeszcze rozterki dnia drugiego – wybieramy wersję pt. rozciągnięte dresy, kanapa, tv i dojadanie świątecznych resztek czy ruszamy „w miasto” na świąteczny kulig po knajpach i „racja brachu, wypijmy za to, kto z nami nie wypije tego we dwa kije” itd. Jeżeli wybraliśmy drugą wersję, to następnego dnia czeka nas kolejny wybór – leczymy się metodami naturalnymi czy zaufamy farmakologii szukając porady u dr Googla.

Zaiste święta, to czas prawdziwych dylematów. No to zdrowych, obfitych, spokojnych i takich jakie tylko chcecie, żeby były!

Powiązane artykuły

teatr w szczecinie
Felietony 

Niezły teatr

Jak podnieść niektórym osobnikom ciśnienie? Np. pomysłem lokalizacji nowej siedziby dla Teatru...

AktualnościFelietony 

Czy instytucje publiczne podczas inwestycji są odważne?

Fajnych, pomysłowych i oryginalnych rozwiązań w przestrzeni miejskiej często szukamy w odległych...

Felietony 

Inwestycja, która miała być wygraną Szczecina, stała się porażką miasta

Stadion Miejski w Szczecinie, po przebudowie dumnie noszący imię Floriana Krygiera, miał...

alkoholizm - picie alkoholu
Felietony 

Kto najwięcej pije?

Podobno przed wejściem do muzeum CIA jest taki napis: „nic nie jest...