W 86 minucie meczu przegrywali dwiema bramkami, ale nie schodzili po ostatnim gwizdku z goryczą porażki. To było obłędne widowisko: aż 8 bramek padło w potyczce Świtu z Zagłębiem II Lubin. Ostatnia drużyna w tabeli sprawiła ogromne trudności szczecinianom, ale mimo, że meczu wygrać się nie oddało, to na pewno nudami na Skolwinie dzisiaj nie wiało.
To miła być zwycięska sobota dla Świtu – szczecinianie podejmowali ostatnią drużynę z ligowej tabeli i byli zdecydowanymi faworytami. Niespodziewanie to właśnie przyjezdni w pierwszych minutach nadawali ton grze, wywierali presję na gospodarzach, próbowali przeprowadzać kontrataki. W 15 minucie, ku rozpaczy miejscowych kibiców, to właśnie Zagłębie otworzyło wynik spotkania. Świt wziął się za odrabianie strat, stwarzał sytuacje strzeleckie, ale brakowało skuteczności. Wreszcie w 33 minucie Krzysztof Ropski strzałem głową, po centrze z rzutu rożnego od Dawida Korta, doprowadził do wyrównania! W 43 minucie po raz drugi prowadzenie objęli goście, ale… tylko na chwilę, bo już dwie minuty później Szymon Kapelusz strzelił dla Świtu i pierwsza połowa zakończyła się remisem 2:2.
Po zmianie stron arbiter podyktował aż trzy rzuty karne. Najpierw dwa dla gości: w 62 i 75 minucie i Zagłębie prowadziło 4:2. Czas nieubłaganie mijał, a fani Świtu (wydawało się) byli już przygotowani na przegraną. Nadzieje na nowo obudziły się w 87 minucie, kiedy to sędzia podyktował jedenastkę dla Świtu, a Grzegorz Aftyka trafił pewnie przy słupku i szczecinianie wrócili do gry. Świt rzucił się z jeszcze większą energią na przeciwnika, trochę rozpaczliwie… dwie minuty później goście sfaulowali w okolicach 25 metra, stały fragment gry na bramkę zamienił Maciej Koziara i było 4:4. Takim wynikiem zakończył się mecz.
Ten pojedynek, który Świt miał pewnie wygrać, zakończył się remisem po bardzo emocjonującym widowisku. Jedno jest pewne: serca do gry piłkarzom ze Skolwina dzisiaj nie zabrakło.