W sierpniu przyrodnicy dokonali niezwykłego odkrycia w lasach niedaleko Choszczna – dwuletnia rysica Diana urodziła pięcioro kociąt. Być może jest to pierwszy udokumentowany przypadek posiadania tak licznego potomstwa u rysi. To pozytywna wiadomość dla miłośników przyrody, tym bardziej że wciąż pojawiają się osoby, które tę przyrodę umyślnie niszczą.
Członkowie Zachodniopomorskiego Towarzystwa Przyrodniczego mają powody do radości. Diana to jedna z kilku rysic, które zostały w tym roku mamami licznego potomstwa. Duży wzrost populacji to oczywiście jeden z najlepszych wskaźników na to, że sytuacja rysia w naszym regionie poprawia się. Diana to jednak pierworódka, dlatego przyrodnicy trzymają rękę na pulsie.
– Jest to kij, który ma dwa końce – tłumaczy Maciej Tracz, wiceprezes ZTP. – Rozród w takiej liczbie jest najlepszym wskaźnikiem pozytywnej kondycji populacji. Niestety w tym konkretnym przypadku nie jest to jednoznacznie dobra informacja. Samica jeszcze jest młoda i nie w pełni ukształtowana. Pięcioro młodych mocno obciąża jej organizm i zdrowie. Będziemy robić co w naszej mocy, ale liczymy się z tym, że do przyszłego roku może przeżyć np. dwoje kociąt.
Problemy za to pojawiają się w przypadku żubrów, których stada możemy spotkać w naszym regionie. To obecnie ok. 400 osobników. Najczęściej przemieszczają się na terenach od Ińska i Dobrzan, przez Drawno, aż do lubuskiego Dobiegniewa. Choć w samych dokumentach wzrost populacji wygląda dobrze, to żubry co jakiś czas… znikają.
– W zeszłym roku wiele osobników zabrakło nam w inwentaryzacji. Są straty naturalne np. wynikające z walk samców i kolizji drogowych. Jest natomiast stanowczo za dużo przypadków umyślnego zabijania żubrów przez kłusowników – mówi Maciej Tracz.
To przestępstwa, które jednoznacznie potępiane są przez związki myśliwskie i służby leśne. Co jakiś czas jednak pojawiają się osoby, które z sobie znanych powodów postanawiają zniszczyć to, co jest z takim wysiłkiem budowane przez środowiska przyrodnicze. Złapane na gorącym uczynku najczęściej tłumaczą się pomyłką – eksperci potrafią jednak doskonale odróżnić pomyłkę od kłusownictwa.
– Siedem wystrzelonych kul w stronę stada żubrów to nie jest żadna pomyłka – tłumaczy Maciej Tracz. – Skąd bierze się nagły wzrost kłusownictwa? Zapewne z braku dzikiej zwierzyny łownej. Coraz mniej w lasach jest dzików i jeleni, a dla niektórych nie ma różnicy, czy strzelają do dzika, czy do żubra. Bywa, że nawet rysie są ofiarami, czego nie da się w żaden sposób wyjaśnić.
Na szczęście mama pięcioraczków cieszy się obecnie dobrym zdrowiem. Daje to nadzieję na poprawę sytuacji i wzrost liczebności chronionych gatunków na Pomorzu Zachodnim.