Home Ekologia i zdrowie Leżała obok mnie locha, a wędkarze uznali mnie za zdechłą krowę
Ekologia i zdrowieLifestyleRozmowy

Leżała obok mnie locha, a wędkarze uznali mnie za zdechłą krowę

982

Na co dzień ekspert od budownictwa, poza godzinami pracy – zapalony fotograf. Piotr Piznal to jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci fotografii przyrodniczej w regionie. Jego prace można zobaczyć w najbardziej prestiżowych serwisach internetowych na świecie. Wiele zdjęć zostało zrobionych na Międzyodrzu. 

 

Jesteś jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób w kręgu fotografów przyrodniczych. Można Ciebie spotkać głównie na Międzyodrzu. To rzeczywiście aż tak wyjątkowe miejsce przyrodniczo? 

– Zdecydowanie tak, jest unikatowym miejscem pod względem przyrodniczym. Co prawda na pierwszy rzut oka osoby niezwiązane z przyrodą mogą tego nie wychwycić, gdyż Międzyodrze jest totalnie nieprzygotowane do ruchu turystycznego, ale wystarczy usiąść, poczekać, zacząć obserwować to, co się dzieje naokoło. Nad wodą przeleci zimorodek, z tyłu usłyszymy rybitwy czarne, których w Dolinie Odry znajduje się ok 10% populacji całego kraju, pod nogami przepłynie bóbr… Na Międzyodrzu stwierdzono ponad 200 gatunków ptaków w tym 125 lęgowych. Z czerwonej listy ptaków polskich stwierdzono gniazdowanie 21 gatunków. Dla niezliczonych ilości ptaków migrujących teren ten znajduje się w ważnym korytarzu migracyjnym i jest jednym z głównych przystanków na trasie przelotu na zimowiska. Międzyodrze to nie tylko ptaki, ale również chronione ssaki: 8 gatunków nietoperzy, wilki czy choćby wydry. Do tego wiele gatunków płazów, gadów i roślin.

 

Mocno się zaangażowałeś w to, by Międzyodrze stało się Parkiem Narodowym. Dlaczego to takie ważne? 

– Aktualnie ten teren podlega administracyjnie pod różne gminy. Do tego trzeba dodać RDOŚ, Zespół Parków Krajobrazowych Województwa Zachodniopomorskiego i inne instytucje. Powoduje to, niestety, ogromny bałagan urzędniczy. Przykładem takiego bałaganu był plac zabaw zaraz za mostem gryfińskim, który RDOŚ wybudował dla mieszkańców gminy Gryfino na terenie administrowanym przez gminę Widuchowa. Oczywiście mieszkańcy gminy Widuchowa nie mieli bezpośredniego dostępu do placu zabaw, bo żeby skorzystać, musieliby przejechać wiele kilometrów. Niestety, brak dogadania się jednostek spowodował stopniową degradację placu zabaw aż po kilku latach plac został rozebrany. Problem był nawet z wywozem odpadów z tego miejsca, a nawet z brakiem możliwości interwencji Straży Miejskiej. To tylko jeden z przykładów braku rozsądnego zarządzania tym terenem z ostatnich lat. Ale to, co się dzieje na Międzyodrzu, trwa dłuższy czas. Brak konserwacji urządzeń hydrotechnicznych powoduje po prostu zarastanie kanałów, tworzenie zastoisk borykających się z brakiem tlenu w wodzie, co negatywnie wpływa na wodne organizmy. Ten wyjątkowy obszar wymaga ochrony czynnej. Brak działań nie jest ochroną przyrody. 

 

A jakie działania należałoby podjąć?

– Konieczne będzie odtworzenie urządzeń hydrotechnicznych: śluz i wałów. Dzięki temu Międzyodrze będzie miało możliwość samoczynnego oczyszczania się z nagromadzonej materii organicznej, co spowoduje też poprawę warunków tlenowych w wodzie. Z kolei koszenie i zalewanie części łąk stworzy dobre warunki do życia ptaków wodno- błotnych. Co istotne, te działania doskonale wpisują się w prace mające na celu utworzenie ruchu turystycznego. Udrożnione kanały to miejsca, po których można pływać kajakiem, a po wałach przeciwpowodziowych spacerować czy jeździć rowerem. W chwili obecnej nie ma praktycznie możliwości udać się nawet na rodzinny spacer po Międzyodrzu. Utworzenie szlaków turystycznych napędzi też rozkwit usług związanych z obsługą ruchu turystycznego jak wypożyczalnie sprzętu wodnego, agroturystyki, małych knajpek. 

 

Gryfino, Widuchowa, Kołbaskowo… te gminy nie wykorzystują potencjału Międzyodrza?

– Nie, moje rodzinne Gryfino nie korzysta z Międzyodrza, a szkoda. Trudno turystom zejść ze szlaków, gdy naokoło są bagna i rozlewiska. Po prostu Międzyodrze jest nie do przejścia w poprzek. Odtworzenie wałów i śluz poprawi również ochronę przeciwpowodziową nadodrzańskich miejscowości. Z kolei możliwość zamknięcia śluz ochroni organizmy wodne przed katastrofą, jaka dotknęła Odrę w ubiegłym roku. Międzyodrze stałoby się wówczas rezerwuarem życia, niezbędnym do jego odtworzenia w rzece. Sam teren jest najmniej konfliktowy spośród pozostałych proponowanych lokalizacji parków narodowych. Brak tu gruntów prywatnych, gospodarki leśnej czy infrastruktury. Reasumując: utworzenie parku jest w mojej ocenie jedyną opcją na zakończenie tego bałaganu urzędniczego i stworzenie jednego podmiotu zarządzającego Międzyodrzem. Ułatwi też staranie się o fundusze zewnętrzne. Dopiero wówczas my, jako mieszkańcy, będziemy w stanie skorzystać z potencjału Doliny Odry.

 

Czujesz, że ten postulat ma jakąkolwiek szansę powodzenia? 

– Oczywiście. Bardzo nas cieszy ogromne społeczne poparcie tej inicjatywy. Zarówno od strony mieszkańców okolicznych miejscowości, jak i od części władz. Władze gminy Widuchowa i Kołbaskowa oficjalnie popierają nasze działania. Zostaje gmina Gryfino. Tutaj władze do dziś ociągają się w swoich deklaracjach. Nie czujemy takiego entuzjazmu jak w dwóch pozostałych gminach, choć burmistrz podczas tegorocznej edycji festiwalu Włóczykij otwarcie mówił, że poprze ideę utworzenia parku narodowego. Natomiast, co istotne, wielu radnych z różnych opcji popiera pomysł utworzenia Parku Narodowego, także na terenie Międzyodrza w granicach gminy Gryfino. Teoretycznie utworzenie parku narodowego na Międzyodrzu jest możliwe bez gminy Gryfino, a więc na obszarze ponad 60% jego powierzchni, ale zależy nam na objęciu całego terenu ochroną. 

 

Wróćmy do fotografii: jakie jest Twoje podejście do etyki w fotografii przyrodniczej? Jakie wyzwania etyczne napotkałeś w swojej pracy i jak sobie z nimi radzisz? 

– Etykę zawsze stawiam na pierwszym miejscu. Środowisko przyrodnicze łatwo zakłócić, trudniej odtworzyć. Często przebywam pośród gatunków chronionych, więc każdy ruch trzeba wykonać tak, aby nie zburzyć tej delikatnej harmonii. Ma to dwojaki wymiar. Po pierwsze: nieumiejętne wejście w to środowisko może sprawić, że spłoszymy część zwierząt. W okresie lęgowym jest to o tyle niebezpieczne, że w skrajnym wypadku ptaki mogą opuścić lęgi. Z gałęzi drzew mogą nasze ruchy obserwować drapieżniki, więc w tym momencie możemy wystawić im młode na atak. Druga sprawa to po prostu charakter zdjęć. Dla mnie ważne jest naturalne zachowanie tych zwierząt. Wtedy dopiero zdjęcia wychodzą dobrze. Jako fotograf przyrody muszę stać się dla tej zwierzyny po prostu niewidzialny. Oznacza to dobre maskowanie, ograniczanie do minimum ruchu, często podejście czy podpłynięcie w całkowitym mroku na wcześniej przygotowane miejsce. A przede wszystkim ogrom cierpliwości. Często też bywa, że odpuszczam robienie zdjęć, gdy może to spowodować ingerencję w środowisko. Gdy okazuje się, że nie zdążę się zamaskować godzinę przed świtem alby gdy zwierzyna jest tak oddalona, że musiałbym wystawić się na jej widok. To trudne i wymagające hobby, ale przynosi wiele satysfakcji. 

 

Fotografia przyrodnicza często angażuje się w ochronę środowiska. W jaki sposób Twoje prace przyczyniają się do podniesienia świadomości na temat ekologii lub ochrony gatunków typowych dla naszego regionu? 

– Dla mnie podniesienie świadomości mieszkańców na temat konieczności ochrony najbliższych terenów jest bardzo ważne. Gdy kilka lat temu zaczynałem pracę z Piotrem „Fisherem” Rosińskim nad albumem „Życie w Dolinie Odry”, nie spodziewałem się tak pozytywnego odzewu ze strony naszej społeczności. Wielokrotnie otrzymywaliśmy później informacje, że nasza praca sprawia, że mieszkańcy zaczynają zwracać uwagę na to, co się dzieje dookoła, na piękno naszego regionu. Przez to też zdecydowaliśmy się na prowadzenie prezentacji i prelekcji na temat ochrony środowiska w szkołach i przedszkolach, o ile tylko czas nam na to pozwala. 

 

Jakie techniki stosujesz, aby uchwycić emocje i charakter danego krajobrazu lub zwierzęcia w Twoich zdjęciach? 

– Przede wszystkim wczesne wstawanie i kofeina. Dużo kofeiny! W fotografii światło jest jednym z najważniejszych czynników sprawiających, że dane zdjęcie jest atrakcyjne. Z uwagi na to, że najlepsze światło jest bezpośrednio po wschodzie słońca, to o wschodzie słońca muszę już być gotowy do fotografowania. O ile jeszcze zdjęcia krajobrazowe nie są tak wymagające, to te przyrodnicze już tak. W okresie, który właśnie się zaczyna, a więc podczas migracji ptaków, często startuję po północy. Na brzeg rozlewisk dojeżdżam przed drugą. Dobre pół godziny zajmuje mi rozłożenie i przygotowanie sprzętu… podłączenie aparatu, mikrofonów, przebranie się w skafander nurkowy. Około godziny 3 wchodzę do wody i mam do przepłynięcia około półtora kilometra. Część jest wpław, część idę po dnie pchając przed sobą pływadło z aparatem, a ostatnie 300m pełzam w płytkiej wodzie i błocie. Godzinę przed wschodem muszę już być zamaskowany i wtedy mam chwilę dla siebie, aby odpocząć i ochłonąć. Przy takim podejściu trzeba przemyśleć dokładnie ubiór. Z jednej strony nie może być za zimno podczas oczekiwania na światło, z drugiej zagrzanie się i spocenie podczas drogi sprawia, że za chwilę organizm się szybko wychłodzi. Jesienią czy zimą pod skafander zakładam gruby ocieplacz i 2-3 polary. Jest ciasno, więc trzeba uważać, aby sobie czegoś nie odmrozić. Ale innej opcji nie ma. Nie da się zrobić dobrych zdjęć siedząc w domu. Po wszystkim wracam tą samą drogą, jadę do domu. Szybki prysznic, śniadanie… i do pracy…

 

Fotografowanie dzikich zwierząt może być trudne ze względu na ich zachowanie i siedliska. Jakie były Twoje największe wyzwania w tej dziedzinie i jak je rozwiązałeś? 

– Miejsca i siedliska są do ogarnięcia mając odpowiedni sprzęt i dużą motywację. Nie jest to już dla mnie jakiś większy problem. Największą przeszkodą jest po prostu czas, a w zasadzie jego brak. Pracuję zawodowo w zupełnie w innej branży, jestem inżynierem budownictwa. Fotografia przyrodnicza, prace nad nowym wydawnictwem, działania na rzecz utworzenia parku na Międzyodrzu, prezentacje w szkołach… to wszystko robię poza pracą zawodową. Do tego, oczywiście najważniejsza jest rodzina: żona i dzieci. Im staram się poświęcać jak najwięcej czasu, choć w okresach migracji ptaków lub sezonie na Drogę Mleczną w zakresie astrofotografii, wybitnie trudno jest to pogodzić wszystko ze sobą. W fotografię wkręciłem się tak mocno, że ostatnio do niej dostosowuję nawet resztkę życia towarzyskiego. W dobie brakuje mi kolejnych 8 godzin na sen.

 

Czy uważasz, że postprodukcja jest ważnym elementem w fotografii przyrodniczej? Jakie są Twoje zasady edycji i jakie aspekty utrzymujesz w jak największej autentyczności? 

– Ogólnie staram się ograniczać edycję do podstawowych parametrów, cyfrowych odpowiedników ciemni fotograficznej jak kadrowanie, korekta optyki, podstawowe suwaki w Lightroomie a w tym korekta kontrastu, balans bieli, ewentualnie retusz drobnych, nieistotnych elementów zdjęć. Fotografią zajmuję się od podstawówki, a pierwsze kroki stawiałem na aparatach analogowych, na kliszę. Nie było takich możliwości edycji jak dzisiaj. Sama klisza dawała maksymalnie 36 klatek, więc z każdego zdjęcia starałem się wyciągnąć maksimum wniosków. Stąd wychodzę z założenia, że materiał wsadowy musi się sam obronić. Inaczej jest w astrofotografii. Tutaj z przyczyn technicznych i ograniczenia budżetu, wszak budżet w astrofotografii nie ma dna, trzeba sporo siedzieć w postprodukcji. Wychwycenie drobnych niuansów z nieba wymaga składania często kilkudziesięciu klatek ze sobą. To wszystko ma jednak na celu usunięcia wad którymi obarczony jest sprzęt, jak choćby szumy od długich czasów naświetlania, czy niedoskonałości w śledzeniu gwiazd i wyeksponowanie tego co fotografujemy, nie tylko w zakresie światła widzialnego. 

 

Które ze swoich prac uważasz za najbardziej wyjątkowe i dlaczego? 

– Cały czas się uczę. Im więcej siedzę w fotografii przyrodniczej tym więcej widzę, ile mi brakuje do perfekcji. Każde zdjęcie, które wykonam po przekroczeniu pewnych granic fizycznych, uważam za szczególne. Poza tym ostatnio też nagrywam wraz z Piotrem Rosińskim sporo materiału video do wspólnego projektu „Życie w Dolinie Odry”. Materiał jest później przez Fishera edytowany, łączony w całość. Do tego tworzy również muzykę. To wspólna praca, która składa się na efekt końcowy. Jeśli miałbym już wskazać coś, z czego jestem najbardziej dumny, to wskazałbym album fotograficzny „Życie w Dolinie Odry” i 5 lat wspólnej pracy nad nim. Tego nie da się opisać jednym zdaniem. To są setki godzin spędzonych w terenie, kilometry dźwigania sprzętu, czy pełzania w błocie. W każdym razie album wydaliśmy blisko dwa lata temu i nie siedzimy w miejscu. W tej chwili pracujemy nad nowym projektem. Wyjątkowym, bo chyba nikt jeszcze takiego wydawnictwa nie zrobił. Mieliśmy ogłosić szczegóły na przełomie roku, lecz prace nad tworzeniem Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry nas pochłonęły. Teraz mamy sytuację opanowaną, więc w niedługim czasie ruszymy dalej z nowym albumem. To nas napędza.

 

Jakie wyposażenie uważasz za niezbędne do udanej fotografii przyrodniczej, szczególnie w trudnych warunkach? Jakie techniczne aspekty są kluczowe dla osiągnięcia wysokiej jakości obrazu? 

– Sam sprzęt nie jest tak istotny, jak miejsce i maskowanie. Wejście w fotografię przyrodniczą wbrew pozorom nie wymaga dużych nakładów finansowych. Wystarczy przeciętny korpus i obiektyw o ogniskowej do 200-300mm. Po odpowiednim zamaskowaniu, trwaniu w bezruchu i odrobinie szczęścia można z bliska zrobić fajne zdjęcia zwierząt. Jeśli zwierzyna znajduje się blisko nas, a przy tym mamy fajne światełko, to zdjęcia mogą naprawdę fajnie wyjść. Oczywiście apetyt rośnie w miarę jedzenia. Zaczynasz zwracać uwagę na niedoskonałości optyki, pracę pod światło, szybkość ostrzenia, czy plastykę obrazka. Wtedy zaczyna się zabawa, bo wychodzenie ponad poziom amatorski zaczyna już srogo drenować portfel. Myślę, że w tym wszystkim najważniejsza będzie optyka. Jestem zwolennikiem niezbyt długich, ale jasnych obiektywów stałoogniskowych i dużych matryc. Daje to fenomenalną plastykę obrazu i separację od tła. Krótsze szkło i większa matryca daje jednak mniejsze przybliżenie obrazu. Oznacza to konieczność podejścia bliżej niż tzw. dystans ucieczki, a więc wymaga bardzo dużych nakładów na maskowanie, aby po prostu nie spłoszyć zwierzyny. Z drugiej strony ta bliskość sprawia, że fotografia przyrodnicza jest po prostu czymś niezwykłym.

 

Fotografia przyrodnicza może być czasami nieprzewidywalna. Czy mógłbyś podzielić się anegdotą lub historią, która ukazuje, jakie wyzwania można napotkać podczas fotografowania w naturze?

– Niecodzienne sytuacje zdarzają się często. Zdarzyło się kiedyś, gdy leżałem nocą w błocie wśród żurawi, obok mnie położyła się locha, która wręcz napierała na mnie, żebym się przesunął dalej. Zdarzyło się też, że wędkarze pomylili mnie ze zdechłą krową, a innym razem ktoś wezwał policję, że samobójca chce skoczyć z dachu, przy czym tutaj czujność zasługuje na pochwałę. Ze wszystkich sytuacji chyba najśmieszniejszą była ta z okolic Drzenina. Któryś raz z rzędu fotografowałem tam samotną jabłonkę na środku pola. Jeździłem tam kilka lat, zawsze z dystansu ok 300-400m i praktycznie zawsze w nocy. Jedno miejsce przy starym szlaku. Przesuwając się w każdą stronę o kilka metrów traciło się już charakterystyczną symetrię w układzie pagórków. No i jakiś czas temu kręciłem filmy poklatkowe tzw. timelapsy. Po całej nocy spędzonej w terenie zostałem jeszcze na świt. Już po wschodzie słońca przejechał obok mnie właściciel pola. Zatrzymał się, aby pogadać. No i pokazuje mu zdjęcia mówiąc, że ta samotna jabłonka jest wyjątkowa, że pięknie układa się linia pola, wszystko tu pasuje, idealna symetria. On tak patrzy na mnie i kręcąc głową mówi: jaka jabłonka? Przecież to grusza…

 

Powiązane artykuły

AktualnościKulturaLifestyle

Jak weekend, to tylko w Szczecinie! Oto, co na nas czeka w najbliższych dniach

Przed nami ostatni weekend lipca, który zapowiada się naprawdę obiecująco. Świadczy o...

AktualnościLifestyleRozmowySport

Tomasz Bulikowski: Pobiegniesz raz po górach, nie zechcesz innych biegów

Na co dzień pracuje w firmie produkującej jachty, w czasie wolnym trenuje,...

AktualnościKulturaLifestyleTurystyka

Gwiazdy na koncertowej scenie The Tall Ships Races

Finał regat The Tall Ships Races to nie tylko woda, wspaniałe jednostki...

AktualnościLifestyleRozmowy

Angelika Muchowska o trudach pracy konferansjerki: „Przetłumaczyłam żart prezesa, nikt się nie zaśmiał”

Eventy, spotkania biznesowe, czy też celebrantka podczas ślubów humanistycznych. Angelika Muchowska od...