Kamil Malecki, bardziej znany jako Kamil Żongler – nie sposób zliczyć ilości przedstawień, które oglądali mieszkańcy Szczecina i okolic. Performer, żongler, klaun, pedagog cyrku i… po prostu fantastyczny człowiek, którego uwielbiają zarówno dzieci, jak i dorośli. My rozmawiamy z nim o pasji, trudach przedstawień i pytamy, jak to się wszystko zaczęło.
Skąd pomysł na taką działalność?
– Działalność kołatała się we mnie parę dobrych lat jeszcze przed samym podjęciem odpowiednich kroków. Przede wszystkim żonglerka, jak i szeroko pojmowany cyrk współczesny jest mi bliski od prawie 20 lat. W 2006 roku rozpocząłem przygodę z pokazami ogniowymi i ogniomistrzostwem, a w 2012 roku zakochałem się w żonglerce i wręcz utonąłem w eksplorowaniu możliwości jakie daje i w jak różnych formach scenicznych można ją spotkać. Była to ważna część mojego życia i towarzyszyła mi praktycznie wszędzie. W 2016 roku miałem okazję po raz pierwszy pracować w objazdowym cyrku i tam z kolei zakochałem się w prostocie i skuteczności klaunów starej szkoły. Potem na własną rękę, już w bardziej współczesnych wersjach, poszerzałem spektrum wiedzy na festiwalach ulicznych, warsztatach i swoich własnych działaniach scenicznych jako klaun i żongler.
Gdy przyjechałem jako świeżo upieczony inżynier do Szczecina (dosłownie, odebrałem dyplom i wsiadłem do pociągu) na bazie doświadczeń, które już miałem, zacząłem współpracować z lokalnymi animatorami kultury oraz firmami eventowymi. W tym czasie robiłem jeszcze tytuł magisterski na Zachodniopomorskim Uniwersytecie Technologicznym z Mechaniki i Budowy Maszyn i zacząłem pracę jako inżynier.
Ale przyszedł taki moment w moim życiu, gdy coś pękło. W niedługim czasie straciłem pracę, rzuciłem studia i dowiedziałem się, że zostanę ojcem. Odbyłem wtedy ciekawą rozmowę, z moim przyjacielem, który opowiadał mi jak wygląda praca programisty. Powiedział jedno zdanie: „Specjaliści, zawsze będą cenieni i poszukiwani”… i już wiedziałem co zrobię. Wtedy postanowiłem, że rozpocznę samodzielną działalność jako „Kamil Żongler” i oto prawie 6 lat później, cały czas prowadzę swoją działalność.
Zanim zacząłeś po raz pierwszy publicznie żonglować, długo się tej sztuki uczyłeś?
– Dobre pytanie! Aktualnie mam za sobą prawie 15 lat żonglowania i myślę, że pierwsze podejścia, aby pokazać to, co robię, miałem po 2 latach treningów. Nie mniej już w tym czasie zajmowałem się pokazami ogniowymi. Chcę przez to powiedzieć, że jeden zacznie występować po godzinie, drugi po 5 latach, najważniejsze to wiedzieć, co chce się pokazać i dlaczego.
W swoim repertuarze masz też sztuczki z ogniem. To już nie przelewki, trzeba się wykazać zręcznością i rozsądkiem, żeby nie zrobić sobie krzywdy.
– Dokładnie tak. Przy pokazach ogniowych pokazujesz tylko to, czego jesteś 100 % pewny. Chyba, że lubisz ryzyko to robisz to co umiesz w 99%, ale to już brawura 😉
W swoje przedstawienia wpłatasz sporo humoru. Przed każdym występem piszesz sobie scenariusz? Czy raczej żarty przychodzą do głowy spontanicznie?
– Mam kilka stałych punktów, nie mniej znakomitą większość żartów pisze życie. Podczas każdego występu nadarza się jakaś piękna okazja. A jeśli nie, można samemu ją tworzyć.
Najzabawniejsze dla mnie są zawsze takie małe niezręczności wynikające z tego, że ktoś, kto został zawołany na scenę, trochę się stresuje. Wiadomo, że trzeba wesprzeć taką osobę, niemniej, to dobry grunt do małych śmiesznostek.
Dużo czerpię w mojej twórczości z klaunady i jest jedno bardzo mądre zdanie, które mnie inspiruje.
„Klaun to nie aktor, to reaktor, ponieważ jest cały czas w relacji z publicznością i otrzymuje tyle energii od publiczności, ile sam dał, a często się zdarza, że dostaje dużo więcej” i to jest piękne.
Co jest najtrudniejsze podczas Twoich występów?
– Najtrudniejsze w występach jest wszystko to, co dzieje się przed i po. Czyli rozstawienie, zwijanie, dogranie z kalendarzem innych, ofertowanie, opóźnienia, umowy, faktury, ZUS-y urzędy i taaa mała chwila przed występem, kiedy pojawia się stres, a po chwili gotowość. Sama praca na scenie jest piękna. Spotkanie z ludźmi, którzy przyszli, aby pobyć z Tobą i możliwość podzielenia się z nimi tym co masz najlepszego, to jedna z przyczyn dlaczego moja droga zawodowa wygląda tak, jak wygląda.
Łatwiej dać przedstawienie dzieciom, czy dorosłym?
– Dorośli to duże dzieci. Stąd trafiając do najmłodszych, trafimy też do najstarszych. A przy okazji można puścić do nich oko. Są pewne uniwersalne rzeczy, które nie mają ograniczeń wiekowych. Uśmiech, wzruszenie, zaskoczenie, radość są aktualne zawsze, o ile są prawdziwe i płyną z serca.
Pracujesz nad czymś nowym, by poszerzyć swoją ofertę?
– Tak, mam w planach trzy nowe spektakle. Dwa familijne I jeden stricte dla dorosłych z pogranicza cyrku, teatru i stand-up’u. Prace trwają, ale jest jeszcze za wcześnie, żeby zdradzać szczegóły.