Home Biznes i inwestycje Jakub Zieleskiewicz: „Serwisy rowerowe przechodzą drugą młodość”
Biznes i inwestycjeLifestyleRozmowy

Jakub Zieleskiewicz: „Serwisy rowerowe przechodzą drugą młodość”

856

Jazda na rowerze to nie tylko sposób na przejazd z punktu A do B. Bardzo ważne jest zdrowie, endorfiny i to, że człowiek po prostu wychodzi z domu. O tym, jak ważny jest rower mówi Jakub Zieleskiewicz, właściciel warsztatu rowerowego i marki rowerowej Zefir. 

 

Nie ukrywam, obstawiałem, że ludzie, zamiast naprawiać rowery wolą zamienić je na nowe. Skąd pomysł na taki interes? 

– Pierwsza sprawa jest taka, że nie ma sensu kupować ciągle nowych rowerów. Jeżeli chodzi o posiadanie fajnych rzeczy, warto o nie dbać i tym samym naprawiać. Rower nie jest telefonem, który trzeba zmieniać co dwa lata. Rower to jest pojazd, maszyna. Jeżeli będziemy o nią dbać, pielęgnować to będzie mu naprawdę długo służyć. Jeżeli ktoś myśli o byciu ekologicznym, o tym minimalizmie w czasach, w których mamy wszystkiego dużo, to serwisowanie starych rowerów jest piękną sprawą. W warsztacie mam rowery z np.: lat 50 czy 40. Jest to coś unikatowego. Rower nie musi być nowy, żeby był piękny. Oczywiście są i nowe piękne rowery. Specjalistyczne, na których ludzie się ścigają, skaczą wyczynowo. Choćby romety z piękną historią czy krossy. Jednak świat równie dobrze można objechać starym rowerem. 

W takim razie chyba chodzi o dawanie drugiego życia rowerowi, odnawianie go? Czy to jest pasja, żeby doprowadzić rower do stanu świetlności? Chodzi mi o te naprawdę stare maszyny. Patrzy Pan na takie i mówi sobie „dobra ratujemy”?

– Bez wątpienia to jest pasja. Ona nie dotyczy tylko ratowania, tak jak powiedziałeś. Rower jako maszyna, nowy i stary, to pasja. Między innymi nawet to kiedy został wyprodukowany, kto go wyprodukował. Patrzę na rower i od razu to widzę. Dla nas Polaków takim kamieniem milowym, w nadawaniu rzeczą wartości, jest wojna. Jeśli coś tę wojnę przeżyło. I nagle pojawia się sprzęt, który jeździ. Często przychodzą ludzie z takimi rowerami i pytają, czy taka renowacja się opłaca. Ja zawsze odpowiadam, że tak. Opłaca się, jeśli w tym jest wola tchnienia tego drugiego życia. Także pasją jest obcowanie ze starymi rowerami, naprawieniem ich, choćby ze starych pordzewiałych rurek. Naprawiam je, a one dalej cieszą i jeżdżą. Jednak najważniejszą wartością jest ta pomoc ludziom, w których życiu rower jest ważny. Począwszy od mamy z dzieckiem, która jeździ po swojego malucha, pielęgniarki i lekarzy, którzy dojeżdżają do pracy, policjantów i prawników, którzy się spieszą, a kończąc na osobach, które rekreacyjnie lubią jeździć. Jestem więc takim trybem w czyimś życiu, który jeśli może pomóc, pomaga. 

Czyli to ze sobą koreluje. Z jednej strony wspomniana wcześniej pasja, zajawka rowerowa, z drugiej ta pomoc ludziom, którzy korzystają z rowerów na co dzień. 

– Tak, to się ze sobą łączy. Gdybym patrzył kategoriami czysto biznesowymi, co się bardziej opłaca, sprzedaż czy naprawianie, to byłoby zupełnie coś innego. Nie patrzę w ten sposób. Tak działają markety, które zamawiają trzysta rowerów na sezon i muszą je sprzedać. To nie ta kategoria. Ja jestem minimalistycznym warsztatem, po to, aby lokalnie służyć ludziom. Żeby ich uratować, w czasie kiedy nie mają jak dojechać do pracy czy odpicować im stary rower, który mają. 

Nie dotykając tematów biznesowych, czy ludzie w mają potrzebę dbania o rowery, serwisowania ich, czy jeśli rowery „jeżdżą” to wystarczy?

– Moim zdaniem serwis rowerowy i ogólnie dbanie o swój sprzęt, przechodzi drugą młodość. Coraz więcej jest tzw. hipsterów, którzy nie chcą nowego roweru. Dostali od taty, albo gdzieś znaleźli wigry czy waganty, ale za bardzo nie wiedzą, jak je odnowić. A chcą mieć coś fajnego, oldschoolowego. Jest na to zapotrzebowanie. Na to, aby ludzie żyli slow down. Na przykład jedzie mama a za nią cała zgraja dzieciaczków na małych rowerkach. Przyjmujemy trochę taki model skandynawski. Ludzie mogą mieszkać w willach, jeździć szybkimi samochodami w dalekie trasy, ale do miasta preferują rower. Dlaczego? Bo to jest zdrowe, człowiek ma ruch, ogląda świat z innej wolniejszej perspektywy. To zatrzymanie się na lokalną kawę, czy w lokalnej cukierni nie jest obciążone szukaniem miejsca parkingowego. 

Tak jak przedtem wspominałeś, pracowałeś wcześniej za granicą.

– Tak, 15 lat mieszkałem w Danii. Tam prowadziłem swój własny warsztat, swoją firmę, wykreowałem własną markę rowerową, bardzo minimalistyczną – Zefir. Składane na zamówienie z wysokiej jakości komponentów. 

Jak rozmawialiśmy wcześniej o ludziach, pomocy przy rowerach, miałeś tam również takie historie w ciągu tych 15 lat?

– Tak, bardzo dużo. Teraz to jest mój pierwszy sezon w Polsce. Zbudowałem i otworzyłem warsztat i pomyślałem sobie, rozbiłem to przez ostatnie 15 lat, na niejednym sprzęcie zjadłem zęby. A to była bardzo ciężka praca, multum rowerów przewinęło się przez moje ręce. Ale właśnie za tym stoją ludzie, historie. Pocztówki i pozdrowienia z różnych tras i wyjazdów dookoła świata. Miałem taką ekipę ludzi, którzy przejechali z Warszawy do Kopenhagi, Lizbony a na koniec do Irkucka. I wy tym wszystkim byłem ja, który przygotowałem im sprzęt. Nawet później mnie zapraszali, „panie Kubo przyjedzie pan do nas, bo dojechaliśmy”, i nie ukrywam, chciałem, ale mówię „kurczę panowie mam pracę, nie dam rady”. 

A w Danii, kiedy tam mieszkałeś, zauważyłeś, że ludzie są bardziej „rowerowi”? 

– Są bardzo „rowerowi”, ale Polacy w niczym od nich nie odstają. To i tak kompletnie się nie przekłada na moją pracę, bo staram się tak na to nie patrzeć. Jedynie jedyne zderzenie dotyczyło rzeczywistości po powrocie. Dlatego, że my Polacy trochę boimy się pogody. Trochę wieje, pada deszcz, od razu wsiadamy do samochodu. I jasne, rozumiem to. Jednak wsiadamy też na rowery. Wyjdzie tylko słońce i mamy ten obraz całej rodziny na rowerach. W mieście coraz więcej osób decyduje się na rower. Oczywiście nie w takiej skali jak w Danii czy Holandii, ale się przekonujemy. Mamy coraz więcej ścieżek rowerowych, miasto rozwija się pod kątem infrastruktury rowerowej. Tu już nawet nie chodzi o promowanie ekologii, ale trybu życia. W Danii w piątek, panowie elegancko ubrani jadą na randki z dziewczynami i nie musi do wyglądać dziwnie przez brak dresów czy butów sportowych. Dla mnie rower jest jak długopis w kieszeni, możemy zabrać go w wiele miejsc bez obawy, że będzie nam ciążył.

Czy w czasach takiego postępu elektroniki, nie boisz się tej mocnej konkurencji ze strony elektrycznych rowerów czy hulajnóg? 

– Sam naprawiam rowery elektryczne, bo jednak w nim zawsze będzie ten klasyczny rower. Jeśli chodzi o hulajnogi, wydaje mi się, że to nie konkurencja, tylko inny typ pojazdu. Bardziej to konkurencja dla samochodów. W mieście będzie to działać, jednak nigdy takim sprzętem nie pojedzie starszy pan w kapeluszu czy matka z dzieckiem. Bo czy będzie to bezpieczne? Ja to widzę jako taki „mechaniczny” przejazd z punktu A do B. To są zupełnie inne dwa światy. Rozumiem tę modę, jednak dobrze wiem, że rower ciężko zastąpić, choćby w kwestii wycieczki do lasu. Rower się sprawdzi a hulajnoga nie bardzo. 

Przez całą rozmowę poruszamy tematy rowerów i ich użytkowników. Ale czy sam jesteś zapalonym kolarzem?

– Bardzo. Co prawda ostatni rok był trochę ciężki, z racji choroby górnych dróg oddechowych. Dało mi się to we znaki. Ale jeśli mogę, to cały czas jeżdżę rowerem. Mój syn i moja żona również, więc gdy tylko mamy czas, od razu jedziemy. Dla nas samochód nie musi istnieć w mieście. To oczywiście nie promocja jakiejś akcji. Chodzi po prostu o ruch, endorfiny i zdrowe wspólne spędzanie czasu. Bo tak naprawdę, aktywnie spędzony czas na rowerze, jest świetnym pomysłem dla całej rodziny. 

Powiązane artykuły

AktualnościLifestyleMotoryzacja

Klasyczny Szczecin: świąteczny „Maluch” podbija ulice miasta

Szczecińscy fani motoryzacji po raz kolejny udowadniają, że ich pasja to nie...

aleja fałata idzie do przebudowy
AktualnościBiznes i inwestycje

Aleja Fałata idzie do przebudowy. Za kilka miesięcy będzie jak nowa

Trochę trzeba było poczekać, ale opłaciło się. Miasto podpisało umowę ze szczecińską...

AktualnościBiznes i inwestycje

To będzie inwestycja liczona w dziesiątkach milionów złotych

Dziś straszy swoim wyglądem i szpeci krajobraz. Mowa o starej olejarni przy...

odbiór końcowy placu zwycięstwa
AktualnościBiznes i inwestycje

Plac Zwycięstwa odebrany. To formalny koniec inwestycji

Dzisiaj odbył się odbiór końcowy na Placu Zwycięstwa. To oznacza formalne zakończenie...