Home Kultura Frida. Kolekcjonerka z Westendu
Kultura

Frida. Kolekcjonerka z Westendu

293

Przeczytajcie wybierzcie się, sprawdźcie, napiszcie do redakcja@szczeciner.pl czy było warto. Najbliższe spektakle Willa Lentza, poniedziałek 18 09 godz. 19.00; wtorek 19 września o godz. 18.00; środa 20 września o godz. 18.00.

Późne lata ’30 XX wieku. Frida, wdowa po bogatym kupcu Wilhelmie Doeringu, oczekuje na samochód, którym na zawsze opuści swój dom. Zastajemy ją w ukochanej Willi w Stettinie przy Falkenwalder Straße 84, już pozbawionej towarzyskiego zgiełku i codziennej krzątaniny. 𝑅𝑜𝑘 2023. 𝑂𝑙𝑔𝑎 𝐴𝑑𝑎𝑚𝑠𝑘𝑎, 𝑛𝑎 𝑐𝑜 𝑑𝑧𝑖𝑒𝑛́ 𝑎𝑘𝑡𝑜𝑟𝑘𝑎 𝑇𝑒𝑎𝑡𝑟𝑢 𝑃𝑜𝑙𝑠𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜 𝑤 𝑆𝑧𝑐𝑧𝑒𝑐𝑖𝑛𝑖𝑒, 𝑠𝑖𝑒𝑑𝑧𝑖 𝑛𝑎 𝑝𝑢𝑠𝑡𝑒𝑗 𝑠𝑐𝑒𝑛𝑖𝑒, 𝑠𝑘𝑎̨𝑝𝑎𝑛𝑒𝑗 𝑤 𝑡𝑎𝑗𝑒𝑚𝑛𝑖𝑐𝑧𝑦𝑚 𝑝𝑜́ł𝑚𝑟𝑜𝑘𝑢. 𝑇𝑜 𝑠𝑎𝑙𝑎 𝑡𝑒𝑎𝑡𝑟𝑎𝑙𝑛𝑎 𝑊𝑖𝑙𝑙𝑖 𝐿𝑒𝑛𝑡𝑧𝑎, 𝑛𝑎𝑗𝑚ł𝑜𝑑𝑠𝑧𝑒𝑗 𝑚𝑖𝑒𝑗𝑠𝑘𝑖𝑒𝑗 𝑖𝑛𝑠𝑡𝑦𝑡𝑢𝑐𝑗𝑖 𝑘𝑢𝑙𝑡𝑢𝑟𝑦. Frida patrzy w ścianę gabinetu zmarłego przed kilkoma laty męża, Wilhelma. Ścian nie zdobią już obrazy europejskich mistrzów, gromadzona latami kolekcja została przekazana do Stadtmuseum Stettin. Przed nią znajduje się jedynie ukryte w ścianie zejście do pustego już skarbca.

𝑂𝑙𝑔𝑎 𝐴𝑑𝑎𝑚𝑠𝑘𝑎 𝑠𝑖𝑒𝑑𝑧𝑖 𝑡𝑦ł𝑒𝑚 𝑑𝑜 𝑤𝑖𝑑𝑜𝑤𝑛𝑖, 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑑 𝑛𝑖𝑎̨, 𝑧𝑎 𝑘𝑜𝑡𝑎𝑟𝑎̨ 𝑤𝑎̨𝑠𝑘𝑖𝑒 𝑠𝑐ℎ𝑜𝑑𝑦, 𝑝𝑟𝑜𝑤𝑎𝑑𝑧𝑎̨𝑐𝑒 𝑑𝑜 𝑔𝑎𝑟𝑑𝑒𝑟𝑜𝑏𝑦. 𝑃𝑢𝑏𝑙𝑖𝑐𝑧𝑛𝑜𝑠́𝑐́ 𝑧𝑎𝑠𝑖𝑎𝑑𝑎 𝑛𝑎 𝑤𝑦𝑔𝑜𝑑𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑘𝑟𝑧𝑒𝑠ł𝑎𝑐ℎ 𝑤 𝑠𝑎𝑙𝑖, 𝑘𝑡𝑜́𝑟𝑎 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦𝑠́ 𝑝𝑒ł𝑛𝑖ł𝑎 𝑓𝑢𝑛𝑘𝑐𝑗𝑒̨ 𝑝𝑜𝑘𝑜𝑗𝑢 𝑃𝑎𝑛𝑖 𝐷𝑜𝑚𝑢. Czy Frida Doering mogła usłyszeć Olgę Adamską, gdy ta w jednej ze scen otwiera bogato zdobione, wielkie drzwi prowadzące do głównego hallu i wypowiada słowa, które natychmiast powtarza echo?

Przedwojenny Stettin, dotychczas znany ze starych pocztówek i kilku przypadkowych nagrań filmowych, wreszcie doczekał się… twarzy! Tak, Olga Adamska poprzez swoją bohaterkę – Fridę Doering wyraża wszystko to, czego o dawnym mieście nie tyle co nie wiedzieliśmy, czy nie rozumieliśmy, ale… nie czuliśmy. Emocje towarzyszące tej opowieści są dopełnieniem nieustannego procesu budowy (odbudowy?) lokalnej tożsamości, ale też szczecińskiej legendy miejskiej. Adamska wraz z reżyserem Arkadiuszem Buszko i autorką tekstu Anną Ołów-Wachowicz skutecznie przywołali genius loci Willi Lentza i przedwojennego Stettina.

Buszko postawił w tej pracy na teatralny minimalizm. „Frida…” jest spektaklem sauté. Wybornie wysmażonym, ale bez panierki. Reżyser nie doprawia tekstu oraz aktorskiego kunsztu Olgi Adamskiej zbędnymi „przyprawami”. Pozostawił aktorkę praktycznie samą na pustej scenie. Nie ułatwił jej aktorskiego zadania funkcjonalną scenografią, ani nawet rekwizytem lub multimediami. Zaufał sile opowieści, aktorskim możliwościom oraz magii teatru. Surowa narracja jest jedynie subtelnie ilustrowana smutnymi dźwiękami wiolonczeli (Joanna Kraszewska) oraz fragmentami „Dichterliebe” Roberta Schumanna (Felipe Alonso Céspedes Sànchez). Muzyka jest wykonywana na żywo.

Adamska tworzy postać odważną, wyrazistą, ale przede wszystkim konsekwentną. Maniera wypowiadania rozwibrowanego, niemieckiego „r” to tylko jedno z aktorskich zadań, które w tej misternej konstrukcji wydaje się najprostsze. Aktorka w mgnieniu oka przeistacza się ze zgorzkniałej staruszki w przebojową bogaczkę. W jednej scenie jest zmęczoną życiem i jego troskami wyniosłą matroną (kobietą – instytucją), by w kolejnej epatować seksapilem oraz nieposkromionym dystansem do siebie i sytuacji. To ostanie dotyczy nie tylko postaci Fridy, ale także samej Adamskiej, która wybrane fragmenty tekstu obdarzyła sarkazmem i ironią, wywołując na widowni salwy szczerego śmiechu. Znalazło się nawet miejsce na znakomicie „zakamuflowany” dialog ze współczesnością. To choćby kąśliwa uwaga w kierunku jakiegoś aktora – „jak ktoś z nazwiskiem Pitt może zrobić karierę”, albo soczysta kwestia, wypowiedziana z obrzydzeniem – „to się nie przyjmie”, gdy opowiadała o dołączanych do biletu do Welt-Theater… przekąskach. Jej Frida jest więcej niż aktorską kreacją. To fantastyczna transfiguracja postaci, czemu służy, tożsame dla dwóch wymiarów (historycznego oraz teatralnego) miejsce, w którym rzecz jest pokazywana. „Frida” Adamskiej to także wyczerpujące studium kobiecości – ponadczasowe, uniwersalne. O ile to drugie wybrzmi zawsze, o tyle pierwsze straci znacznie gdy rzecz będzie pokazywana poza Willą Lentza.

Co ciekawe informacje o Fridzie Doering są nad wyraz skąpe, nie zachowała się nawet ani jedna fotografia, zatem nie wiemy nawet jak wyglądała. To z jednej strony pozwoliło na absolutną wolność w tworzeniu scenicznego wizerunku i charakteru postaci, z drugiej strony nie dało choćby konturowego zarysu. Wiemy za to kiedy się urodziła, gdyż po premierze, dr Dariusz Kacprzak z Muzeum Narodowego w Szczecinie, autor przygotowywanej do niezwłocznego wydania książki poświęconej kolekcjonerom z Westendu, podarował aktorce kopię aktu urodzenia jej bohaterki. Na dokumencie widnieje data 25 października 1879 roku. Kacprzak, w swojej wręcz detektywistyczej pracy nad książką, odkrywał losy rodziny oraz gromadzonych przez nich dzieł europejskiego malarstwa. Mimo to nie znamy dalszych losów Pani Doering. Nie wiemy czy pozostała w Stettinie, czy wyjechała z miasta. Nie udało się także dotrzeć do aktu zgonu. Nieskończona historia potęguje zjawiskową atmosferę scenicznej opowieści i ciążącą nad nią tajemnicę…

Dzięki teatralnej maszynie czasu możemy poczuć atmosferę przedwojennego Stettina. Przypomina nieco dekadencki Berlin, tak znakomicie sportretowany przez Boba Fosse’ego w „Kabarecie” z niezapomnianymi rolami Lizy Minnelli i Michaela Yorka. Miałem wrażenie, że autorka tekstu Anna Ołów-Wachowicz faktycznie miała niewiarygodną sposobność podróżowania w czasie, by móc po tym tak wiarygodnie opisać codzienność tamtego miasta. Frida w swojej opowieści powołuje się na wiele faktów, przywołuje nieistniejące już miejsca, nazwy ulic czy instytucji. W jej historii pojawiają się też prawdziwe postaci – rodziny Dohrnów, Lentzów, ale także nadburmistrz Hermann Haken, czy architekt Wilhelm Meyer-Schwartau. W pysznej scenie „odzieżowej” bohaterka wymienia nawet nazwy ówczesnych domów mody. Dbałość o takie szczegóły naprawdę imponuje.

Równolegle z losami rodziny i miasta poznajemy niezwykłą historię kolekcji malarstwa europejskiego Doeringów. Małżonkowie zasłynęli jako wytrwani znawcy sztuki i kolekcjonerzy. Plotka głosiła, że to czego nie mogły kupić ówczesne instytucje, kupowali właśnie Doeringowie. Płótna wielkich mistrzów szybko wypełniły ściany ich wspaniałej rezydencji – Corinth, Dekkert, Leistikow, Liebermann, Slevogt, a także grafiki Rembrandta czy Dürera. W opowieści Ołów-Wachowicz dość dobrze poznajemy Waltera Riezlera, słynnego dyrektora Museum der Stadt Stettin. Autorka świetnie ujęła wątek sztuki wynaturzonej (Entartete Kunst), który z kolei brawurowo opracował formalnie Buszko – scena, w której Frida odczytuje manifest nazistów. Zarówno ta scena, oraz kilka poprzednich, w tym dość powściągliwy zachwyt bohaterki nad wizytą Hitlera w Stettinie, każą myśleć o Doeringach jako nieprzychylnym narodowym socjalistom. Fakt, że ich dom, już po wyprowadzce Fridy, miasto przekazało na siedzibę NSDAP, należy uznać za okrutny i bezwzględny chichot historii. Willa na długie lata stała się brunatna…

Opowieść o Fridzie Doering, a także wcześniejsza produkcja „1888. Willa miłości” (opowiadająca o losach pierwszych właścicieli – Lentzach), składają się na trudną, lecz ciekawą historię miasta. Okazuje się, że wciąż pełną nieodkrytych tajemnic i fascynujących niuansów. Czy przywołanie postaci Fridy Doering jest początkiem nowego rozdziału o pamięci przeszłości? Czy uda się zorganizować wystawę, ściągając do Szczecina obrazy z rozproszonej dziś po Europie, kolekcji? Jakby co, to numer domu wciąż ten sam. Serio! Dzisiejsza aleja Wojska Polskiego w znakomitej większości zachowała dawną numerację przedwojennej Falkenwalder Straße. Willa Lentzów i Doeringów wciąż opatrzona jest numerem 84. Może dlatego Frida, bez problemu trafiła na spektakl…

Daniel Źródlewski,

więcej takich i podobnych tekstów na https://www.facebook.com/TekstyZrodlowe

Produkcja: Willa Lentza – szczecińska instytucja kultury

Tekst: Anna Ołów- Wachowicz

Inspiracja: Dariusz Kacprzak

Reżyseria: Arkadiusz Buszko

Scenografia: Katarzyna Banucha

Wykonanie: Olga Adamska

Fotografia: Mariusz Krawczyk

Powiązane artykuły

AktualnościKultura

Wielkie szanty The Tall Ships Races, czyli żeglarskie granie podczas finału regat

Czym byłyby żeglarskie wyprawy bez szant! Nie inaczej będzie podczas wielkiego finału...

AktualnościKultura

Drugi sezon „Odwilży” już niedługo na platformie Max. Zobacz pierwszy zwiastun! [WIDEO]

Już 23 sierpnia na platformie Max pojawi się długo wyczekiwany, drugi sezon...

AktualnościKulturaLifestyle

Jak weekend, to tylko w Szczecinie! Oto, co na nas czeka w najbliższych dniach

Przed nami ostatni weekend lipca, który zapowiada się naprawdę obiecująco. Świadczy o...

AktualnościKulturaLifestyleTurystyka

Gwiazdy na koncertowej scenie The Tall Ships Races

Finał regat The Tall Ships Races to nie tylko woda, wspaniałe jednostki...