Dominika Mastalerczyk to młoda dyrygentka, angażująca się w życie chóralne w Szczecinie. Z nami rozmawia o tym, dlaczego stolica Pomorza Zachodniego jest tak wyjątkowym miejscem na chóralnej mapie Europy, jak również o tym, jak pracuje się na co dzień z chórzystami.
Dominiko, dlaczego muzyka chóralna? Showbiznes raczej woli „bardziej rozrywkowe” gatunki.
– Z muzyką chóralną jestem związana od najmłodszych lat. W szkole podstawowej uczęszczałam do klasy chóralnej, której pomysłodawczynią i założycielką przed laty była Agata Steczkowska. Początkowo śpiewałam w chórze Mały Cantus, późnej w chórze dziewczęcym Puellarum Cantus. To były piękne lata… oprócz obowiązkowych prób, bardzo dużo koncertowałyśmy, brałyśmy udział w różnych festiwalach, wyjeżdżałyśmy na warsztaty. Wszystko to pod czujnym okiem dyrygentki, Katarzyny Pisery. W kolejnych latach, miałam przerwę od śpiewania w chórze, ponieważ większość czasu inwestowałam w kształcenie umiejętności grania na skrzypcach. Nie planowałam być dyrygentem… Zaczęłam studia na kierunku Edukacja artystyczna w zakresie sztuki muzycznej w Lublinie razem z moją przyjaciółką. Tam pierwszy raz zderzyłam się z lekcjami dyrygowania. Byłam w klasie Pani dr Barbary Pazur, która zauważyła, że mam do tego talent i zachęcała mnie, żebym w tym kierunku się rozwijała. Co do showbiznesu – to nigdy nie był mój cel. Aczkolwiek uważam, że do muzyki chóralnej, wciąż przekonanych jest za mało osób.
Dlaczego tak jest?
– Myślę, że duża część społeczeństwa nie zdaje sobie sprawy z tego, jak różnorodna i piękna jest literatura chóralna oraz nie wie, ile wartości niesie za sobą śpiewanie w chórze. Jednak obserwując różne zespoły, śmiem twierdzić, że wielu dyrygentów wychodzi na przeciw tej niewiedzy i stara się zachęcać ludzi do muzyki chóralnej, poszerzając repertuar o muzykę rozrywkową lub na przykład piosenki z bajek. Coraz częściej zespoły wykonują również zaaranżowane na chór różne „hity” znanych artystów. Chór Żeński Politechniki Morskiej, który mam przyjemność prowadzić, zaprezentował ostatnio na koncercie m.in. takie utwory, jak „Wodymidaj” Kwiatu Jabłoni, „Unwritten” Natashy Bedingfield, czy znane wszystkim „Can’t help falling in Love” Elvisa Presleya. Chór Politechniki Morskiej pod dyrekcją prof. Sylwii Fabiańczyk – Makuch ma bardzo szeroki repertuar rozrywkowy, który zawsze podczas koncertów nagradzany jest dużym aplauzem. Szczecińskie chóry akademickie i dziecięce mają niedługo połączyć swoje siły podczas „Wielkiej Gali muzyki z bajek”. To tylko kilka przykładów na to, że wielu dyrygentów wychodzi na przeciw potrzebom słuchaczy, pokazując tym samym, że muzyka chóralna nie musi być nudna.
Trudno jest zapanować nad dużą grupą ludzi i nad ich głosami?
– Myślę, że zapanowanie nad dużą grupą ludzi na próbach nie jest dla mnie trudnością. Natomiast zapanowanie nad ich głosami oraz wszystkimi aspektami związanymi z organizacją zespołu, stanowi większe wyzwanie. Chórzyści różnią się od siebie m.in. poziomem umiejętności wokalnych, wiedzy muzycznej, charakterami czy oczekiwaniami. Dyrygent jest osobą, która mimo tych różnic, musi scalać zespół. Sprawiać, że będzie brzmiał jak jeden organizm, ale także dbać o dobrą atmosferę, wzajemny szacunek i poczucie odpowiedzialności.
Jakie są Twoje strategie radzenia sobie z różnorodnością umiejętności wokalnych w chórze oraz w jaki sposób pracujesz nad rozwijaniem indywidualnych talentów w kontekście zespołowym?
– Przede wszystkim staram się wykorzystywać potencjał tych, którzy mają doświadczenie wokalne, a osoby, które dopiero zaczynają swoją przygodę ze śpiewaniem, zachęcam do intensywnej pracy. Na próbach zwracam uwagę nawet na pozornie błahe rzeczy, takie jak np. układ, w jakim siedzą chórzyści. Osoby, które mają większe doświadczenie muzyczne, siadają obok tych, którzy dopiero je zdobywają. Ważne jest, żeby każdy chórzysta miał poczucie rozwoju. Jeśli w zespole występują duże dysproporcje między umiejętnościami wokalnymi członków zespołu, obmyślam strategie, które pomogą ten poziom choć w małym stopniu wyrównać. Chórzystom, którzy potrzebują sobie utrwalić to, co było na próbie, nagrywam ich partie, żeby mogli poćwiczyć w domu. W jednym z chórów prowadzę przed próbą emisję głosu w małych, czteroosobowych grupach.
Na czym polegają takie zajęcia?
– Są to zajęcia, na których chórzysta ma szansę popracować bardziej indywidualnie nad swoim głosem i usłyszeć pewne wskazówki, które mają pomóc zrozumieć, na czym polega prawidłowa technika wokalna. W zespołach, z którymi pracuję, nie stronię od dawania indywidualnych uwag. Oczywiście dbam o to, żeby były one wypowiadane w sposób, który nie zniechęci i nie zestresuje chórzysty, a da mu motywację i wiarę w siebie. Tym, co również się sprawdza i przyspiesza pracę zespołu, jest ćwiczenie w mniejszych grupach. Wyznaczam po trzy osoby z każdego głosu i proszę o zaśpiewanie utworu lub jego fragmentu. Takie ćwiczenie daje poczucie większej odpowiedzialności, bardziej skupia uwagę i pozwala lepiej usłyszeć samego siebie, co pomaga w korygowaniu błędów.
Szczecin coraz mocniej zapisuje się na europejskiej mapie muzyki chóralnej. I mowa tu nie tylko o chórze Politechniki Morskiej. Dlaczego jesteśmy wyjątkowi pod tym względem?
– Tak, to prawda… szczecińskie chóry koncertują nie tylko na terenie naszego kraju, ale podróżują po całej Europie. Wydaje mi się, że wyjątkowość tkwi w tym, że większość tych chórów zostało założonych przez ludzi z ogromną pasją. Dyrygentów, których celem było zaszczepienie miłości do muzyki u swoich chórzystów, a także ich słuchaczy. Szczecińskie chóry mają swoje tradycje, które wciąż są kontynuowane przez tych wspaniałych dyrygentów lub ich, równie zafascynowanych swoją pracą, następców.
Chór Politechniki Morskiej pod dyrekcją prof. Sylwii Fabiańczyk – Makuch ostatnio wziął udział w prestiżowym „International Choral Competition Ave Verum Baden”, na którym zdobył Nagrodę Superior Gold i został ogłoszony mianem najlepszego zespołu z Europy oraz nagrodą specjalną za najlepsze wykonawstwo muzyki współczesnej. W lipcu zespół wyrusza w trasę koncertową po Chinach (Pekin – Qingdao – Guizhou – Szanghaj).
Chór Kameralny Akademii Sztuki prowadzony przez prof. Barbarę Halec w sierpniu weźmie udział w festiwalu w Eisenstadt w Austrii, gdzie wyśpiewa m.in. Mszę C – dur J. Haydna.
Chór Chłopięcy Słowiki aktualnie działający pod dyrekcją Kamila Szałaty od lat koncertuje w kraju i za granicą. W sierpniu zeszłego roku zespół wziął udział w International Choir Festival „Chorus Inside” w Rovinj (Chorwacja). W grudniu planowany jest wyjazd do Pragi na Międzynarodowy Festiwal Adwentowy i Bożonarodzeniowy.
Chór Uniwersytetu Szczecińskiego pod dyrekcją Prof. Anny Tarnowskiej we wrześniu wziął udział w XII Międzynarodowym Festiwalu i Konkursie Chóralnym „Canco Mediterrania” w Lloret de Mar i Barcelonie, na którym zdobył Srebrny Dyplom.
Chór Kameralny Zut pod dyrekcją prof. Iwony Wiśniewskiej – Salamon w lipcu wyrusza na Międzynarodowy Konkurs Chóralny do Tokio.
Zespół Żeński z Tanowa, który aktualnie prowadzę, we wrześniu weźmie udział w Festiwalu w Grecji.
Chór „Voci Veloci” pod dyrekcją dr Agaty Czekalińskiej w grudniu wyśpiewał dwa Złote Dyplomy na Międzynarodowym Festiwalu Chorus Inside w Rzymie, a niebawem zespół zaprezentuje się na międzynarodowym festiwalu w Lloret że Mar.
Chór dziecięcy „Don Diri Don” pod dyrekcją prof. Dariusza Dyczewskiego od lat podróżuje po całym świecie i zdobywa liczne nagrody. Jakiś czas temu koncertowali m.in w Budapeszcie i Hamburgu.
Myślę, że to tylko kilka przykładów na to, że szczecińskie chóry cały czas prężnie się rozwijają i koncertują nie tylko w kraju, ale i za granicą. Wszystkim tym chórom i ich dyrygentom bardzo kibicuję i życzę wielu sukcesów.
To prawda, co wyśpiewał kiedyś Jerzy Stuhr, że „śpiewać każdy może”? I czy da się tę ideę przełożyć na chór?
– Myślę, że śpiewać każdy może, ale nie każdy w chórze. To tak pół żartem, pół serio. Jestem zwolenniczką rozwijania swoich pasji, niezależnie od tego, czy droga ku temu jest łatwa czy nie. Natomiast, żeby śpiewać w chórze, niezbędne są pewne predyspozycje – tj. słuch muzyczny. Wyjątkiem mogą być chóry dziecięce. Uważam, że można do nich przyjmować dzieci, które nie wykazują tych predyspozycji, gdyż jest duże prawdopodobieństwo, że ten słuch znacząco się rozwinie. Natomiast, jeśli osoba dorosła nie ma wykształconego słuchu muzycznego, będzie miała problem, żeby odnaleźć się w chórze, w którym należy śpiewać, niezależną od innych głosów, linię melodyczną. Oczywiście słuch muzyczny ćwiczy się również na próbach, ale jest to rozwijanie umiejętności, które chórzysta już posiada.