Każda zniszczona ławka, każdy pęknięty krawężnik, czy zdewastowane nasadzenia – to, co robią niepokorni mieszkańcy obciąża wykonawcę, bo Aleja Wojska Polskiego to plac budowy, a odbiorów jeszcze nie było. Koszty napraw tego, co nieodebrane, mogą sięgać setek tysięcy złotych.
Połamane ławki przez kierowców, którzy postanowili zaparkować na zakazie i szukali miejsca nie zważając na małą infrastrukturę. Połamane drzewka i uschnięte nasadzenia, bo właściciele psów zrobili sobie z kwietników wybiegi dla czworonogów, które tam załatwiają swoje potrzeby. Kilka pękniętych krawężników, bo akurat kierowcom nie chce się szukać wolnego miejsca do zaparkowania i parkują na zakazie, na chodnikach. Czy to, na co ostatnio zwraca uwagę organizacja Idee przez miasto – niszczenie ławko-donic przez deskorolkarzy.
Dopóki Aleja Wojska Polskiego jest placem budowy, za stan techniczny infrastruktury odpowiada wykonawca. Po zakończeniu robót, ewentualne uszkodzenia ławek czy zieleni będą powodem do niedokonania odbioru przez inwestora. Odbiór będzie możliwy dopiero po naprawie szkód. Patrząc na skalę problemów, wykonawca może ponieść bardzo wysokie koszty, sięgające setek tysięcy złotych. Bo to nie tylko materiały, ale również dodatkowa praca do wykonania.
Straż miejska kilka tygodni temu deklarowała zwiększenie patroli na Alei Wojska Polskiego pod kątek ścigania kierowców łamiących przepisu ruchu drogowego. Teraz dojdzie jeszcze pilnowanie infrastruktury. Ale nawet często interweniująca straż miejska nie zmieni mentalności tych, którzy miejskiej infrastruktury nie szanują. O takie zmiany musimy zadbać sami.