Porażki na własnym parkiecie i świetna gra na wyjazdach. Runda zasadnicza grana ze zmiennym szczęściem i ze zmienną formą. Ale im bliżej play-off, tym bardziej Wilki stawały się watahą. W ćwierćfinale zmierzyli się z Legią, którą uważano za obecnie najlepiej grającą drużynę w Polsce. King nie pozostawił warszawiakom złudzeń i jako pierwszy zameldował się w strefie medalowej Polskiej Ligi Koszykówki.
W minionym sezonie w ćwierćfinałowym starciu z Anwilem, mimo że rundę zasadniczą zakończyli na drugim miejscu, nie byli uważani za faworytów. Ekipę z Włocławka pokonali, w półfinale ograli Stal Ostrów Wielkopolski, a w finale nie dali szans utytułowanemu Śląskowi. Przed rozpoczęciem starcia z Legią w I rundzie play-off eksperci także byli podzieleni – byli i tacy, którzy widzieli stołecznych w roli faworyta. Przewidywano pięciomeczową serię, tymczasem Wilki mogły zakończyć tę rywalizację 3:0. Skończyło się na 3:1, ale w każdym z meczów team ze Szczecina miał piorunujące końcówki. Szczecinianie pokazali moc. Dlaczego Wilki wygrały? To 5 najważniejszych powodów.
Drużyna
Koszykówka to gra zespołowa, nawet jeśli ma się lidera i wybitnego strzelca, to indywidualne umiejętności muszą się tu łączyć z kolektywnym wysiłkiem. W samym sercu tej dyscypliny tkwi drużynowość – wartość, która wyznacza różnicę między zwycięstwem a porażką. Ale co dokładnie oznacza „drużynowość” w kontekście koszykówki? Oznacza przede wszystkim współpracę. Gracze muszą działać jako jeden organizm, reagując na zmieniające się sytuacje na boisku – a w koszykówce zdarzenia są wyjątkowo dynamicznie zmienne. Jest to nie tylko kwestia podań i asyst, ale także zrozumienia ruchów partnerów, ich mocnych i słabych stron oraz umiejętności dostosowania się do tego, co przynosi dany moment gry.
Bez zaufania drużyna nie może odnieść sukcesu. Gracze muszą wiedzieć, że mogą polegać na sobie nawzajem, zarówno na boisku, jak i poza nim. To zaufanie rodzi się z komunikacji – umiejętności słuchania, wyrażania własnych myśli i wsparcia dla kolegów z zespołu w trudnych momentach. W kryzysowych momentach Legii tego zabrakło. Wilki natomiast pokazały, że nawet zmiennicy z ławki robią różnicę na boisku i są gotowi dźwigać trudy meczu, gdy nie idzie pozostałym graczom. Bez fajerwerków, ale skutecznie. To cecha mistrzowskiej drużyny.
Arkadiusz Miłoszewski
Trenerzy mają kluczową rolę w budowaniu drużynowości. To oni muszą stworzyć atmosferę zaufania i współpracy na treningach oraz podczas meczów. Poprzez wyznaczanie wspólnych celów, kreowanie strategii gry i rozwijanie umiejętności komunikacyjnych, trenerzy mogą pomóc zawodnikom w osiągnięciu pełnego potencjału jako drużyny.
Arkadiusz Miłoszewski robi różnicę. Może nie ma europejskiego doświadczenia, przecież w europejskich pucharach Kinga pierwszy raz prowadził dopiero w tym sezonie, ale niewątpliwie to obecnie najbardziej kreatywny szkoleniowiec w polskiej lidze. Posiada doskonały zmysł jeśli chodzi o rotację zawodników, zna swoich graczy – i nawet jeśli wokół panuje krytyka personalna wobec któregoś z zawodników, Arkadiusz Miłoszewski nie daje się ponieść „medialnym” ocenom. Kiedy trzeba zdrowo ochrzani, innym razem rzuci żartem albo sprowokuje. Może nie wszystkie transfery były idealne, ale kto się nie myli… jedno jest pewne. To trener, który rozegrał szkoleniowca Legii, Marka Popiołka, a co za tym idzie – Wilki ograły Legię. To zdecydowanie trener, który może doprowadzić Kinga do finału i obrony mistrzowskiego tytułu.
Trio Meier – Cuthbertson – Woodson
Zacznijmy od Averego Woodsona – miał zastąpić Bryce`a Browna, ale tych dwóch graczy porównać się nie da. MVP ubiegłorocznych finałów był dość „szalonym” graczem, bardziej kreował sobie sytuacje, a na boisku momentami zamieniał się w showmana. Avery to zupełnie inny typ osobowości, raczej cichy, skromny, nie rzuca się w oczy. Pierwsza część sezonu nie była najlepsza w jego wykonaniu, momentami można było nawet odnieść wrażenie, że Woodson w Szczecinie jest zagubiony. Ale z meczu na mecz coraz bardziej wkomponowywał się w drużynę. Avery to świetny gracz, niejednokrotnie jego rzuty w trudnych dla Wilków momentach uspokajały grę lub podrywały zespół do walki. Trudno sobie wyobrazić, by w play-offach Woodsona zabrakło!
Tony Meier nie gra tak dobrze, jak w ubiegłym sezonie. Ale Tony Meier nie zapomniał, jak się rzuca zza łuku. Jego trójki wciąż są zabójcze i wpadają dokładnie wtedy, kiedy wpaść muszą. Jego obecność w drużynie w tym sezonie jest trochę niedoceniana.
Zac Cuthbertson – nie ma wątpliwości, że to właśnie on jest najlepszym obrońcą w lidze. Rola, jaką odgrywa w zespole, jest inna niż w poprzednim sezonie. Rzuca przez to mniej punktów, ale w czwartym meczu z Legią pokazał, na co go stać pod tablicą rywali. W finale ubiegłego sezonu poskromił Jeremiaha Martina ze Śląska i przyczynił się do zdobycia złotego medalu przez Kinga. W potyczce z Legią doprowadzał do szewskiej pasji Vitala. Zac, kiedy jest w formie, jest na boisku nie do zastąpienia. Legia takiego gracza nie miała.
Brak presji
W małych miejscowościach – we Włocławku, Ostrowie Wielkopolskim czy Dąbrowie Górniczej koszykówka to najważniejsza z dyscyplin i presja na sukcesy jest olbrzymia. W Szczecinie, pomimo że mamy Mistrzów Polski, wciąż wszyscy zapatrzeni są w Pogoń – tę piłkarską Pogoń, która od ponad 70 lat wciąż walczy o swoje pierwsze trofeum. To właśnie brak ogromnej presji na Wilkach sprawia, że wokół drużyny, nawet kiedy ma gorszy okres, nie ma zbyt wielu złych emocji. To pozwala ze spokojem przygotować się do najważniejszej części sezonu.
W starciach z Legią na Netto Arenie było niewielu kibiców, wielu szczecinian wybrało majówkę nad kibicowanie. Trochę szkodzą, ale to też można przekuć w atut. Brak presji na sukces ze strony w połączeniu z ambicjami zawodników Kinga daje świetny efekt. To drużyna, która może po raz drugi z rzędu zagrać w finale i bić się o złoto.
Andy Mazurczak
O Andym, czy też jak kto woli – Andrzeju Mazurczaku, powiedziano już chyba wszystko. To najlepszy koszykarz w polskiej lidze. Wart każdych pieniędzy. To prawdziwy mózg drużyny, potrafiący nie tylko zbierać, zabierać, asystować i rzucać. On potrafi jak nikt inny wziąć ciężar spotkania na własne barki – nie zawsze punktowo, ale zawsze emocjonalnie, zawsze intelektualnie i sportowo.
Owszem – można się bawić w statystyki i udowadniać, że ktoś ma lepsze lub gorsze liczby. Ale jak to w sporcie drużynowym bywa, nie zawsze matematyka pokazuje osobowość i charakter. A takiego kapitana nie ma żaden inny klub. Andy to lider, który poprowadził Wilki do trzeciej wygranej w Warszawie i zakończenia serii. To człowiek, który może poprowadzić Wilki do obrony tytułu.