Home Aktualności Uwaga! Awaria! Podróż do początków szczecińskiego SEC-u
AktualnościZ archiwum Szczecinera

Uwaga! Awaria! Podróż do początków szczecińskiego SEC-u

261
z archiwum szczecinera: uwaga! awaria!

Przełom maja i czerwca przez kilkadziesiąt lat oznaczał dla ciepłowników bardzo ważny moment – koniec tzw. sezonu grzewczego. Dziś ten termin ma tylko teoretyczne znaczenie, ale kiedyś stanowił przedmiot poważnych narad Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (PZPR), bo władza przecież musiała dbać o dobro obywatela. Skoro w kraju brakowało prawie wszystkiego i niewiele dało się z tym zrobić, czasami trzeba było… znaleźć winowajcę. Zimne kaloryfery nieraz okazały się idealnym pretekstem do publicznych nagan, pełnych dramatyzmu artykułów w prasie, a nawet do rozgrywek personalnych – zwłaszcza, gdy gdzieś pękła jakaś ważna rura.

Przez wiele powojennych lat szczeciński system ciepłowniczy opierał się na tym, co pozostało jeszcze po dawnych gospodarzach miasta. Pierwsze wybudowane po wojnie nowe mieszkania oddano do użytku dopiero w połowie lat pięćdziesiątych. Wcześniej korzystano z mniej lub bardziej zniszczonych przedwojennych budynków oraz z trudem remontowanych dawnych poniemieckich instalacji. Dlatego – obok ciągle uruchamianych lokalnych sieci c.o. – dalej oddawano do użytku lokale ogrzewane za pomocą tradycyjnych pieców kaflowych, gdzie węgiel trzeba było każdego dnia przynieść do domu z piwnicy. Dawne budynki zwykle zajmowano bez jakiegokolwiek remontu, co oczywiście zaowocowało później serią uciążliwych awarii.

Ratunkiem na ciepłownicze kłopoty miało być – zdaniem władz miasta – powołanie przedsiębiorstwa zarządzającego całą gospodarka cieplną w Szczecinie. Za przykład wzięto podobne firmy, które wcześniej powstały w Gdańsku i we Wrocławiu. Oba te miasta, ze względu na swoja historię, były pod wieloma względami podobne do Szczecina i miały porównywalne problemy. Stosowną uchwałę podjęła Wojewódzka Rada Narodowa. Dokument w sprawie utworzenia Komórki Organizacyjnej Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Cieplnej (MPGC) nosił datę 31 sierpnia 1961 r. Na siedzibę biur przeznaczono część budynku przy ul. Kaszubskiej 52, bazę transportu zamierzano ulokować przy ul. Hutniczej 2/3. Ale ze względu na kłopoty lokalowe, na samym początku biura mieściły się w całości w… dwóch niewielkich pokojach w gmachu Prezydium Miejskiej Rady Narodowej.

Oficjalnie pracę MPGC rozpoczęło 1 stycznia 1962 r., czyli w samym środku sezonu grzewczego. W ciągu kilkunastu tygodni przejęto w sumie 160 różnych kotłowni, ogrzewających łącznie 180 budynków. Zdecydowana większość urządzeń była w fatalnym stanie technicznym. W części obiektów brakowało palaczy, a ci, którzy pracowali, nie posiadali niezbędnych kwalifikacji.

W 1966 r. MPGC w Szczecinie powierzono zadania „przedsiębiorstwa patronackiego” w stosunku do przedsiębiorstw oraz zakładów gospodarki mieszkaniowej, prowadzących działalność w zakresie ogrzewnictwa na terenie Barlinka, Chojny Choszczna, Dębna, Goleniowa, Gryfic, Gryfina, Nowogardu, Polic, Pyrzyc, Stargardu, Świnoujścia oraz Trzebiatowa. W maju 1972 r., z czteroletnim opóźnieniem w stosunku do planowanego terminu, dokonano wreszcie oficjalnego przeniesienia siedziby MPGC do nowego biurowca przy ul. Dembowskiego 6, o czym z dumą donosiła lokalna prasa.

W sporządzanych z roku na rok statystykach MPGC, coraz większą rolę odgrywała długość sieci, a przede wszystkim długość głównych magistrali ciepłowniczych; coraz mniej ważna była liczba poszczególnych kotłowni. W 1974 r. sieć liczyła niemal 93 km, a główne magistrale ciepłownicze – ponad 28 km; kotłowni było 215. W 1974 r. MPGC w Szczecinie zostało przekształcone w Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej (WPEC) w Szczecinie. Dwa lata później WPEC przejął dalsze zakłady, m.in. w Płotach, Wolinie, Dziwnowie, Kamieniu Pomorskim, Łobzie, Maszewie, Widuchowej, Mieszkowicach, Baniach, Lipianach i Cedyni. Biorąc pod uwagę obszar działania, szczecińskie WPEC stało się prawdziwym gigantem, zarządzając w połowie lat siedemdziesiątych największym obszarem w swojej historii. Z niewielkimi wyjątkami obejmował on teren całego dawnego województwa.

Oczywiście najważniejszym miejscem cały czas pozostawał Szczecin. A tu od początku lat siedemdziesiątych – mówiąc językiem inżynierów – gwałtownie narastał deficyt ciepła. Sterowane centralnie inwestycje nie nadążały za zapotrzebowaniem. Stara sieć trapiona była awariami, jakość nowych prac – wykonywanych zbyt szybko i często bez zachowania założonych w planach parametrów – pozostawiała wiele do życzenia. Znaczna część robót nie zależała od pracowników WPEC, jednak gdy kaloryfery stawała się zimne, to im „obrywało” się od mieszkańców lub władz, domagających się szybkiej i skutecznej reakcji. Wielką niewiadomą była kapryśna aura. Krótkie sezony grzewcze i wysokie temperatury oczywiście sprzyjały ciepłownikom, każda większa i dłuższa zima oznaczała w praktyce olbrzymie kłopoty. Tego nie dało się wcześniej przewidzieć. I tak w Szczecinie zaczęła się seria głośnych ciepłowniczych awarii.

Rekordowa „zima stulecia” zaatakowała w sezonie 1978/1979. Nagłe obniżenie temperatury, połączone z silnymi opadami śniegu, spowodowało, że przez kilkanaście dni przełomu grudnia i stycznia prawie całe miasto trzęsło się z zimna. W bardzo krótkim czasie odnotowano pęknięcia w ponad siedmiuset różnych miejscach! Najczęściej trzaskały kaloryfery i rury na wyziębionych klatkach schodowych. Mściły się nieszczelne okna i drzwi oraz nieocieplone ściany. Każda naprawa wymagała odcięcia zasilania, a wtedy ludzie po prostu marzli. Na os. Zawadzkiego niedbalstwo ekip budowlanych spowodowało, że instalacja ciepłownicza w nowych blokach okazała się w krytycznej chwili… pusta, bo woda po prostu wcześniej wypłynęła! Aż trudno uwierzyć, że nikt wcześniej tego nie zauważył. Ciepła nie było w wielu przedszkolach, szkołach i urzędach Dodatkowym utrapieniem okazały się wyłączenia prądu, bo bez energii elektrycznej nie pracowały pompy w węzłach cieplnych i instalacja, nawet sprawna, błyskawicznie zamarzała. W „trosce o obywateli” zainterweniowały władze partyjne. Ofiarą padł odwołany 31 grudnia 1978 r. wieloletni dyrektor WPEC Anatol Makarenko. Oficjalnie odszedł na emeryturę.

Na początku stycznia 1979 r. w Szczecinie miała miejsce jedna z największych w historii miasta awarii ciepłowniczych. Kłęby pary uniosły się nad al. Niepodległości. Po odsłonięciu kanału oraz izolacji z pianobetonu okazało się, że rura magistrali wygląda jak sitko. Konieczność wyłączenia dostaw z elektrociepłowni „Szczecin” pozbawiła ciepła m.in. mieszkańców Śródmieścia, Niebuszewa oraz os. Arkońskiego. Prace przy wymianie kilkumetrowego odcinka skorodowanej rury prowadzono bez przerwy w dzień i w nocy. Kłopoty sprawiły, że w 1979 r. przedsiębiorstwo po raz pierwszy wiosną nie wykonało planu. Części odbiorców pozbawionych ciepła trzeba było udzielić specjalnej bonifikaty.

14 listopada 1980 r. padł następny rekord. Nowa awaria była jeszcze większa od tej sprzed kilkunastu miesięcy. Mimo iż nie było jeszcze wielkich mrozów, pękła sieć pod jezdnią ul. Wielkiej (dziś ul. Wyszyńskiego). Aby dostać się do dziurawych rur, trzeba było zrywać torowisko i zdejmować nawierzchnię jezdni. Prace trwały kilka dni. W całym mieście wyłączono ogrzewanie i ciepłą wodę. Było tak we wszystkich budynkach zaopatrywanych przez szczecińską elektrociepłownię. W praktyce oznaczało to pozbawienie ciepła ponad 75 proc. mieszkańców Szczecina! Naprawa uszkodzenia sieci wywołała olbrzymie zakłócenia w komunikacji w jednym z najważniejszych punktów miasta. Zmieniono przebieg linii tramwajowych nr 7 i 8. Cały odcinek ul. Wielkiej od Bramy Portowej do Mostu Długiego został wyłączony z ruchu kołowego. Nie kursowały tramwaje do Basenu Górniczego. By ratować sytuację, uruchomiono zastępczo dwadzieścia dodatkowych autobusów ściągniętych z innych tras. Roboty przy usuwaniu awarii (ostatecznie wymieniono rury na całej szerokości jezdni) trwały do 20 listopada i zbiegły się z gwałtownym oziębieniem oraz pogorszeniem pogody.

Awaria przy ul. Wielkiej pokazała władzom, w jak kiepskim stanie jest sieć ciepłownicza i co może zdarzyć się w przyszłości. Bezskutecznie postulowano, by ogrzewanie włączać tak jak kiedyś – przy spadku temperatury zewnętrznej do 12, a nie jak to było od pewnego czasu do 10 stopni (mierzonej zgodnie z przepisami – trzy dni z rzędu po godzinie 19:00). Wcześniejsze uruchamianie ogrzewania teoretycznie dawało szansę na dłuższy rozruch przy mniejszej różnicy temperatur, a to z kolei powinno przełożyć się na mniejszą skalę poważnych uszkodzeń. Niestety, kraj był w kryzysie i w tej sytuacji głównym celem stawianym przez władze wojewódzkie była redukcja kosztów oraz mniejsze zużycie deficytowego opału. Bezpieczeństwo sieci schodziło na dalszy plan.

Latem 1981 r. dokonano interwencyjnego przeglądu najbardziej niepokojących odcinków sieci. Wnioski były zatrważające. Największym błędem, obok braku remontów starych rur, okazało się długotrwałe stosowanie jako izolacji tzw. pianobetonu. Zamiast spodziewanych oszczędności, było dokładnie odwrotnie. W skrajnych wypadkach po odkryciu kanałów okazało się, że izolacji już nie ma, bo po prostu wypłukała ją woda! Wyszło na jaw, że socjalistyczny pianobeton nie wytrzymywał pod ziemią nawet dziesięciu lat…

W 1984 r. na niemal sześć miesięcy pracownicy WPEC wyłączyli z użytkowania al. Niepodległości. Było to związane z generalnym remontem jednej z najważniejszych magistrali ciepłowniczych. Tu też wcześniej zastosowano pechową izolację z pianobetonu, którą teraz trzeba było na najbardziej awaryjnym odcinku wymienić. Przeprowadzono przy okazji inne, mniejsze prace. W planach była kontrola oraz ewentualna naprawa sieci (również z pianobetonem) przy ulicach: Potulickiej i Narutowicza oraz alejach: 3 Maja, Piastów i Powstańców Wielkopolskich. Na os. Klonowica interwencyjnie wymieniono nieudane i awaryjne grzejniki płytowe. Jeszcze gorzej wyglądało to w terenie. Było tam wiele małych zaniedbanych kotłowni, prymitywnych technologicznie, z niewykwalifikowaną i bez przerwy zmieniającą się obsługą. Wyjątkowo poważnym sygnałem ostrzegawczym stały się trzy wypadki śmiertelne, które właśnie w takich kotłowniach, w różnych miejscach, wydarzyły się praktycznie w tym samym czasie. Po kilku stosunkowo łagodnych zimach sezon 1984/1985 znów przyniósł długotrwały spadek temperatury poniżej minus 16 stopni. 5 stycznia 1985 r. – zgodnie z wcześniejszymi założeniami, co robić w tak kryzysowej sytuacji – awaryjnie obniżono temperaturę ciepłej wody w kranach do zaledwie 40 stopni. Trzy kolejne miesiące były trudne, bo dodatkowo znów dały o sobie znać nierytmiczne dostawy węgla, koksu i miału. W praktyce oznaczało to wyłączanie ogrzewania. Prasa alarmowała, że na nowych osiedlach już 30 proc. ciepła ucieka przez fatalnie zaizolowane ściany, nieszczelne okna i drzwi.

Kolejny kryzysowy rok 1986 zapisał się w historii WPEC m.in. koniecznością wykorzystywania mieszanek opałowych. Była to rozpaczliwa próba ratowania się w sytuacji ciągłych niedoborów na rynku oraz nieterminowych dostaw węgla, koksu i miału, dużo niższych od zgłoszonego zapotrzebowania. Wzorem tamtych lat, by naprawiać błędy systemu, zebrał się… aktyw PZPR. Aktualna sytuacja ciepłownictwa w Szczecinie i niektórych miastach województwa oraz perspektywy rozwoju były głównym tematem obrad plenum Komitetu Miejskiego i egzekutywy Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Stało się to w czerwcu 1986 r. Nie zważając na głosy sprzeciwu przyjęto, że docelowym rozwiązaniem na przyszłość będzie wielka modernizacja elektrowni „Dolna Odra” i doprowadzenie z niej ciepła do Szczecina, co pozwoliłoby na pełne zabezpieczenie potrzeb cieplnych miasta. Optymistycznie zakładano, że przy pełnym zaangażowaniu taka inwestycja zakończy się w 1997 r. Pomysł pozyskania ciepła z „Dolnej Odry”, odległej od Szczecina w linii prostej o niemal 30 km, oczywiście od razu wzbudził kontrowersje wśród fachowców i cichą dyskusję o ekonomicznej zasadności takiego rozwiązania. Ale decyzja partii była jednoznaczna.

Niestety, sezon grzewczy 1992/1993 znów rozpoczął się od serii awarii. Najbardziej pechowy okazał się drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. W tym czasie pracownicy WPEC zmagali się z aż trzema poważnymi uszkodzeniami. Najgroźniejsze z nich dotyczyło pękniętej magistrali o średnicy 800 mm na ul. Południowej. Awaria wydarzyła się w najgorszym z możliwych miejsc, gdzie przy temperaturze minus 11 stopni pękł stary spaw. By nie pozbawiać ciepła całego miasta na co najmniej 48 godzin (a tak by było w konieczności całkowitego odcięcia tego miejsca od sieci), zdecydowano się zaryzykować i nałożyć na magistralę specjalny dodatkowy kołnierz uszczelniający. Pomysł był dość szalony, ale ciepłownikom sprzyjało szczęście i tym razem udało się.

Pod koniec grudnia 1996 r. pękł wysłużony rurociąg pod pl. Żołnierza Polskiego. Ze względu na bardzo niskie temperatury pracownicy WPEC byli bezsilni i z naprawą musieli czekać do pierwszego ocieplenia. Ustawili więc prowizoryczny komin, z którego przez ponad dwa tygodnie biły do góry kłęby pary, bacznie obserwowane przez okolicznych mieszkańców. Gdy na początku stycznia 1997 r. aura stała się bardziej łaskawa, zatrzymano pompy w elektrociepłowni „Portowej” i rozpoczęto naprawę. Zimne kaloryfery, oprócz mieszkańców śródmieścia, odczuli najbardziej pacjenci przychodni przy ul. Starzyńskiego, która na czas remontu musiała skrócić godziny pracy.

W czerwcu 1997 r. Rada Miasta wybrała dla WPEC nową formę organizacyjno-prawną w postaci spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Zaproponowano nową nazwę: Szczecińska Energetyka Cieplna (SEC).

W drugiej połowie listopada 1998 r. ponownie pękła rura głównej magistrali 800 mm przy ul. Południowej. Przez kilka dni bez ciepła było ponad 60 proc. odbiorców, choć próbowano ratować sytuację, zasilając Szczecin magistralą średnicową. Zimno było m.in. na Pomorzanach, Wzgórzu Hetmańskim, Niebuszewie, osiedlach: Kaliny, Przyjaźni, Arkońskim, przy ulicach: Potulickiej, Ku Słońcu, Kormoranów, Bandurskiego, Thugutta oraz alejach: Piastów i Bohaterów Warszawy. Zaledwie tydzień później, na przełomie listopada i grudnia, znów zawiódł stary spaw na tej samej magistrali! Tym razem o powiększającej się z godziny na godzinę dziurze technicy wiedzieli już nieco wcześniej, próbowano więc temu zaradzić, obniżając ciśnienie (nominalnie 14 atmosfer) oraz temperaturę (zwykle w tym miejscu 130 stopni), by nie wyłączać ciepła przynajmniej w zbliżający się weekend. Co gorsza, ta sama magistrala wytrzymała po naprawie zaledwie kilkanaście dni, by po raz trzeci pęknąć ponownie pod koniec grudnia. Woda zaczęła wyciekać w miejscu, gdzie założono ratunkowy spaw w czasie poprzedniej awarii, kilkanaście lat wcześniej. Uszkodzenie było szczególnie trudne do naprawy, bo woda wyciekała od strony podłoża i – aby to naprawić – trzeba było rurociąg schłodzić, opróżnić, a następnie wyciąć specjalny otwór i wejść do środka rury.

Łatwo było przewidzieć, że bez konkretnych kroków w niedalekiej przyszłości mogą wystąpić następne uciążliwe awarie. Kluczową w systemie elektrociepłownię „Pomorzany” uruchomiono w latach sześćdziesiątych XX w., by pierwotnie zasilała tylko pobliskie osiedla. Tymczasem wielokrotnie rozbudowywana i modernizowana rozrosła się do rozmiarów kolosa, który zasilał w ciepło 60 proc. wszystkich odbiorców, czyli ok. 150 tys. mieszkań. Niestety, wraz z rozbudową elektrociepłowni nie szła w parze modernizacja sieci. Efekt był taki, że największy piec w Szczecinie łączył się z odbiorcami dwiema magistralami ciepłowniczymi – jedną z początku lat dziewięćdziesiątych, a drugą, bardzo awaryjną, z końca lat siedemdziesiątych.

Rozpoczął się trudny proces remontów infrastruktury oraz zmian w funkcjonowaniu spółki. Fachowcy oceniali, że aby zahamować degradację sieci, rocznie powinno się wymieniać minimum 2–3 km rur. Zaczęto to robić, choć przy ograniczonych środkach finansowych awarie nadal się zdarzały. W październiku 1999 r. kłęby pary pojawiły się na ul. Dworcowej. Ze względu na niskie temperatury, z remontem znów czekano na chwilę ocieplenia. Gdy już udało się dostać do środka kanału, oczom ciepłowników ukazał się koszmarny widok komory cieplnej zalanej po strop… fekaliami z nieszczelnej rury kanalizacyjnej, biegnącej tuż obok. Szkody były tak wielkie, że nikt nie miał wątpliwości, iż awaria kanalizacji trwała już od wielu tygodni, może nawet miesięcy! Relacjonując to wydarzenie gazety pisały wówczas o „Dziurze z brudu”. Kilkanaście dni później kaloryfery znów były zimne, bo pod koniec listopada pechowe okazało się skrzyżowanie ul. Sczanieckiej z ul. Cyryla i Metodego. Z pękniętej rury ciepłociągu o średnicy 400 mm wyciekło 600 ton gorącej wody. Gęsta chmura pary skutecznie zatrzymała wtedy ruch samochodów.

Wielkie awarie szczęśliwie odeszły do historii wraz z początkiem XXI w. Pomogła po prostu konsekwentna modernizacja. Spadła liczba reklamacji, wyraźnie zmniejszyły się uciążliwe ubytki wody. W kluczowych miejscach pozbyto się pechowego pianobetonu. Poprawiono izolację linii napowietrznych, dokonano optymalizacji sieci, licząc wreszcie realne koszty ciepła.

11 kwietnia 2002 r. szczecińscy ciepłownicy zostali sprywatyzowani. Najbardziej widoczną zmianą było w ostatnim czasie przeniesienie siedziby spółki do biurowca Lastadia Office przy ul. Zbożowej w Szczecinie.

W naszym cyklu Z Archiwum Szczecinera przypominamy tekst Romana Czejarka, który ukazał się w numerze 7 naszego magazynu w 2016 roku [PDF].

Powiązane artykuły

w szczecinie rusza program, który może zmienić życie wielu rodzin
Aktualności

W Szczecinie rusza program, który może zmienić życie wielu rodzin

W północnych dzielnicach Szczecina rozpoczyna się projekt, który ma szansę realnie odmienić...

świadkowie jehowy dostępni online. teraz możesz zamówić wizytę przez internet
Aktualności

Świadkowie Jehowy dostępni online. Teraz możesz zamówić wizytę przez Internet

Czy wiesz, że rozmowa ze Świadkami Jehowy nie musi odbywać się tylko...

nawet 500 zł mandatu od strażników miejskich. gdzie deratyzacja jest obowiązkowa?
Aktualności

Nawet 500 zł mandatu od strażników miejskich. Gdzie deratyzacja jest obowiązkowa?

Czas zabezpieczyć się przed… szczurami! Od 1 stycznia br. strażnicy miejscy mogą...

tylko tydzień na rozliczenie pit. ostatni moment na przekazanie 1,5% podatku
Aktualności

Tylko tydzień na rozliczenie PIT. Ostatni moment na przekazanie 1,5% podatku

Zbliża się ostateczny termin na złożenie rocznego zeznania podatkowego. Do końca kwietnia każdy...