„Trubadur” Verdiego wraca na scenę Opery na Zamku w Szczecinie! Już w najbliższy weekend dwa spektakle w reżyserii Barbary Wiśniewskiej, pod kierownictwem muzycznym i batutą Jerzego Wołosiuka. To będzie prawdziwa uczta dla miłośników gatunku!
„Trubadur” to potężne arcydzieło. Muzyczna dramaturgia oparta na ostrych kontrastach oraz błyskotliwość partii wokalnych fascynują publiczność, a to czyni tę operę jedną z najczęściej wystawianych. W interpretacji Barbary Wiśniewskiej to opowieść o tym, jak decyzje poprzednich pokoleń definiują życie współczesnych. Możemy tu mówić o transmisji traumy, chorobie która przechodzi z przodków za pomocą słów i czynów, niewykrywalna i żarłoczna. W pierwszej scenie poznajemy fragmenty opowieści z przeszłości, która motywuje główne postaci: Hrabiego oraz trubadura Manrico i jego przybraną matkę – Azucenę. To jednak nie na źródle traumy – wydarzeniu owianym aurą tajemnicy, które rozdzieliło dwóch braci, Hrabiego i Manrico skupia się kompozytor, ale na tym, do jak tragicznych skutków prowadzi wypełnianie urojonego nakazu zemsty. Czy tak tragiczna historia może mieć jakąkolwiek konstruktywną wymowę? Być może to opowieść o tym, że powinniśmy dążyć do zatrzymania toksycznego koła uruchomionego przez przodków? Jako społeczność być może taką opowieść powinniśmy snuć ku przestrodze.
– Dwóch rozdzielonych braci, będących pod wpływem traumy poprzednich pokoleń i zakochanych w jednej, żarłocznie spragnionej miłości kobiecie. W tym trójkącie próżno szukać racjonalnych decyzji i dążenia do ugody, zamiast tego egzaltowana miłość o sile narkotyku i transmisja bólu pochodząca od rodziców doprowadza bohaterów „Trubadura” do tragicznego finału. Aby ujawnić druzgocącą siłę fantazji rządzącej poszczególnymi bohaterami i wpływ nierozwiązanych problemów przeszłości odwołujemy się – z zamiarem pokazania ich na scenie – do pojęcia halucynacji, wizji i poetyki snu, które ukazują subiektywną prawdę – rozdzielenie Leonory na tę kochającą Hrabiego i tę zakochaną w Manrico, uwikłanie w zawłaszczającą relację Manrico z matką Azuceną, jej życie przeszłością z wizją matki wciąż płonącej na stosie. Rzecz dzieje się współcześnie, to opowieść o sile relacji, miłosnych i rodzinnych, oraz indywidualnej pamięci, nie ma tu więc miejsca na militarne potyczki, jest to historia intymna, próbująca wyjaśnić psychologiczne motywy postaci i zderzająca widza z prawdą na temat zaczadzających, toksycznych emocji. Ich świadkiem jest chór. Grupa zwykłych ludzi, świadków czy obserwatorów, którzy czasem wycofują się w bierne oglądanie, a czasem wspierają bohaterów, komentują ich poczynania lub kłócą się z nimi – mówi Barbara Wiśniewska, reżyserka „Trubadura”.
Narratorem, który rozpoczyna opowieść do chóru jest Ferrando. Biorąc pod uwagę dwóch głównych męskich bohaterów widać intrygującą symetrię. Hrabia di Luna jest wpatrzony w swojego ojca. To od ojca Hrabia odziedziczył kolonizatorski, bezwzględny charakter, chęć posiadania oraz gniew, terytorialność i agresję, które każą mu zgładzić konkurenta. To również od ojca pochodzi nakaz by odnaleźć brata – chociaż sam Hrabia wcale go nie potrzebuje. Manrico wpatrzony jest w swoją matkę, która wikła go w swoje cierpienie i manipuluje nim.
– To historia Starego Hrabiego i Starej Cyganki, która spłonęła na stosie. Nie ma pewności czy jest to prawda czy mit, historia przekłamana – wiele wskazuje na tę drugą możliwość. Reakcja Hrabiego na obecność Starej Cyganki sugeruje, że mogło tam być coś jeszcze, coś więcej. Może skrywany romans? To tłumaczyłoby jej wizytę u Hrabiego oraz ból jaki wywołał widok dwóch chłopców Di Luna. Czy mogło być tak, że wobec zerwania sekretnego romansu – co mogło być przez Starego Hrabiego usprawiedliwione jako kara z rzucenie „złego uroku” – Cyganka porwała jednego z chłopców i przekazała go Azucenie? Czy Cyganka była w ciąży z Hrabią, co tłumaczyłoby znalezienie kości dziecięcych w popiołach spalonego stosu? Ta sytuacja jest silniejsza i łatwiejsza do emocjonalnego zrozumienia akcji – mamy jasne motywy i ukryte tajemnice przeszłości, które prześladują żyjących bohaterów – mówi Barbara Wiśniewska.
Dosyć mocno „rozgrzebywaliśmy” tę operę. To jest coś takiego, nad czym chyba w drugiej połowie XX wieku zaczęliśmy się pochylać: jak trauma może być przenoszona na naszych rodziców, a z rodziców na nas, komentuje z kolei Marcin Cecko, dramaturg „Trubadura”.
– I być może, nawet jeśli traktujemy nasze życie indywidualnie i jesteśmy tu i teraz, to jednak nie da się ukryć, że czasami pewne wątki są genealogiczne, że ten ciężar gdzieś jest zrzucony. Tak jak ciężar zrzucony przez Azucenę na Manrika, ta ciągła prośba „pomścij mnie”, to wyzwanie do broni, i to, w jaki sposób Hrabia, poszukując swojego brata, tak naprawdę go zabija, bo też jest w jakiejś obietnicy złożonej swemu martwemu ojcu. Amplituda emocji sprawiła, że pomyśleliśmy o spektaklu, który nie będzie realistyczną inscenizacją zapisanych didaskaliów, nie będzie się dział na zamku, nie będzie nam przedstawiał skomplikowanych realiów historycznych, do których już nie mamy dostępu i bardzo nam trudno opowiedzieć je bez jakiś dodatkowych informacji – wyjaśnia Marcin Cecko.
Głównym elementem jest koło, okrąg, lupa, pierścień. Dosyć symboliczny obiekt, który mówi widozm o portalu, bo jest to rzeczywiście miejsce przejścia, jest to też miejsce śmierci. Bohaterowie przekraczają je tylko wtedy, kiedy umierają, jest to też miejsce zwierciadła, w którym można się przejrzeć, zobaczyć swoje odbicie. Jest to też taki obiekt, który może budzić wiele skojarzeń.
„Trubadur” to również ogromne wyzwanie muzyczne, o tym wspomina Jerzy Wołosiuk, kierownik muzyczny „Trubadura, dyrektor artystyczny Opery na Zamku w Szczecinie:
– To, co warto podkreślić to niezwykle duże wymagania, jakie stawia partytura solistom, czwórce głównych solistów: Leonorze, Manrikowi, Hrabiemu Lunie, Azucenie. Mamy większą ról obsadzoną podwójnie. Dla sześciu z siedmiu solistów, którzy biorą udział w tej produkcji będzie to debiut w tej roli. Bardzo ważna jest istotna tu rola chóru, szczególnie męskiego. „Trubadur” to jeden z moich ulubionych tytułów, mam z nim kontakt od 25. roku życia, to jedna z pierwszych pozycji, jaką miałem przyjemność prowadzić, myślę, że dobrze się z nią czuję i mam nadzieję, że i widzowie, i Państwo będziecie to odczuwać w weekend, szczególnie pod względem muzycznym, emocjonalnym. Bo jest to bardzo emocjonalna i bardzo różnorodna partytura. Często, mam wrażenie, pomijana w świecie operowym, a tak naprawdę ta opera aż kipi od emocji.
W najbliższy weekend odbędą się dwa spektakle: 23 listopada o godzinie 19.00 i 24 listopada o godzinie 18.00.