W teatrze rzadko zdarza się, by spektakl utrzymywał się na scenie przez dwie i pół dekady, zachowując tę samą świeżość i entuzjazm zarówno wśród widzów, jak i aktorów. Jednak „Mayday” wystawiany w szczecińskim Teatrze Polskim to wyjątek, który nie tylko potwierdza regułę, ale również dowodzi, że świetnie skonstruowana farsa potrafi przetrwać próbę czasu.
To prawdziwa próba czasu… pierwszy raz „Mayday” w Szczecinie obejrzałem w 2002 roku, po raz drugi jakieś 10 lat później. Kilka dni temu wybrałem się na ten spektakl po raz trzeci, by zobaczyć, czy niezmienna obsada to równie niezmienne emocje. Nie można przecież się oszukiwać: aktorzy, którzy od lat bawią w tej farsie, młodsi się nie robią… a jak się to ma do jakości sztuki?
W dziele napisanym przez Raya Cooneya, na szczecińskiej scenie, podziwiamy Katarzynę Bieschke-Wabich, Małgorzatę Chryc-Filary, Adama Dzieciniaka, Zbigniewa Filarego, Michała Janickiego, Mateusza Kostrzyńskiego, Mirosława Kupca i Adama Zycha. Każdy z nich z osobna jest świetnym aktorem, a grupie… od lat tworzą arcydzieło humoru.
„Mayday” to klasyczna farsa, której fabuła opiera się na serii pomyłek, nieporozumień i skomplikowanych relacji międzyludzkich. Centralną postacią jest taksówkarz bigamista, który prowadzi podwójne życie z dwoma żonami w dwóch różnych częściach Londynu. Jego precyzyjnie ułożony plan zaczyna się sypać, gdy zostaje zamieszany w wypadek, a policja, próbując rozwikłać sprawę, nieświadomie doprowadza do serii zabawnych komplikacji.
Zwykle w spektaklach granych przez lata, występuje spora rotacja aktorów. W Szczecinie obsada jest stała, ci sami aktorzy grają swoje role od lat, wprowadzając do każdej sceny ten sam zapał i humor, jak przed laty. Choć widać, że przez lata się postarzeli, nie wpłynęło to ani na ich zdolności aktorskie, ani na ich energię sceniczną. Wręcz przeciwnie – dojrzałość aktorów tylko dodaje głębi ich postaciom, a chemia między nimi jest wyraźna i naturalna… widać na każdym kroku, że na scenie się doskonale bawią.
Nie ukrywam: po raz trzeci na spektakl szedłem ze sporym zaciekawieniem, przecież znam tych aktorów od lat, widywałem ich nie tylko w „Mayday”. Obawiałem się nieco, że po 25 latach grania „tego samego” zwyczajnie może im brakować zapału, że momentami może się pojawiać znudzenie odgrywaniem wciąż tej samej roli. Nic bardziej mylnego… oni wciąż doskonale wyczuwają tempo farsy – ich reakcje, gesty i mimika są idealnie zsynchronizowane z rytmem dialogów, co sprawia, że widzowie zostają wciągnięci w komediowy chaos. Ich sceniczny entuzjazm udziela się również publiczności. Szczeciński „Mayday” nie traci na wartości z upływem czasu.
Choć „Mayday” to przede wszystkim komedia, to pod powierzchnią żartów kryje się kilka ciekawych refleksji na temat ludzkiej natury. Spektakl zadaje pytania o to, jak daleko jesteśmy w stanie się posunąć, by zachować iluzję kontroli nad własnym życiem, oraz jak nieporozumienia mogą prowadzić do komicznych, ale też tragicznych konsekwencji. Farsa, mimo że lekka, przemyca subtelne uwagi o ludzkiej skłonności do manipulowania rzeczywistością na swoją korzyść.
To propozycja zarówno dla tych, którzy chcą się pośmiać, jak i dla tych, którzy lubią teatr oferujący coś więcej niż tylko czystą rozrywkę. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji zobaczyć tego spektaklu, warto to zmienić – „Mayday” to wciąż perła w repertuarze Teatru Polskiego. Na scenie w Szczecinie grany jest od 25 lat, premiera przedstawienia odbyła się 14 sierpnia 1999 roku.