Nieregularny przewodnik po knajpach, daniach, trunkach i ciekawostkach kulinarnych Szczecina. Z tego cyklu Szczecinera, przed weekendem będziecie mogli dowiedzieć się , gdzie warto wpaść na szybkie co nieco, gdzie zaprowadzić gości, a gdzie zjeść obiad z rodziną. Miarą naszej rekomendacji będzie liczba małych Szczecinerów. Im ich więcej – tym bardziej warto.
Z gościem, który dawno nie odwiedzał „starego kraju” obiadową porą ruszyliśmy na wędrówkę po Szczecinie w poszukiwaniu „czegoś domowego”. I jakoś tak znowu wyszło, że trafiliśmy w okolice Nowego Rynku. Intuicja podpowiada to miejsce, bo sporo tu lokali, z czego większość z dobrą kuchnią.
Miało być domowo więc zaszliśmy do „Ukraineczki”, gdzie serwują kuchnię tradycyjną w wydaniu naszych wschodnich sąsiadów. Sobota godzina 14.00, przed restauracją mała kolejka. W środku pełno. Dostajemy ostatni wolny stolik. Po nas, nikt kto nie ma rezerwacji nie znajdzie miejsca. To oznacza, że restauracja jest popularna, a może też świadczyć o dobrej kuchni.
Wystrój tradycyjny: witryny z sokami, piklami, dżemami chyba domowej roboty. Na ścianach rodzinne fotografie, zdjęcia portretowe. Panie kelnerki w strojach stylizowanych na ludowe, uśmiechnięte uwijają się między kuchnią, barem, stolikami i salami, bo w „Ukraineczce” macie do dyspozycji dwie sale – górną przy barze i dolną, większą, piwniczną z ceglanym wykończeniem ścian. My siedzimy w górnej części ciesząc się z cudem zdobytego stolika.
Na Panią kelnerkę nie trzeba długo czekać, zważywszy na ruch jaki panuje w restauracji. Hojnym gestem rozkłada na stole laminowane karty dań, deserów, napojów ciepłych oraz zimnych. Wszystko ląduje przed nami na jednej pryzmie. Dzieląc się kartami wybieramy dania i napoje.
Po spacerze jesteśmy głodni, więc zamawiamy dwudaniowo. Na początek zupa ucha rybacka (36 zł), zupa solianka mięsna (38 zł), kapusta marynowana za 17,5 zł. Następnie napoje: woda niegazowana 250 ml za 8 zł i kwas chlebowy 1 litr za 20 zł. Dania główne – po ukraińsku, tradycyjnie wiadomo muszą być pierogi – zamawiamy pół porcji pierogów ruskich (porcja 10 pierogów kosztuje 35 zł) i pół porcji pierogów z wołowiną (porcja za 42 zł). Dobre jest to, że możecie miksować pierogi. Drugi set to pierogi ruskie, pół porcji i pierogi z bekonem – za taki mix zapłacicie 35 zł. No i na koniec cepeliny w cenie 48 zł za dwie duże pyzy z mięsnym nadzieniem, opływające tłuszczem ze skwarkami oraz śmietaną.
Zamówiliśmy. Czekamy z zazdrością obserwując smakowicie wyglądające dania, które panie kelnerki przechodząc obok nas donoszą gościom. Oglądamy menu wymieniając uwagi – co jeszcze można by zjeść. Sporo pysznie brzmiących dań mają w karcie. Na przykład gołąbki po ukraińsku z kaszą gryczaną, mięsem z kurczaka, podawane ze śmietaną (43 zł) lub żeberka po wiejsku z sosem miodowo-musztardowym na ciemnym piwie za 59 zł albo jeszcze – bitki wołowe na puree ziemniaczanym z kiszonym ogórkiem, w cenie 79 zł. Zaprawdę od samego czytania ślinka cieknie.
Restauracja stara się być spójna. Trochę na modłę zjazdów góralskich, w „Ukraineczce” mamy domowy wystrój, regał ze słojami, kelnerki w strojach ludowych, wiklina na ścianach, gliniane naczynia. I w takich właśnie glinianych miskach na stół trafiają nasze zupy. Ucha to tradycyjna, wschodnia zupa rybna – od znanych nam różni się tym, że gotuje się ją na przezroczystym bulionie. Gołym okiem widać więc skład. W tej z „Ukraineczki” dostaniecie pokrojone w drobną kostkę ziemniaki, marchewkę, pietruszkę, seler, kawałki ryb, natkę, koperek. Ucha jest wyśmienita! Przyznaję to jako wielbiciel zup rybnych – tę z „Ukraineczki” zaliczam do wyjątkowych. Wszystko w niej się zgadzało. Zapach i aromat. Wyraźna pikanteria, która jednak nie zagłuszała smaku ryb. Całość na esencjonalnym bulionie. Zupa tyleż samo intensywna co delikatna i świeża. Ucha była najlepszym daniem naszej degustacji.
Mięsna solianka jest też warta spróbowania, ale to inny rodzaj smaku. Zupa ta gotowana jest na różnych rodzajach wędzonek, z dodatkiem kiszonego ogórka plus tutaj z oliwkami, plastrem cytryny i śmietanowym kleksem. Gdyby szukać porównań soliankę można próbować zestawiać z gulaszową, choć w przypadku tej ukraińskiej zupy główną rolę odgrywają wędzone wędliny. Co ważne jednak, smak wędzonki jest delikatny i nie dominuje. Osobiście nie lubię zup na wędzonkach właśnie dlatego, że smak wędzenia przytłacza inne składniki. W soliance z „Ukraineczki” tak nie było, co sprawiło, że smaki były naprawdę dobrze zbalansowane. Całość dobra i syta. Warta polecenia.
Gorzej wypadły dania główne. Podane w miseczkach pierogi wyglądały atrakcyjnie, w smaku nie były jednak wybitne, choć wydawałoby się, że akurat w ukraińskiej restauracji powinny być zrobione po mistrzowsku. Nie wiem – być może to kwestia obrotu w tym konkretnym dniu, zbyt duża liczba chętnych sprawiły, że pierogi miały zbyt grube, nieco kluchowate ciasto. Te ruskie jak dla mnie miały zachwianą proporcję ziemniaków do sera, na niekorzyść twarogu. Z kolei w mięsnych farsz był słodkawy (może zbyt wiele w nim podsmażonej cebuli). Pierogi z boczkiem też niby poprawne – ziemniaczany farsz z boczkiem i na tym koniec opowieści. Zawiodłem się na pierogach choć i tak najgorzej wypadły cepeliny. Zbyt grube, kluchowate, twardawe i ciężkie ciasto ziemniaczane (zapewne dla lepszego wiązania dobrze potraktowane mąką) dominowało nad farszem, który sam w sobie był niezły, lecz przez to, że całość solidnie potraktowano tłuszczem ze skwarkami smak rozmywał się i stawał się niedookreślony, a do tego wszystkiego jeszcze śmietana. Cepeliny zdecydowanie do przemyślenia. Na plus naszego zestawu zaliczyć należy zaś marynowaną kapustę – chrupiącą, świeżą lekko kwaskowatą, bardzo dobrze współgrała ona z naszym mącznym wyborem dań.
Zdanie jeszcze dotyczące kwasu chlebowego. Zamówiłem bo przecież Ukraina, a dokładnie Ruś Kijowska jest ojczyzną tego napoju. Jest on od kilkuset lat uznawany za narodowy napitek zarówno w Rosji, jak i w Ukrainie. Stąd widząc wszystkie domowe weki, dżemy, soki, pikle eksponowane na półkach, bez wahania zdecydowałem się na kwas, będąc przekonanym, że dostanę napój wytworzony w restauracji, domowym sposobem. Jakież więc było moje zdziwienie, gdy Pani kelnerka dostarczyła do stolika zwykły, sklepowy kwas chlebowy w brązowej plastikowej butelce. Nie raz, nie dwa kupowałem taki w szczecińskich marketach. Wypiłem, bo lubię, lecz zawiodłem się na całej linii.
Kończąc, uważam, że warto odwiedzić „Ukraineczkę” aby spróbować tradycyjnej, ukraińskiej kuchni. Bezsprzecznie ich specjalnością są zupy. Będę na nie wracał i polecał. Widać, że kuchnia ma do nich rękę. Resztę dań zamawiacie na własne ryzyko. Nie żeby były niedobre. To nie to, musicie zwyczajnie odnaleźć w nich swoje smaki. Mnie nie do końca się to udało ale próbujcie, na tym w końcu polegają kulinarne przygody. A jak cenowo – opisany obiad (na trzy osoby) kosztował nas: 253 zł, czyli niespełna 100 zł na głowę. Sami oceńcie. Dla mnie „Ukraineczka” zasługuje na dwa i pół Szczecinera.