Wiktoria Rogaczewska w wyborach samorządowych uzyskała mandat radnej. Już trzy dni później, bez żadnego konkursu została zatrudniona z miejskiej spółce z niemałą pensją. Owa spółka nawet nie posiada CV radnej i nie wie, kiedy radna nie przychodzi do pracy.
Skandaliczny proceder ujawnił Szymon Osowski, prezes Watchdog Polska:
W Szczecinie mamy tak – radna:
- wysyłasz do spółki miejskiej CV – sama z siebie – może przez przypadek,
- akurat bez konkursu, bez ogłoszenia – zatrudniają Cię,
- zwracają Ci CV po zatrudnieniu,
- spółka nie wie kiedy radna nie wykonuje pracy ze względu na udziału w pracach organów gminy.
Historia brzmi jak scenariusz politycznej komedii, tyle że… to wydarzało się naprawdę.
7 kwietnia odbyły się w Polsce – jak również w Szczecinie – wybory samorządowe. W wyborach, na liście Koalicji Obywatelskiej znalazła się młoda dziewczyna, Wiktoria Rogaczewska… i zrobiła dobry wynik. Pozwolił jej wejść w skład Rady Miejskiej w Szczecinie. Już 3 dni później, nowa radna została zatrudniona w miejskiej spółce, ZWiK-u. Samo łączenie funkcji radnej i jednocześnie pracy w miejskich strukturach wydaje się nieetyczne. Ale jeszcze większy niesmak pozostawia sam proces zatrudnienia.
Z informacji upublicznionej przez Szymona Osowskiego wnika, że radna Wiktoria Rogaczewska została zatrudniona na stanowisku młodszego specjalisty ds. inwestycji. Została zatrudniona, pomimo, że ZWiK konkursu na to stanowisko nie ogłaszał i nigdzie nie ogłaszał informacji o naborze.
„Zatrudnienie Pani Wiktorii Rogaczewskiej nastąpiło w związku z przesłaniem do Spółki przez zainteresowaną CV. Spółka nie dysponuje treścią listu motywacyjnego (w posiadaniu którego nigdy nie była) oraz CV (który w związku z nawiązaniem stosunku pracy został zwrócony Pani Wiktorii Rogaczewskiej” – czytamy w informacji upublicznionej przez prezesa Watchdog Polska.
Dalej czytamy nawet informację, że miejska spółka nie gromadzi informacji, kiedy radna nie przyszła do pracy na podstawie ustawy o samorządzie gminnym. Pomimo, że przepisy mówią, iż pracodawca obowiązany jest zwolnić radnego od pracy zawodowej w celu umożliwienia mu brania udziału w pracach organów gminy, to – jak się zdaje – spółka powinna mieć wiedzę o tym, kiedy radna ze swoich praw korzysta.
Pensja? W lipcu wynagrodzenie wyniosło ponad 5 tysięcy złotych.
„Szczecińska” afera z Rogaczewską to pokłosie audytu we Wrocławiu, tam niedawno wybuchła burza po ujawnieniu raportu, w którym wyszło na jaw, że prawie 5 mln zł zarobili w spółkach miejskich wrocławscy radni PO, Nowoczesnej i Lewicy w ubiegłej kadencji.
– To zwykłe, polityczne oszustwo. Radni powinni kontrolować samorząd, a nie zarabiać w nim pieniądze – mówi WP europoseł z Dolnego Śląska Bogdan Zdrojewski, były prezydent Wrocławia.
Jednym z radnych, których dotyczyła afera we Wrocławiu to Piotr Uhle. W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” przyznał, że popełnił błąd łącząc mandat radnego z pracą w miejskiej spółce.
– Aby potwierdzić szczerość mojego czynnego żalu, wykonałem przelew w wysokości 18 tys. zł czyli 100 proc. wynagrodzenia w TBS na rzecz Sieci Obywatelskiej – Watchdog Polska – powiedział radny.
Warto podkreślić, że łączenie mandatu radnego z pracą w miejskiej spółce w świetle prawa jest legalne, jednak budzi spore zastrzeżenia pod kątem etyki, przyzwoitości i transparentności. Radna Rogaczewska jest członkiem m.in. komisji ds. Gospodarki Komunalnej, Mobilności, Klimatu i Zwierząt w Radzie Miasta, a więc komisji, która zajmuje się sprawami komunalnymi, w tym sprawami… związanymi ze ZWiK-iem. Łączy pracę w miejskiej spółce, mandat radnej i pracę w czterech komisjach rady oraz zasiada w Społecznej Komisji Mieszkaniowej – zarabia ponad 10 tys. złotych.