Wówczas śródmiejski odcinek al. Wojska Polskiego tętnił życiem o wiele bardziej niż teraz, po drogach jeździły w najlepsze „maluchy”, „duże Fiaty” i Polonezy, a witryny sklepowe uginały się od towarów, o których jeszcze kilka lat wcześniej nikomu się nie śniło. Zapraszamy na podróż w czasie do alei Wojska Polskiego w 1993 roku.
Pierwsze kadry stanowią zapis z przebudowy odcinka pomiędzy placem Szarych Szeregów a ulicą Bogumiły. Trwała ona ze zmiennym szczęściem od 1989 do 1996 roku i jak widać na materiale, toczyła się w ślimaczym tempie.
Rozmiar arterii z dwoma jezdniami i torowiskiem tramwajowym na wydzielonym pasie miał jedynie fragment do ulicy Felczaka. Dalej była jednojezdniowa brukowana ulica, która jeszcze wcześniej była o wiele bardziej zadrzewiona niż wówczas. Jej wygląd bardziej przypominał boczne uliczki Westendu niż jedną z najważniejszych dróg w mieście.
Półki uginały się od zachodnich towarów
Po krótkiej wizycie w licznych zakładach rzemieślniczych na ulicy Bogusława, która stanie się popularnym deptakiem dopiero za parę lat, pojawiamy się na śródmiejskim odcinku alei Wojska Polskiego. W przeciwieństwie do dzisiaj, była betonową pustynią z dużą asfaltową drogą, słynną „ścianą płaczu”, kinem „Kosmos” i ogromem sklepów z atrakcyjnymi towarami, w których nękani do niedawna komuną Polacy mogli dostać oczopląsu. Wówczas jeszcze nikt nie przypuszczał, że ten handlowy salon Szczecina zostanie za kilkanaście lat dobity przez wybudowane nieco dalej wielopiętrowe molochy – „Galaxy” w alei Wyzwolenia i „Kaskadę” na styku alei Niepodległości i placu Żołnierza Polskiego.
To właśnie na alei Wojska Polskiego można było kupić luksusową biżuterię oraz zegarki renomowanych zachodnich marek, dżinsy z prawdziwego zdarzenia (które jeszcze kilka lat wcześniej były dostępne tylko w Pewexie i Baltonie za „twardą walutę” i bony PeKaO), eleganckie i kolorowe ubrania w butikach, a nawet obuwie Adidasa, Pumy i Reeboka.
Na przykładzie sprzętu RTV i AGD oraz samochodów (zarówno jeżdżących po ulicach, jak również stojących na wystawach) widać jak na dłoni, że po przejściu z gospodarki centralnie planowanej do wolnorynkowej mieszkańcy Szczecina chętnie wymieniali produkty polskich i demoludowych marek na ich zachodnie odpowiedniki. Również w sklepach spożywczych przybywało towarów zza dawnej „żelaznej kurtyny”, a i opakowania krajowych wyrobów stawały się coraz bardziej kolorowe.
Jaka była ówczesna gastronomia?
Jeśli ktoś był spragniony i potrzebował coś zjeść, mógł liczyć na budki z frytkami, zapiekankami i hot-dogami w przyczepach campingowych oraz kioskach typu jugosłowiańskiego, a także na lokalnego pasztecika. Natomiast ulubieńcy słodkości chętnie chodzili na lody, pączki oraz znane również i dzisiaj Snickersy, Milky Way i Bounty. Mekką wszystkich smakoszy była legendarna „Lucynka i Paulinka” oraz działająca po dziś dzień pizzeria „Piccolo”.
Ceny w starych złotych
Wspólnym mianownikiem wszystkich ówcześnie dostępnych towarów były ceny liczone w dziesiątkach i setkach tysięcy, a nawet w milionach! Młodszym czytelnikom, którzy na pewno dostaną na ich widok zawrotu głowy, warto przypomnieć, że to były czasy sprzed denominacji złotego z 1995 roku (10 000 starych złotych to 1 nowa złotówka).
Żeby uzmysłowić jej rozmiar, na warsztat weźmy kilku przedstawionych na filmie produktów: 1 kg cytryn kosztował 15 700 zł (1,57 zł), torebka kisielu – 2 400 zł (24 gr), jajko-niespodzianka – 10 300 zł (1,03 zł), margaryna – 19 050 zł (w zaokrągleniu 1,91 zł), magnetowid Sanyo – 6 150 000 zł (615 zł), a lodówka – 5 900 000 zł (590 zł). Niejeden z nas chciałby, aby takowe ceny były nadal (oczywiście w nowych złotówkach), ale trzeba pamiętać, że przeciętne wynagrodzenie w 1993 roku wynosiło 3 995 000 zł, co przekłada się na dzisiejszą kwotę 399,50 zł.
Łezka w oku się kręci
Nakręcony prywatną kamerą wideo film opublikowany wcześniej na YouTube udostępniła na Facebooku strona „Szczecin znany i historyczny”.
– W czasie kręcenia tego filmu byłam w takim wieku, że nie przeszkadzała mi szara rzeczywistość. Wszystko było piękne. […] Z perspektywy czasu widać siermiężność tego okresu, ale Szczecin na szczęście nadal piękny i taki pozostanie w moich oczach – komentuje pani Beata.
– Można sobie porównać estetykę zachodnich i polskich reklam. Fajne stare „fury”, a dziury na ulicach i sypiące się tynki dopełniają klimatu. Na plus mniejsza ilość aut – przyznaje pan Przemysław.