Dwa lata temu Wilki Morskie Szczecin podbiły koszykarską Polskę, zdobywając upragnione mistrzostwo kraju i zaskarbiając sobie serca kibiców – nie tylko w Szczecinie. Zawodników, mimo że wówczas nie byli uważani za gigantów basketu, na boisku i poza nim łączyła wyjątkowa więź. Było ją widać na każdym kroku, ona w połączeniu z charyzmą Arkadiusza Miłoszewskiego, napędzała sukcesy. Dziś w Kingu trudno dostrzec ten dawny ogień.
Choć przed Wilkami jeszcze dwa spotkania w koszykarskiej Lidze Mistrzów, to wiadomo już, że awansu do dalszej rundy nie będzie. O ile Unicaja Malaga to rywal, który jest zdecydowanie poza zasięgiem nie tylko Kinga, ale i większości innych drużyn rozgrywek, o tyle porażki z Turkami, czy jak wczoraj z belgijskim Filou Ostenda bolą już bardziej. Cztery mecze – cztery porażki… nie tak kibice wyobrażali sobie drugi z rzędu sezon w Basketball Champions League.
Można mówić, że Europa polskiej koszykówce klubowej mocno odjechała – bo to prawda. Swoje mecze przegrywa również Śląsk Wrocław (na 3 mecze 3 porażki) w Lidze Mistrzów, czy Trefl Sopot w EuroCup (na 7 meczów 7 porażek). W szczecińskim teamie jednak czegoś brakuje, to przekłada się nie tylko na słabe występy w europejskich rozgrywkach, przełoży się też na ligowe rozgrywki.
To była drużyna przyjaciół
Sezon 2022/2023 zapisał się złotymi zgłoskami w historii Wilków Morskich. Zespół zaskoczył nie tylko formą sportową, ale także niesamowitą jednością. Trenerzy i zawodnicy podkreślali, że to zgranie oraz wzajemne wsparcie były fundamentem ich sukcesów. Na boisku Wilki wyglądały jak jedna, świetnie zgrana maszyna, a poza nim – jak grupa przyjaciół, którzy naprawdę chcieli walczyć razem. Drużynowy duch sprawiał, że każda akcja była efektem współpracy, a kibice mieli poczucie, że oglądają coś wyjątkowego, coś, co znacząco wychodzi poza koszykarski parkiet.
Bryce Brown, Phil Fayne, Alexander Hamilton, Tony Meier, Zac Cuthbertson, Andrzej Mazurczak… tak świetnie zgranej ekipy nie było na polskich parkietach od lat. Po zdobyciu Mistrzostwa Polski skład zespołu został wzmocniony przez nowych graczy, a oczekiwania wobec Wilków rosły. Mimo że z zewnątrz wyglądało to na przemyślaną strategię, w rzeczywistości zaczęły się pojawiać problemy z integracją nowych zawodników. Połączenie nowych twarzy z dotychczasowym trzonem zespołu wymagało czasu i zaangażowania. I prawie się udało… King w minionym sezonie doszedł do finału rozgrywek. Prowadził już 3:1 z Treflem Sopot i nagle wszystko stanęło. Trzy porażki z rzędu sprawiły, że Wilki ukończyły sezon tylko ze srebrem. To wciąż duży sukces, ale niedosyt pozostał.
Potrzebne są zmiany, nie za jakiś czas – teraz
King w sezonie 2024/25 ma świetnych zawodników – to indywidualności z ogromnym potencjałem. James Woodard, Teyvon Myers, Kassim Nicholson – każdy z nich ma na tyle duże umiejętności, by stać się gwiazdą ligi. Na boisku jednak tego nie widać. W mistrzowskim sezonie Wilki Morskie grały z intuicyjnym zrozumieniem siebie nawzajem – każdy ruch na boisku był przemyślany i zsynchronizowany. Teraz jednak tego w drużynie brak… a to znacząco wpływa na efektywność zespołu. Relacje w drużynie wydają się bardziej formalne, pozbawione dawnej lekkości i swobody.
Dlaczego to takie ważne? „Chemia” w drużynie to subtelny składnik, który często bywa niedoceniany, dopóki nie zacznie jej brakować. Nawet najlepszy skład może nie sprostać wyzwaniom, jeśli braknie zaufania i zrozumienia. Wilki Morskie mierzą się teraz z wyzwaniem, jakim jest znalezienie na nowo wspólnego języka na boisku. Zmiany w kadrze wywołały konieczność budowania nowych więzi, które niestety, jak dotąd, nie osiągnęły dawnego poziomu.
Zwycięstwa budują legendę, ale to atmosfera i więź między zawodnikami budują emocjonalną więź z kibicami, a ta – w przypadku Wilków – zaczyna się kruszyć. King stoi przed ważnym pytaniem: czy obecni zawodnicy są w stanie odnaleźć dawną iskrę? Być może będzie to wymagało zmiany podejścia w budowaniu relacji między zawodnikami i trenerami. Bez tego nie da się otworzyć drogi do nowego rozdziału.