Czy to było podpalenie? Strażacy nie komentują, ale dwa dni z rzędu musieli gasić pożar na Międzyodrzu, w bardzo trudnych warunkach terenowych. Potrzebna była pomoc samolotów gaśniczych.
Do pierwszego pożaru doszło dwa dni temu, płonęły trzcinowiska na wyspie na Międzyodrzu w pobliżu Siadła Dolnego. Akcja gaśnicza prowadzona była z wody – przy pomocy czterech łodzi ratowniczych i motopomp pływających, z lądu – przy pomocy tłumic oraz z powietrza – dzięki samolotom gaśniczym Dromader Lasów Państwowych.
– Pożarem było objęte około 10 hektarów trzcinowisk wraz z pojedynczymi drzewami. Do obserwacji miejsca zdarzenia i prowadzenia akcji użyto specjalistycznego drona. Natomiast na lotnisku w Szczecinie Dąbiu utworzono punkt czerpania wody dla statków powietrznych, które było wspierane przez strażaków z OSP Śmierdnica. Dodatkowo na miejsce akcji został zadysponowany specjalny transporter kołowy SHERP N1200 z JRG PSP Drawsko Pomorskie, który jest przystosowany do poruszania się w bardzo trudnych terenach – informują strażacy.
Walka z ogniem trwała ponad 7 godzin.
Już kolejnego dnia, w piątek, doszło do kolejnego pożaru na Międzyodrzu. Po raz kolejny potrzebne było wsparcie lotnicze, by usprawnić akcję gaśniczą na trudnym terenie. Strażacy, by ugasić pożar, musieli przedostać się łodziami na płonące wyspy i zbudować linie gaśnicze zasilane wodą z rzeki.
Przyrodnicy nie mają wątpliwości, że ogień został zaprószony. Czy to było celowe działanie i podpalenie, czy to wynik braku ostrożności, trudno teraz ocenić. Pożar zniszczył siedliska dzikich zwierząt, zamieszkujących na Miedzyodrzu. Na szczęście jest już po okresie lęgowym ptaków, gdyby do takiego pożaru doszło na wiosną lub na początku lata, straty w przyrodzie byłyby ogromne.