Liga rusza lada moment, wielkimi krokami zbliża się też koszykarska Liga Mistrzów. Andrzej Mazurczak spogląda z optymizmem na sezon i cieszy się, że w drużynie panuje dobra atmosfera, ale jak podkreśla, prawdziwy charakter Wilków Morskich w tym sezonie poznamy dopiero wtedy, gdy przyjdą trudne chwile.
Jak spędziłeś wakacje? Udało się odpocząć, po – jakby nie patrzeć – bardzo trudnym poprzednim sezonie?
– To prawda, zaraz po finale ligi pojechałem na kadrę, tam spędziłem blisko miesiąc czasu. Dopiero po tym na chwilę poleciałem do bliskich, do Chicago, a zaraz potem był powrót, bo rozpoczęły się przygotowania do nowego sezonu w Szczecinie.
Domyślam się, że nikt już nie bardzo chce wracać do finału ubiegłego sezonu. Finału, który King przegrał w dość niespodziewanych okolicznościach. Kiedy patrzysz na to z perspektywy czasu…
– … to myślę, że zabrakło nam koncentracji do samego końca. To jedyna odpowiedź na pytanie, dlaczego przegraliśmy finał mimo prowadzenia 3:1. To chyba tak już jest, że kiedy coś jest bardzo blisko, to jest zarazem bardzo daleko… wydawało się, że nie możemy przegrać trzech meczów pod rząd, a przegraliśmy.
Gdybyście dzisiaj, mając już to przykre doświadczenie, zagrali jeszcze raz ten finał, byłoby inaczej?
– Sądzę, że jako cała grupa, jako drużyna, zagralibyśmy inaczej. Prowadząc 3:1 nie myślelibyśmy już o tym, że mamy bilet do domu, że za chwilę ostatni mecz i wracam posprzątać dom. Ta koncentracja byłaby inna, do samego końca, z pełną świadomością, że mamy pracę do wykonania, bo żeby wygrać serię finałową, to trzeba to zrobić cztery razy, a nie trzy. To, co mimo wszystko jest pozytywne, to że King utrzymał poziom i chcemy się liczyć w walce o mistrzostwo trzeci sezon z rzędu.
Sezon zbliża się wielkimi krokami. Pierwszy mecz o stawkę, w Superpucharze Polski zaczynacie od Trefla.
– To dobrze. To będzie taki mały rewanż, choć w Szczecinie mamy zupełnie inny skład, natomiast Trefl zatrzymał większość graczy.
Jak oceniasz nowy zespół?
– Wszyscy przyjechali z dobrą myślą, dogadujemy się. Mamy starszą grupę, to duży plus. To drużyna z doświadczeniem, wszyscy grali już na wysokim poziomie i wiedzą, jak grać w Europie. Czekam na pierwsze mecze i złe momenty, bo tak naprawdę dopiero wtedy poznaje się charakter drużyny.
Cel – zrobić tytuł Mistrza Polski, King mierzy wysoko. Tyle że dziś Wilki Morskie grają z zupełnie innej pozycji, przeciwnicy szczególnie mocno się motywują na rywalizację z Wami.
– Tak to już jest, w myśl idei „bij mistrza” wszyscy rzeczywiście wychodzą z większym zapałem na mecz z nami. Każdy dawał z siebie maksa przeciwko nam. A my musimy być przygotowani na każdy mecz. Do tego dochodzą mecze w Lidze Mistrzów.
W Lidze Mistrzów macie trudnych rywali, w tym wielką Unicaję.
– To specyficzne rozgrywki. Jest tylko sześć meczów, tu się liczy każde posiadanie piłki i każde może zaważyć o awansie. Unicaja to bardzo silna drużyna, ale jako sportowcy zawsze chcemy grać na najwyższym poziomie i gra z najlepszymi.
Dlaczego w Polsce nie ma Euroligi?
– Wszystko ogranicza się do pieniędzy, ale to nie pytanie do mnie, a bardziej do prezesa. Jeśli spojrzeć na to z punktu widzenia wszystkich drużyn w Polsce i w Europie, to można łatwo dostrzec, że tu decydują finanse. Jeśli klub oraz miasto, które ten klub reprezentuje, są bogate, to stać ich na najlepszych zawodników, a oni z kolei podnoszą poziom rywalizacji i takich chętnie się zaprasza do rozgrywek. W minionym sezonie w Lidze Mistrzów była tylko jedna polska drużyna, w tym sezonie są dwie – my i Śląsk Wrocław. Poziom polskiej ligi jest coraz wyższy, to jest zauważalne, ale żeby myśleć o Eurolidze, trzeba osiągać sukcesy w europejskich rozgrywkach.
Jak oceniasz szanse na awans z fazy grupowej Ligi Mistrzów? W poprzednim sezonie brakowało naprawdę niewiele.
– Brakowało nam w Lidze Mistrzów tak samo niewiele, jak i w finale ligi. To jest sport, wszystko się może wydarzyć. Można mieć najlepszy skład, a kiedy przychodzą kontuzje, to nagle można przegrywać mecze. Dopóki piłka jest w grze, jest szansa na wygraną.