Nie z sieciami kłusowniczymi a z drastycznymi metodami łapania ryb najczęściej musi mierzyć się szczecińska Społeczna Straż Rybacka. Na Odrze pojawia się coraz więcej kłusowników łowiących barbarzyńską metodą na „szarpaka”. Wyjątkowo okrutna, bo powoduje rany w ciałach ryb nie tylko tych złowionych, ale także tych które zostały zahaczone i odpłynęły. A to dopiero początek listy grzechów i przestępstw popełnianych przez pseudowędkarzy na szczecińskiej Odrze i jeziorach w pobliżu.
Dobry wędkarz musi mieć wiedzę, umiejętności i ogromnie dużo cierpliwości. Najważniejsze jednak, żeby ryby łowił legalnie, ale nie zawsze to się udaje.
Społeczna Straż Rybacka w Szczecinie to 16 strażników, którzy każdego dnia, w dzień i w nocy, patrolują okolice Odry, jezior i mniejszych rzek. Wykorzystują do tego samochód terenowy, łodzie czy na przykład kamery termowizyjne. Wszystko po to, by łapać kłusowników i tych, którzy za nic mają przepisy. Społecznicy mają także mieszane patrole z policją i Państwową Strażą Rybacką, która w regionie ma 9 komend.
Każdego dnia funkcjonariusze mają ręce pełne roboty. Ustawa określa co najmniej kilkanaście zakazów, których muszą przestrzegać posiadacze karty wędkarskiej – strażnicy sprawdzają czy nikt zakazów nie łamie.
Zarówno na wschodniej jak i zachodniej Odrze w Szczecinie dziś wielkiego problemu z sieciami kłusowniczymi nie ma. Rzeka jest cały czas patrolowana, chociaż zdarzają się przypadki, jak ten sprzed tygodnia kiedy policjanci wspólnie z funkcjonariuszami Społecznej Straży Rybackiej w okolicach portu znaleźli kilkadziesiąt metrów sieci kłusowniczych. Ryby wypuścili, sieci usunęli, bo stanowiły one zagrożenie nie tylko dla ryb ale i jednostek, które tamtędy przepływały.
– Dziś dzięki ciągłemu patrolowaniu rzeki w samym Szczecinie nie mamy wielkiego problemu z sieciami, tak jak np. 15 lat temu. To była tragedia wtedy. Dosłownie to były zorganizowane grupy szarpakowców na bulwarach, ale poradziliśmy sobie z tym problemem. Dziś zdarza sie to sporadycznie – mówi Rafał Jurkowski, komendant Społecznej Straży Rybackiej powiatu Szczecin.
Już nie na taką skalę jak 15 lat temu, ale nadal w Szczecinie największym problemem są wędkarze, którzy nie łowią w sposób tradycyjny a wykorzystują metody niedozwolone i nie chodzi tylko o sieci. Jedną z takich metod jest „metoda na szarpaka”. To najbardziej barbarzyński i brutalny sposób połowu.
Ryba jest w niej nadziewana na ostre i rozgałęzione haki, za wszystkie niemal części ciała. Zahacza się ją, przeciągając linkę i szarpiąc często, by poczuć opór. Ryby są w ten sposób okrutnie okaleczane. Żeby złowić jedną kłusownicy uszkadzają wiele sztuk. Szacuje się, że tylko 15 proc. skaleczonych ryb zostaje wyciągniętych na brzeg. Reszta, jako pokaleczone, chore ryby zostaje w wodzie.
– Używają na przykład kotwic z dociążeniem i podszarpując łowią ryby. To jest okropne męczenie ryby, która jest niesamowicie pokaleczona. Mogą wdawać się zakażenia, które będą szkodzić także innym organizmom – mówi Rafał Jurkowski.
Pseudowędkarze stosują też inne niedozwolone metody jak podhaczanie za powłoki brzuszne albo używają zakazanej zanęty. W drastycznych przypadkach stosują prąd, zdarzały się przypadki dynamitu, a jak już się “obłowią” pojawia się kolejny problem – zabierają do domów więcej ryb niż pozwalają na to przepisy.
– Wękdarze ukrywają ryby gdzieś w krzakach, wynoszą do samochodów. To nie są biedni ludzie, ale tacy, którzy przyjeżdżają nad wodę drogimi samochodami. Nie wiem czy to dla sportu, czy to forma rozrywki czy po prostu zachłanność – dodaje Rafał Jurkowski.
A to wszystko zmniejsza i tragicznie wpływa na populację ryb w Odrze, bo często kłusownicy wyłapują najsilniejsze osobniki. Za nic też mają zasady dotyczące okresów ochronnych i odbywania tarła. A łowienie w tym czasie to po prostu burzenie ekosystemu.
Przed funkcjonariuszami Straży Rybackiej gorący okres, bo jesienią uaktywniają się kłusownicy z powodu tarła sandacza, ale w Odrze królują też płocie, leszcze i wiele innych mniej lub bardziej popoularnych gatunków. Dlatego funkcjonariusze apelują, aby zwracać uwagę gdzie już później kupujemy ryby.
– Ważne, żeby nie kupować ryb z niewiadomego pochodzenia, bo często kłusownicy sprzedają ryby, a nie wiemy skąd są, jakie jest ich źródło i przede wszystkim czy są zdrowe i dla nas bezpieczne – apeluje Rafał Jurkowski.
I na koniec ciekawostka: Kanadyjczycy, Szwedzi, Finowie czy Szkoci za kłusownictwo karzą bardzo wysokimi mandatami, a za niektóre nielegalne połowy można nawet trafić do więzienia I być może dzięki temu to właśnie tam tak chętnie wyjeżdżają fani wędkowania – tego legalnego, żeby złowić taaaaaaką rybę.