Kibice byli gotowi do świętowania. Gotowi byli również przedstawiciele ligi. Najmniej przygotowani do meczu byli zawodnicy Kinga, którzy zagrali najsłabsze, jak dotąd, spotkanie w walce o złoto z Treflem Sopot.
Puchar Mistrzów Polski był, confetti było, szampany były… Wilki Morskie mogły wczoraj obronić tytuł mistrza kraju, wystarczyło tylko (i aż) wygrać z Treflem Sopot. Gospodarze mieli przysłowiowy nóż na gardle, King mógł grać z większą swobodą… ale lepiej weszli w spotkanie sopocianie. Szybko objęli prowadzenie 12:3 i dominowali w pierwszych akcjach na parkiecie. King odpowiedział znakomitą serią 10 punktów i wyszedł na prowadzenie 15:14. To był jeden z najlepszych fragmentów w wykonaniu szczecinian w tym meczu.
Trefl grał skuteczniej, a koszykarze Kinga pudłowali na potęgę. Gospodarze wygrywali kolejne kwarty – pierwszą 24:23, drugą 21:18, trzecią 22:18. W czwartej kwarcie Trefl prowadził nawet 15 punktami 83:68, nie pozostawiając złudzeń kto jest lepszy na boisku. Owszem, King miał swoje szanse rzutowe, ale zawodził. Zabrakło rzutów zza linii 3 punktów, a Trefl bezwzględnie wykorzystywał niemoc szczecinian.
Wilki Morskie w swoim stylu zaserwowały fantastyczną końcówkę meczu, ostatnie minuty meczu były dość niespodziewanym zrywem, była nawet szansa na wyrównanie stanu meczu, ale zabrakło precyzji w rozegraniu, w odpowiedzi Trefl zdobywał punkty z linii rzutów osobistych i rozstrzygnął losy spotkania na swoją korzyść 88:84.
To był bez wątpienia najgorszy z finałowych meczów w wykonaniu Kinga. Świetnie zaprezentował się Przemysław Żołnierewicz, który zdobył dla Kinga 23 punkty, 4 zbiórki i 3 asysty.
Kolejny mecz już w czwartek w Netto Arenie. Wilkom nadal brakuje już tylko jednego zwycięstwa do zdobycia tytułu Mistrzów Polski.