Mija 85 lat od chwili, kiedy hitlerowskie Niemcy, napadając na Polskę, zaczęli bezczelnie podpalać świat na masową skalę. Jednym z pierwszych aktów II wojny światowej był ostrzał polskiej składnicy wojskowej na Westerplatte w Gdańsku przez niemiecki pancernik Schleswig-Holstein, którego dowódcą był urodzony w Widuchowej komandor Gustav Kleikamp.
Przyszły wieloletni oficer Kriegsmarine urodził się 8 marca 1896 roku w rodzinie Carla i Anny z d. Kletzin). Podobnie jak jego bracia, Fritz i Karl, walczył w I wojnie światowej, jednak wybrał sobie inną drogę kariery wojskowej – marynarkę wojenną.
Marynarce oddał całe serce
Szkolenie podstawowe na pokładzie krążownika ciężkiego „Vineta” odbył w okresie od 1 kwietnia 1913 do 31 marca 1914 roku, by następnie dokształcać się w szkole morskiej w Mürwik i rozpocząć służbę radiooficera na krążowniku liniowym „Derfflinger” niedługo po rozpoczęciu największego, jak wówczas się zdawało, konfliktu zbrojnego w dziejach ludzkiej cywilizacji. Ostatnie miesiące wojny spędził jako oficer wachtowy na jednym z U-Bootów.
Upokarzająca dla Niemców kapitulacja i podpisanie zawieszenia broni w lasku pod Compiegne nie zatrzymała rozwoju kariery młodego widuchowianina – zanim objął służbę na legendarnym, w negatywnym tego słowa znaczeniu, okręcie, był częścią załóg kolejnych statków i tak już poważnie „odchudzonej” przez traktat wersalski Reichsmarine. Spośród wielu statków, z którymi się związał na następne lata, warto przytoczyć m.in. krążownik „Hamburg”, liniowiec „Braunschweig” czy pancernik „Hannover”, a służbę na nich dzielił z licznymi bardzo ważnymi obowiązkami. W tym czasie szybko piął się po kolejnych szczeblach w wojskowej hierarchii – od porucznika marynarki w styczniu 1920 do komandora porucznika w październiku 1936 r.
Wykonać rozkaz, czy nie wykonać?
Najważniejszy rozdział jego życia rozpoczął się pod koniec września 1935 roku – wtedy to przydzielono mu funkcję pierwszego oficera pancernika „Schleswig-Holstein”, by w lipcu 1939 roku objąć nad nim dowództwo. Niesławny okręt przybył do gdańskiego portu 25 sierpnia na zaproszenie Senatu Wolnego Miasta Gdańska, a pretekst tej wizyty był niesłychanie fałszywy – oficjalnym celem przybycia statku było uczczenie pamięci poległych na Bałtyku i pochowanych w Gdańsku w sierpniu 1914 roku marynarzy z krążownika „Magdeburg”. Zarówno Polacy, gdańszczanie oraz Wysoki Komisarz Ligi Narodów w Wolnym Mieście Carl Burckhardt nie wiedzieli, że pod pokładem ukryto gotową do zaatakowania Westerplatte piechotę morską. Ten ostatni wspominał tamte wydarzenia następująco:
– Złożyłem również rewizytę na pokładzie pancernika, ale nie tam, lecz na przyjęciu w moim domu, dowódca okrętu, zmieszany na twarzy, uczynił mi nagle niespodziewane wyznanie: »Otrzymałem straszne polecenie, którego nie mam po prostu sumienia wykonać«. Gdyby o tym wyznaniu ktoś się dowiedział, dowódca okrętu za zdradę stanu prawdopodobnie zostałby skazany na karę śmierci przez rozstrzelanie – pisał w swoich wspomnieniach Burckhardt.
Mimo ogromnych wyrzutów sumienia i walki z samym sobą, musiał wykonać powierzony mu rozkaz. I tak 1 września o godzinie 4:48 „Schleswig-Holstein” rozpoczął prawie 5-godzinny ostrzał polskiej placówki wojskowej, a w ciągu całego miesiąca wystrzelił w kierunku Westerplatte, Gdyni i Helu amunicję, której zgodnie z przeznaczeniem nie używa się przeciwko żołnierzom na lądzie – 96 pocisków 280 mm, 407 pocisków 150 mm oraz 366 pocisków 88 mm.
Westerplatte „trampoliną” do dalszych zaszczytów
Takie „poświęcenie” zostało docenione przez samego Hitlera i dowództwo, które powierzało mu kolejne nowe zadania – dowodził okrętami podczas kampanii norweskiej i operacji „Lew Morski”, dowodził Naczelnym Biurem Konstrukcji Okrętów OKM oraz flotami w rejonie Niderlandów i Zatoki Niemieckiej. Szczytem jego możliwości był awans na wiceadmirała Kriegsmarine w październiku 1943 roku.
Wraz z klęską III Rzeszy w maju 1945 roku dostał się do niewoli brytyjskiej, w której przebywał do kwietnia 1947 roku. Ze względu na zły stan zdrowia przez 5 lat pozostawał bezrobotny, aż w końcu udało mu się objąć eksponowane stanowisko w przedsiębiorstwie handlowym w Mülheim an der Ruhr. Nie pracował tam zbyt długo, ponieważ zmarł 13 września 1952 roku w wieku 56 lat.