Przechodziłem właśnie Jagiellońską, gdy moja ciekawość kazała mi skręcić w Bolesława Śmiałego, bo tuż za rogiem znajduje się lodziarnia. „Oto kolejna okazja do napisania jakiegoś tekstu o lodach!” – pomyślałem.
Lodziarnia nazywa się Willisch. Zajmuje lokal na wysokim parterze starej kamienicy, otwiera się na klientów jakby oknem, więc by złożyć zamówienie trzeba wejść na schodki.
Wystrój lodziarni, kolorystyka, dekoracje, logo z nazwą umieszczone na szyldzie i powielone na kubeczkach, zastanowiły mnie, czy jest to punkt jakiejś sieci lodziarni, franczyza czy lokalny autorski koncept.

Nazwy smaków oferowanych lodów wypisane są kolorową kredą na czarnej tablicy. Domyślam się więc, że z dnia na dzień mogą być inne. To zachęca do częstszych odwiedzin i sprawdzania co też tam nowego lodziarze przygotowali.
Tego dnia w ofercie smaków moją uwagę przykuła zwłaszcza nazwa „kakao z lat 80” – gdy zapytałem o szczegóły usłyszałem, że to lody kakaowo-czekoladowe, ale czemu z lat 80-tych to niestety nie wiadomo. Interesujący wydał się też „solony kokos z musem mango” – podczas gdy słone karmele zagościły w większości lodziarni tutaj widać udało się pójść dalej.

Trochę mi się spieszyło, a przed lodziarnią ustawiła się mała kolejka. Szkoda, bo nie za bardzo mogłem poczekać. Smaku kakao z lat 80′ spróbuję innym razem – o ile akurat będzie w ofercie.