Wyrzucili społeczników i sami zajęli ich miejsca. Oczywiście nie za darmo. „Nie mają pojęcia o problemach mieszkańców, o tym, co ludzie przeżywają i z jakimi wyzwaniami się borykają. Upolitycznili już chyba wszystko” – mówi nam jeden z miejskich aktywistów. To kolejna odsłona afery zwanej mianem „Szczecińskich tłustych kotów”. Okazuje się, politycy przejęli społeczną Komisję Mieszkaniową.
Społeczna Komisja Mieszkaniowa jest społecznym organem kolegialnym o charakterze opiniodawczym i powołana jest w celu zapewnienia kontroli nad zasadami wynajmowania lokali wchodzących w skład mieszkaniowego zasobu miasta. To organ, który musi być blisko mieszkańców, znać ich problemy. Jeszcze w poprzedniej kadencji polityków tu było niewielu. W jej składzie znajdowały się przede wszystkim osoby, które miały ogromną wiedzę w zakresie problematyki społecznej. Ludzie, którzy spotykali się z najbiedniejszymi. Owszem, nigdy nie było idealnego rozwiązania na wszystkie problemy, ale nie można mówić, że członkowie komisji byli oderwani od rzeczywistości. Jedną z nielicznych osób zaangażowanych politycznie, a zasiadającej w komisji, był wówczas Andrzej Radziwinowicz, polityczny przyjaciel radnego Przemysława Słowika.
Radni miejscy od Zielonych też biorą stołki. „Tłuste koty ze Szczecina”
W 2023 roku, miesiąc po tym, jak Koalicja Obywatelska w wyborach parlamentarnych uzyskała sejmową większość (wraz z Lewicą i Trzecią Drogą) i objęła rządy, w skład Społecznej Komisji Mieszkaniowej weszła dodatkowo Anna Gardzińska, prywatnie partnerka Marcina Biskupskiego, polityka Koalicji Obywatelskiej, a obecnie wiceprezydenta Szczecina.
Prawdziwy skok na komisję odbył się po wyborach samorządowych, kiedy to Koalicja Obywatelska zyskała większość w Radzie Miejskiej. Niedługo później ze Społecznej Komisji Mieszkaniowej pozbyto się wszystkich społeczników.
– Wyjątkiem jest Anna Gardzińska, ale to było wiadomo… nie chcę się wypowiadać w temacie kompetencji ten pani, ale to, co zrobiono z komisją jest co najmniej skandaliczne, to wyłącznie skok na kasę, a nie chęć realizowania jakiejkolwiek polityki mieszkaniowej i społecznej – mówi nasz rozmówca, który od lat zajmuje się problematyką mieszkaniową w Szczecinie. – To ludzie oderwani od realiów, którzy poza swoją polityczną strefę komfortu nie wychodzą. Proszę mnie źle nie zrozumieć, oni sobie czasami wrzucą selfie z jakiejś zaniedbanej kamienicy, ale jak często spotykają się z ludźmi, pozostającymi bez dachu nad głową? Z ludźmi, którzy są ofiarami przemocy domowej i potrzebują pomocy? Jak panu powiem. Dużo im brakuje, bym mógł powiedzieć, że są kompetentni w tym zakresie. Bardzo dużo im brakuje.
Kogo widzimy w nowej, Społecznej Komisji Mieszkaniowej? Jest tam niedawna skandalistka Wiktoria Rogaczewska.
Skandal z zatrudnieniem radnej KO. Wiktoria Rogaczewska zarabia krocie
Obok niej Julia Szałabawka (radna miejska), Krzysztof Romianowski (radny miejski), Piotr Kęsik (radny miejski), Stanisław Kaup (radny miejski), Mateusz Gieryga (radny miejski), Magdalena Witczak (startowała do Rady Miejskiej z list Koalicji Obywatelskiej), Anna Gardzińska (partnerka wiceprezydenta), Jacek Adamiak (ojciec jednej z liderek Strajku Kobiet”, Dagmary Adamiak).
– Cóż mogę powiedzieć, tak się nie powinno stać, wcześniej ta komisja była złożona z prawdziwych społeczników – mówi jej były przewodniczący, Mirosław Gosieniecki. – Wprowadziliśmy wiele cennych zasad, zawsze jeśli pojawiały się odwołania, przed podjęciem decyzji robiliśmy wizję lokalną. Dokładnie sprawdzaliśmy, czy to co na papierze, pokrywa się z rzeczywistością. Byliśmy blisko ludzi – komentuje.
Czy teraz będzie inaczej?
– Mieliśmy taką sytuację, kiedy ubiegający się o mieszkanie socjalne chwilę wcześniej, podczas rozwodu, przekazał wszystkie swoje cztery mieszkania żonie. Mieszkał u niej, przyjmował nas w papuciach i mówił „bo jak mi się należy, to dlaczego mam nie skorzystać”. Składu komisji nie powinni stanowić politycy, a na pewno nie radni. Przyznam, że nie wierzę, żeby im się chciało chodzić do tych ludzi, sprawdzać, rozmawiać. Tego nie będzie – mówi Mirosław Gosieniecki..
I żeby nie było – niech nikogo nie zmyli nazwa „społeczna” komisja. Otóż zasiadanie w jej składzie związane jest z wynagrodzeniem ryczałtowym, wynoszącej 18% przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia ogłaszanego przez GUS. Na dzień obecny jest to ok 1200 złotych.
A to nie koniec zatrudnieniowych uprzejmości. Jak czytamy w dzisiejszej Gazecie Wyborczej:
– Widać też wzajemne „uprzejmości” dotyczące obsadzania posad między politykami rządzącymi miastem, regionem i państwem. Wspomnianego Marcina Biskupskiego znajdujemy też bowiem na stanowisku członka zarządu Zachodniopomorskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej, w której decydujący głos mają przedstawiciele marszałka Olgierda Geblewicza z PO. Z kolei dyrektorem biura ZROT jest dr Anna Gardzińska, prywatnie partnerka Marcina Biskupskiego. Pani Gardzińska jest także w radzie nadzorczej Zarządu Morskich Portów Szczecin i Świnoujście. Reprezentuje tam skarb państwa, czyli rząd Koalicji 15 Października. Wyliczam posady Biskupskiego i Gardzińskiej nie po to, by ich personalnie zaatakować, tylko by pokazać, jak w praktyce działa obecna sieć powiązań między magistratem, radą miasta i urzędem marszałkowskim.
Więcej o tej sprawie przeczytacie tutaj: Albo rada miasta, albo praca w miejskiej spółce. Kto te dwie rzeczy łączy, nie rozumie, o co chodzi w samorządzie