Na murach Szczecina pojawił się tajemniczy symbol – niebieski ludzik przypominający odcisk palca lub wirujący kształt. Grafficiarskie znaki można znaleźć na Pomorzanach, wzdłuż torów do Piastów, na skrzyżowaniu Legnickiej i 9 Maja oraz w innych częściach miasta. Serię tych nietypowych malunków zauważyli mieszkańcy osiedla Pomorzany, wywołując gorącą dyskusję o granicy między sztuką uliczną a niszczeniem mienia.
Charakterystyczny niebieski „ziomek” – jak nazwali go mieszkańcy – pojawił się w dziesiątkach lokalizacji. Tylko w okolicach ulic: Szyrocka, Szpitalna i Milczańska odnotowano kilka egzemplarzy, a kolejne osiem znaleziono wzdłuż torów kolejowych prowadzących do Piastów. Symbol jest spójny wizualnie: zawsze w odcieniu niebieskiego, przedstawia okrągłą postać z czarnym „wirkiem” na środku.
Mieszkańcy szybko zaczęli nadawać własne interpretacje zagadkowemu znakowi. Pojawiły się nazwy takie jak „Pomorzański wir rzeczny” czy „tańczący świr”, co wskazuje na pewną akceptację dla wizualnego wyrazu symbolu, jeśli nie dla samego aktu jego nanoszenia.
Podzielone opinie
Dyskusja na lokalnej grupie pokazała głęboki podział w postrzeganiu tego zjawiska. Część mieszkańców przyjęła pojawienie się symbolu z entuzjazmem, traktując go jako oznakę życia miejskiego i alternatywnej kultury. Pojawiły się pozytywne komentarze oraz porównania do znanych artystów street artowych, choć z zastrzeżeniem: „Banksy to, to nie jest, ale widziałam gorsze maziaje”.
Z drugiej strony, wielu mieszkańców wyraziło zdecydowany sprzeciw, wskazując na powszechny problem: niszczenie cudzej własności. „Mam nadzieję, że autor zapłaci za zniszczone mienia albo osobiście naprawi szkody. Szanujmy cudzą własność” – napisał jeden z komentujących, podkreślając aspekt prawny i etyczny sprawy.
Pojawiły się również głosy krytykujące jakość artystyczną i motywy twórcy. Niektórzy użytkownicy porównali działania anonimowego graficiarza do twórczości Pan Peryskopa, który oznacza Poznań swoimi symbolami, określając to jako „bazgranie dla fejmu” – działanie mające na celu zdobycie rozgłosu, a nie prawdziwą ekspresję artystyczną.
Street art czy wandalizm? Stary spór w nowym wydaniu
Dyskusja wokół niebieskich „ziomków” to kolejny rozdział w wiecznym sporze o granice sztuki ulicznej. Z jednej strony street art może ożywiać miejską przestrzeń, nadawać jej charakter i stać się wizytówką dzielnicy – jak to miało miejsce z murami Berlina czy pracami Banksy’ego. Z drugiej strony, nanoszenie grafiki bez zgody właściciela ściany jest czynem karalnym, niezależnie od intencji artystycznych.
Za uprawianie graffiti można zostać pociągniętym do odpowiedzialności karnej. Wykonanie szpecącego graffiti kwalifikuje się jako wykroczenie lub jako przestępstwo w zależności od wartości wyrządzonej szkody. W przypadku niebieskich „ziomków” pojawiających się masowo w Szczecinie, skumulowana wartość szkód może być znaczna, co czyni sprawę potencjalnie poważną z punktu widzenia prawa.
Fenomen tagowania i budowania tożsamości miejskiej
Niezależnie od oceny legalności i estetyki, pojawienie się powtarzalnego symbolu w wielu lokalizacjach miasta to zjawisko interesujące. Tagowanie – czyli oznaczanie przestrzeni miejskiej spójnym znakiem, najczęściej pisanym – to forma budowania obecności w mieście, tworzenia własnego terytorialnego znacznika. Dla twórcy może być formą autoekspresji, dla mieszkańców – elementem układanki miejskiej tożsamości.
Szczecin, jak wiele polskich miast, stoi przed wyzwaniem znalezienia równowagi między ochroną własności prywatnej a rozwojem kultury miejskiej, w tym sztuki ulicznej. Pytanie brzmi: czy miasto jest gotowe na dialog z twórcami street artu i wyznaczenie legalnych przestrzeni dla artystycznej ekspresji?
Tymczasem niebieski „ziomek” tańczy dalej na szczecińskich murach – dla jednych symbol miejskiego życia, dla innych – dowód na brak szacunku dla cudzej własności.












