Nieregularny przewodnik po knajpach, daniach, trunkach i ciekawostkach kulinarnych Szczecina. Z tego cyklu Szczecinera, przed weekendem będziecie mogli dowiedzieć się , gdzie warto wpaść na szybkie co nieco, gdzie zaprowadzić gości, a gdzie zjeść obiad z rodziną. Miarą naszej rekomendacji będzie liczba małych Szczecinerów. Im ich więcej – tym bardziej warto.
Mamy zacną kuchnię w Szczecinie. Miejsce niepozorne, w handlowym ciągu dawnych sklepów Społem, na parterze wieżowca przy al. Wyzwolenia. Idąc chodnikiem łatwo ominąć, jeśli nie wiesz czego szukać. Jednak to właśnie tam znajduje się lokal “U Kelnerów”.
Jak wieść gminna niesie, restauracja ma już wierną rzeszę fanów, dlatego trudno tu o miejsca wieczorową porą. Polecamy więc rezerwację, bo bez umówionego terminu może być trudno o stolik – chociaż nam udało się wejść z ulicy! Wczesnym popołudniem zjedliśmy obiad „U Kelnerów”.
Wchodzicie prosto z chodnika do wąskiej i długiej sali, która rozszerza się nieco na końcu, co generalnie nie wpływa na ogólne wrażenie – wnętrze po prostu jest małe. Ale nie o powierzchnię tu przecież chodzi. Po przeciwległej od drzwi stronie znajdziecie wysoką półkę z winami, bar, a na jego zapleczu kuchnię. Panowie Kelnerzy urzędują właśnie przy barze, choć na widok gości wychodzą im naprzeciw, witają serdecznie, prowadzą do stolika, doradzają. Czuć, że czują się u siebie, że są tu gospodarzami. I choć wystrój jest ascetyczny, możecie poczuć się swojsko, właśnie dzięki gospodarzom tego miejsca.
Menu niezbyt długie, ale różnorodne. Na papierowych podkładkach opisano pięć przystawek w tym małże albo krewetki z chorizo za 40 zł. Są zupy, na przykład fasolowa na wędzonym kurczaku za 25 zł. Dania główne to sześć pozycji, jest kaczka confit (50 zł) i sandacz na złoto (55 zł). Znajdziecie duży wybór makaronów, jest także pinsa w kilku rodzajach z sosem czerwonym oraz białym, o różnych poziomach pikantności. (Pinsa to coś jak pizza, lecz przygotowuje się ją z mieszanki trzech mąk w przeciwieństwie do pizzy, w której ciasto wyrabia się z mąki jednego typu. Generalna opinia mówi zaś o tym, że pinsa uchodzi za danie lżejsze i mniej kaloryczne niż pizza.) Wracając do menu – pinsa czy to serowa, czy z poszarpanym polikiem albo azjatka na białym sosie to koszt 39/40 zł.
Po krótkiej lekturze menu, niezależnie od siebie, decydujemy się na to samo. Na przystawkę – ryba w marynacie słodko-winnej. Koszt 40 zł, lecz danie warte każdej ceny. Szczególnie docenią je wielbiciele ryb w zalewie octowej, do których mam przyjemność się zaliczać. „U Kelnerów” danie to: trzy dzwonki łososia na liściach sałaty z marynowanymi grzybami oraz owocami leśnymi w marynacie, która niewątpliwie jest sednem tego dania. Do wszystkiego podpłomyki. Polecam ten starter tym, którzy nie do końca przepadają za „octową” rybą lub jeszcze nie wiedzą czy takie dania lubią. W przystawce „U Kelnerów” znajdziecie doskonały balans pomiędzy smakiem ryby, a delikatną zalewą. Naprawdę warto. Gdybym jako smakosz ryb, miał doszukiwać się czegoś na co można zwrócić uwagę, to zastanowiłbym się nad tym, czy nie podmienić łososia na którąś ze słodkowodnych białych ryb.
Na danie główne znów wybieramy to samo! Pozycja nr 2 w menu – żeberka. W cenie 50 zł dostajecie Państwo: żeberko – grube, odpowiednio otłuszczone, piękne, do niego purée, brokuł gałązky, cebulę marynowaną, sezam, odrobinę kolendry, a całość podlana jest sosem teriyaki. Jako zwolennik tradycyjnego podania żeberek z musztardą albo chrzanem, podany w menu skład powodował wątpliwości. Po jednej stronie była myśl „czy to aby nie przekombinowane dnie”, z drugiej ciekawość. Ostatecznie to ona zwyciężyła, ale zdecydowanie było warto. Każdy z nas zjadł do końca, do czystego talerza, komponując kontrastujące ze sobą składniki i delektując się smakiem. Warto dodać, że mięso było cudownie delikatne, miękkie i łatwo odchodziło od kości. Całość wyśmienita. Do tego odrobina bezalkoholowego Primatora za 12 zł i obiad jak marzenie.
Całość tej niespełna godzinnej uczty kosztowała nas nie wiele ponad 160 zł, czyli po 80 zł na głowę. Najedliśmy się konkretnie, w sam raz, no i przede wszystkim smacznie. I tak jak wspomniałem na początku tej historii – miejsce niepozorne, ale bardzo często właśnie w takich miejscach dzieją się rzeczy nadzwyczajne. Tak też jest „U Kelnerów”. Daję mocne trzy i pół Szczecinera i dodaję do punktów obowiązkowych.