Zachodniopomorskie szykuje się na największy rolniczy protest od lat. 14 listopada na drogi wyjadą setki oflagowanych ciągników, a kierowcy muszą liczyć się z poważnymi utrudnieniami w ruchu. Akcja potrwa co najmniej miesiąc, a jeśli nie przyniesie rezultatów – rozleje się na całą Polskę.
Za organizacją stoją Oddolny Ogólnopolski Protest Rolników, Kółka Rolnicze, NSZZ „Solidarność” Rolników Indywidualnych oraz Zachodniopomorska Izba Rolnicza. To wspólny front środowisk, które – jak mówią – nie mają już innego wyjścia.
Walka o przetrwanie polskiego rolnictwa
Rolnicy nie protestują dla rozgłosu. Protestują, bo ich sytuacja staje się coraz bardziej dramatyczna. Produkcja przestaje się opłacać, koszty rosną, a rynek zalewa tania żywność z zagranicy. Wielu gospodarzy przyznaje, że dziś są już poniżej progu opłacalności – muszą dokładać do upraw i hodowli, a część z nich stoi na skraju bankructwa.
W sklepach ceny produktów biją rekordy, ale do rolników trafia z tego ułamek. Przykład? Ziemniaki skupowane są po 20–25 groszy za kilogram, podczas gdy w sprzedaży detalicznej kosztują kilka złotych. W tym samym czasie z krajów Europy Zachodniej do Polski trafiają tysiące ton taniego towaru, często objętego dopłatami i rekompensatami, jakich polscy producenci nie otrzymują.
Do tego dochodzą nieuregulowane kwestie umów handlowych – m.in. Mercosur czy liberalizacja importu z Ukrainy – które, zdaniem rolników, „dobijają” krajowe gospodarstwa.
Protesty trwają od miesięcy, ale bez skutku
Rolnicy przypominają, że protestują nieprzerwanie od wielu miesięcy, blokując drogi, urzędy i przejścia graniczne. Domagali się rozmów i konkretnych decyzji, ale – jak twierdzą – wciąż słyszą tylko obietnice.
Ich postulaty są jasne: poprawa opłacalności produkcji rolnej, obniżenie kosztów energii i nawozów, skuteczna kontrola importu żywności z zagranicy oraz realne wsparcie dla małych i średnich gospodarstw. Rolnicy podkreślają, że nie walczą o przywileje, lecz o to, by polskie rolnictwo miało szansę przetrwać.
Będzie gorąco na drogach
14 listopada ciągniki z całego regionu ruszą na drogi województwa zachodniopomorskiego. Protesty mają być prowadzone w sposób zorganizowany, ale z zapowiedzi uczestników wynika, że blokady mogą pojawić się w wielu miejscach jednocześnie.
Organizatorzy zapowiadają, że akcja potrwa co najmniej miesiąc i będzie kontynuowana tak długo, aż rząd zacznie poważnie rozmawiać o przyszłości polskiego rolnictwa.
Warto dodać, że to nie pierwsza taka mobilizacja rolników w regionie, choć teraz protesty mają przybrać bardziej zdecydowany charakter. Rolnicy mówią wprost: „Nie walczymy dla siebie, walczymy o przetrwanie polskiej wsi”. W ich ocenie, jeśli sytuacja się nie zmieni, Polska wkrótce stanie się krajem zależnym od importowanej żywności, a rodzime gospodarstwa przestaną istnieć.
Zachodniopomorskie staje się dziś symbolem tego sprzeciwu – a 14 listopada może być początkiem ogólnopolskiej fali protestów, jakiej jeszcze nie widzieliśmy.
Bo gdy rolnik nie może utrzymać własnego gospodarstwa, to znaczy, że problem nie dotyczy tylko wsi — dotyczy całego kraju i każdego z nas – komentują protestujący.
Zapowiadana fala protestów już teraz budzi skrajne emocje. W mediach społecznościowych i lokalnych dyskusjach widać wyraźny podział opinii: jedni solidaryzują się z rolnikami, podkreślając, że bronią oni nie tylko własnych interesów, ale i bezpieczeństwa żywnościowego całego kraju. Inni z kolei zarzucają im upolitycznienie działań, sugerując, że blokowanie dróg w województwie zachodniopomorskim uderza głównie w zwykłych kierowców i przedsiębiorców, a nie w tych, którzy faktycznie odpowiadają za politykę rolną. Pojawiają się też ironiczne głosy, że jeśli rolnicy naprawdę chcą zostać wysłuchani, powinni protestować nie na Pomorzu Zachodnim, lecz pod jednym z domów na warszawskim Żoliborzu.












