Trwają przygotowania załóg i jednostek do wypłynięcia na tegoroczne regaty The Tall Ships Races. 22 czerwca szczecińskie jachty wypłyną do Kłajpedy, gdzie rozpoczną się regaty wielkich żaglowców.
Dar Szczecina oraz Zryw to dwa jachty na pokładach, których Reprezentacja Szczecina weźmie udział w tegorocznych regatach The Tall Ships Races. Łącznie będzie to 30 osób, które w granatowo-bordowych barwach będą mierzyć się z własnymi słabościami, żywiołami oraz innymi załogami.
– To impreza atrakcyjna pod wieloma aspektami. Pierwszym z nich jest sport, bo będziemy się ścigać z jednostkami z całego świata. Z drugiej strony mamy aspekt społeczny, bo można poznać załogi innych krajów, zawiązać przyjaźnie. Dla mnie najważniejszy jest aspekt żeglarski, zależy mi, aby uczestnicy wrócili z rejsu jako osoby kupione przez morze – opowiada Jędrzej Owczarski, kapitan Zrywu.
22 czerwca z przystani Centrum Żeglarskiego Dar Szczecina oraz Zryw wypłyną w rejs doprowadzający na linię startu regat, które rozpoczynają się w litewskiej Kłajpedzie. Pierwsza zmiana popłynie w pierwszym etapie regatowym (Kłajpeda – Helsinki) i jednym rejsie przyjaźni. Podmiana załóg nastąpi w Tallinie. Stamtąd Reprezentacja popłynie do Turku, Mariehamn i finalnie wróci do Szczecina. Przed nimi pięciotygodniowy rejs po Bałtyku, który może przynieść wiele niespodzianek. Wśród członków załogi znajdują się zarówno osoby, które już wcześniej żeglowały. Do takich osób należą chociażby członkowie sekcji Centrum Żeglarskiego, którzy pływają w ramach zajęć m.in. na Zrywie.
– Na jachcie wszyscy jesteśmy jednym zespołem – mówi Jędrzej Owczarski. – To też jest wyzwaniem, aby cała załoga się ze sobą dogadywała i zgrywała, bo przez dwa tygodnie będziemy wspólnie żyć na małej łódce i spędzać ze sobą całe dnie.
– Tu nie ma pasażerów – wyjaśnia Wojciech Maleika, kapitan Daru Szczecina. – Cała załoga podzielona zostaje na trzy wachty i te wachty pełnią obowiązki nawigacyjne, czyli sterowanie, operowanie żaglami, zmianę tych żagli, obserwowanie innych statków i to się odbywa przez 4 godziny w ciągu dnia i 4 w nocy. Dodatkowo, raz na trzy dni, każda wachta pełni funkcję kambuzową, czyli przygotowuje posiłki, sprząta po posiłkach i sprząta jacht.
Nie trzeba znać się na żeglarstwie, aby móc płynąć w regatach. Chociaż przeważającą część Reprezentacji stanowią osoby, które nigdy wcześniej tego nie żeglowały, to kapitanowie nie widzą w tym zagrożeń, wręcz przeciwnie.
– Zawsze na pokładzie są trzy osoby załogi zawodowej, czyli doświadczeni żeglarze, którzy znają jacht, miały do czynienia z regatami i oczywiście mają odpowiednie kwalifikacje żeglarskie. Bardzo lubimy pływać z osobami nowymi i jedyna czego od nich oczekujemy to wyłącznie zaangażowanie. Będąc jeszcze w porcie poświęcamy przynajmniej jeden cały dzień na szkolenie załogi – mówi Wojciech Maleika.
Przed wypłynięciem na regaty jachty zostały gruntownie sprawdzone, przeszły drobne naprawy, tak aby nie zawiodły żeglarzy w trakcie regat. Uczestnicy regat otrzymają jednolite ubrania, spakują najpotrzebniejsze rzeczy i wypłyną w rejs, który śmiało można nazwać przygodą życia. Przed nimi ostanie dni przygotowań, które będą skupiały się na pakowani i sprawdzaniu sprzętu.
– Spinaker jest już zamocowany, a reszta żagli spakowana. Przed nami zakupy żywności, której wyjdzie ponad 700 kg, pakowanie i możemy płynąć – dodaje Wojciech Maleika.
Udział w regatach to prawdziwa szkoła życia. Wiatr i woda bywają kapryśne, a gdy dodamy do tego wszystkiego rywalizację z innymi, wychodzi nam z tego nie wypoczynek pod żaglami, a solidna praca, którą należy wykonać, by później w porcie móc korzystać z dobrodziejstw. Nowe obowiązki, nowe umiejętności, ale także nowe znajomości, a czasem nawet przyjaźnie na lata są wartością dodaną do takiego rejsu.
– To czego możemy się spodziewać po takich regatach, to z pewnością niewyspania – śmieje się Maleika. – Tego snu jest zawsze za mało, na morzu się ścigamy, mamy alarmy do żagli, czuwamy, wykonujemy swoje obowiązki a portach bierzemy udział w spotkaniach, atrakcjach, imprezach dla załóg, więc nie ma szans na odespanie. To dopiero po powrocie do domu (śmiech). Taki rejs jest niezapomnianą przygodą, tego także możemy być pewni.
– Myślę, że najlepszą reklamą „tolszipów” jest fakt, że młodzież, która już raz popłynęła, chętnie na nie wraca – dodaje Jędrzej Owczarski.