Jej odejście wzbudziło ogromny żal i smutek wśród miłośników jej talentu, którzy przychodzili nie na spektakl, a „na Irenkę”. Ostatnie pożegnanie Ireny Brodzińskiej, pierwszej damy polskiej operetki i diamentu szczecińskiej sceny muzycznej, odbędzie się 24 stycznia, czyli w 92. rocznicę urodzin.
Przyszła na świat w 1933 roku w Pińsku. Dziś na próżno go szukać na mapie Polski, ponieważ jako część Kresów znalazł się po II wojnie światowej w granicach Związku Sowieckiego, a następnie Białorusi. Wykształcenie i podstawy baletu zdobyła w Krakowie, a zanim w 1957 roku trafiła do Szczecina, gdzie do tworzącej się Operetki zaangażował ją Jacek Nieżychowski, występowała na deskach scen lubelskich, krakowskich, poznańskich, łódzkich i gliwickich.
„Niebywale pogodna i zawsze uśmiechnięta”
Jak wspomina Jacek Jekiel, p.o. dyrektora Opery na Zamku, była ona damą nie tylko w swoich rolach, ale też w codziennym życiu. – Miała zasady i ten „niedzisiejszy sznyt”. Uwielbiałem w niej to, że była niebywale pogodna, zawsze uśmiechnięta i pozytywnie myśląca. O ludziach nigdy nie mówiła inaczej jak dobrze, gdyby miała powiedzieć coś złego, wolałaby milczeć – podkreśla.
Szczecińska publiczność miała okazję podziwiać ją w m.in. „Roxy” Connersa, „Błękitnej masce” Raymonda, „Cnotliwej Zuzannie” Gilberta, „Zemście nietoperza” Straussa, „Pannie wodnej” Lawiny-Świętochowskiego, „Krainie uśmiechu” Lehara (jej pierwszy spektakl w Szczecinie), „Krakowiakach i góralach” Bogusławskiego i „Hello, Dolly” Hermana. Szczególny wydźwięk miał musical „Machiavelli”, w którym wystąpiła razem z córką Grażyną w rolach matki i córki.
Ponadto wystąpiła w dwóch filmach – „Sprawie do załatwienia” Janów Rybkowskiego i Fethkego z 1953 roku (piosenkarka w programie telewizyjnym, jej partie śpiewała Maria Koterbska) oraz „Irena, do domu!” Jana Fethkego z 1955 roku (manikiurzystka, sąsiadka Majewskich).
„Przyciągała do siebie ludzi”
Miała w sobie umiejętność przyciągania do siebie ludzi oraz zarażania ich uśmiechem, ciepłem i miłością.
– Ludzie kochali Irenę, a ona kochała ludzi. Miała klucz do ich serc, bo na scenie, tak jak mówiła, była najszczersza, była wręcz osobowością, której już dziś się nie spotyka. Przeniesiona z innej epoki. I rzeczywiście była damą w każdym calu, nawet wtedy, gdy w gumowcach pracowała w swoim wielkim ogrodzie. Nigdy takiej osoby nie spotkałem, bo Irena była tylko jedna – nie pozostawia wątpliwości Marek Osajda, dziennikarz i reżyser, który w 2018 roku zrealizował film dokumentalny pt. „Irenka, ach Irenka”.
Była dwukrotnie zamężna. Ze śpiewakiem, aktorem i reżyserem teatralnym Edmundem Waydą miała syna Ryszarda (dziennikarza radiowego) i córkę Grażynę (śpiewaczkę operetkową i musicalową oraz aktorkę). Natomiast z kapitanem żeglugi wielkiej Gustawem Tijewskim doczekała się syna Igora. Jej wnuczką jest skrzypaczka i aktorka Teatru Polskiego Natalia Brodzińska.
Nabożeństwo żałobne zostanie odprawione w piątek 24 stycznia w Prawosławnej Parafii św. Mikołaja w Szczecinie przy ul. Zygmunta Starego 1A o godz. 10.00. Odprowadzenie do grobu będzie miało miejsce o godz. 12.30 na Cmentarzu Centralnym.