Niedziela. Dzień, który zawsze ma w sobie nutę nostalgii. Ale ta niedziela jest szczególna – ostatni dzień ferii. Dla uczniów to koniec beztroskiego lenistwa, dla nauczycieli powrót do codziennego gwaru, dla rodziców koniec porannego luzu i ponowna walka z budzikami.
Jeszcze dziś można było pospać dłużej, jeszcze dziś można udawać, że jutro nie istnieje. Można zaplanować ostatni wypad na łyżwy, na spacer czy choćby do kina – cokolwiek, by przedłużyć iluzję wolnego czasu. Ale nie oszukujmy się, w głowie już powoli rozbrzmiewa znajomy dźwięk poniedziałkowego budzika.
Jutro znów zacznie się wyścig. Śniadanie w pośpiechu, poszukiwanie drugiej skarpetki, nieprzygotowane lekcje odkładane na „wieczór przed” i zmęczone spojrzenia nad poranną kawą. W szkołach czeka kartkówka, niezapowiedziana odpowiedź albo przynajmniej godzina matematyki, po której feriowa beztroska wyparuje jak poranna mgła.
Dorośli? Dla nich ferie nie mają takiego znaczenia, ale czy nie było jednak trochę łatwiej? Bez porannego poganiania dzieci, bez walki o odrabianie lekcji, bez zebrania w szkole, które przypomniało, że trzeba kupić kolejny komplet zeszytów.
Dobra wiadomość jest taka, że od teraz każdy dzień przybliża nas do wiosny. Do dłuższych dni, cieplejszych poranków i nadziei, że kolejna przerwa od rutyny już za kilka tygodni. Może właśnie to pozwoli przetrwać ten poniedziałkowy powrót – świadomość, że każda niedziela, nawet ta kończąca ferie, prowadzi do czegoś nowego.
A tymczasem – korzystajmy z tej ostatniej niedzieli. W końcu kolejna taka dopiero za rok.












