Opera na Zamku w Szczecinie ponownie zaprasza w swoje progi miłośników musicalu. Po sukcesie premiery z 2021 roku, na afiszu znów pojawia się „My Fair Lady” – klasyka gatunku w nowoczesnej, porywającej odsłonie. To spektakl, który bawi, wzrusza i nie pozostawia widza obojętnym, udowadniając, że wielka klasyka może mówić bardzo aktualnym językiem.
Trudno uwierzyć, że historia Elizy Doolittle – dziewczyny z niższych sfer, która pod okiem egocentrycznego profesora Higginsa przechodzi spektakularną metamorfozę – wciąż potrafi tak silnie rezonować z współczesnym widzem. A jednak. Dzieło Lernera i Loewe’a, oparte na „Pigmalionie” George’a Bernarda Shawa, wróciło na szczecińską scenę po 20 latach z rozmachem, świeżością i energią, której mogłyby pozazdrościć niejeden nowy tytuł musicalowy.
Reżyser Jakub Szydłowski odczytał klasyczną opowieść na nowo. Nie zmieniając istoty fabuły, nadał jej nowoczesny wymiar – zarówno pod względem estetyki, jak i przesłania. Eliza nie jest już bierną kopią Kopciuszka, który marzy tylko o balu i księciu. To kobieta z krwi i kości: uparta, dumna, świadoma siebie. Jej przemiana nie polega jedynie na opanowaniu nienagannej angielszczyzny i etykiety. To historia dojrzewania do bycia sobą – na własnych zasadach.
„Przecież żem przyszła z umytą giębom i ręcami” – mówi Eliza na końcu spektaklu. To zdanie brzmi jak manifest. Jest w nim bunt, humor, ale przede wszystkim wolność. Bo właśnie o wolność tu chodzi – nie o perfekcyjną formę, ale o prawo do wyrażania siebie.
Sceniczna realizacja Opery na Zamku zaskakuje nie tylko treścią, ale i formą. Scenografia Grzegorza Policińskiego oraz projekcje Roberta Burzyńskiego przenoszą nas w świat niejednoznaczny czasowo – z jednej strony to Londyn z 1912 roku, z drugiej – każde współczesne, europejskie miasto. Neonowe światła, wielki czerwony autobus, pokaz mody zamiast wyścigów konnych – to wszystko tworzy kontekst, który z łatwością łączy realia sprzed ponad wieku z obecnymi dylematami relacji społecznych i płciowych.
Choreografia Jarosława Stańka i Katarzyny Zielonki tętni życiem, a scena obrotowa nadaje tempo i lekkość narracji. Dynamiczne przejścia między lokalami, ulicami i salonami sprawiają, że akcja płynie z werwą, a publiczność – ani przez chwilę – się nie nudzi.
Szczecińska „My Fair Lady” to także festiwal znakomitych kreacji aktorskich i wokalnych. Anna Gigiel jako Eliza jest zjawiskowa – łączy naturalność z siłą, wdzięk z charakterem. Partneruje jej Janusz Kruciński jako profesor Higgins – z właściwą sobie charyzmą, dystansem i doskonałym wyczuciem angielskiego humoru. Całość pod muzycznym kierownictwem Przemysława Zycha brzmi świeżo, a orkiestra Opery na Zamku nadaje kompozycjom Loewe’a odpowiedni rozmach i emocjonalną głębię.
Nie sposób nie wspomnieć o klasycznych szlagierach, które wciąż robią wrażenie – „Jeden mały szczęścia łut”, „Przetańczyć całą noc” czy „Tę ulicę znam” brzmią jakby były napisane wczoraj, a nie blisko 70 lat temu. To właśnie ta uniwersalność – zarówno muzyczna, jak i tematyczna – sprawia, że „My Fair Lady” nie starzeje się ani trochę.
Ten musical to nie tylko zabawa i nostalgiczna podróż w czasie. To przede wszystkim opowieść o poszukiwaniu siebie, o emancypacji, o relacjach między ludźmi, które wbrew upływowi lat wciąż pozostają aktualne. Dzięki niebanalnej reżyserii, odważnym decyzjom inscenizacyjnym i świetnemu zespołowi artystycznemu, szczecińska wersja „My Fair Lady” udowadnia, że klasyka może być współczesna, a wielki teatr – bliski każdemu z nas.
Na „My Fair Lady” w Operze na Zamku warto się wybrać nie tylko dla pięknych melodii i barwnej scenografii. Warto, bo to historia, która mimo swojej baśniowości mówi prawdę o nas samych – i robi to w sposób lekki, dowcipny, ale i niezwykle mądry.
Spektakle odbędą się 25, 26 i 27 kwietnia 2025 roku. Szczecin znów zatańczy całą noc – i nie będzie to zwykły taniec.