Czy rację miał Marian Jurczyk (kto zacz nie trzeba w stolicy Pomorza Zachodniego nikomu tłumaczyć, a jak trzeba, to zawsze jest Internet), który miał się podobno kiedyś wyrazić, że Szczecin to taka wiocha z tramwajami? Pewne wydarzenie, do którego doszło kilkanaście dni temu, powinno dać nam chyba trochę do myślenia na ten temat.(*)
Ale po kolei. Od kilku lat na początku stycznia w szczecińskiej filharmonii odbywają się przez dwa wieczory tzw. koncerty prezydenckie. Wydarzenie bardzo prestiżowe o wysokiej randze. W tym roku w roli konferansjerów wystąpiła pewna para celebrytów znanych m.in. z paradokumentalnych produkcji telewizyjnych. I według wielu uczestników owych koncertów nie stanęli oni na wysokości zadania. Miało dochodzić z ich strony do licznych błędów i przejęzyczeń (choć wszystko czytali z kartek), kontrowersje wzbudził strój prowadzącego, który na prezydencką galę włożył błyszczący garnitur, przykrótkie spodnie, wystąpił bez skarpet i w mokasynach. W połowie drugiego koncertu jego prowadzenie przejął dyrektor Filharmonii jednocześnie dyrygujący orkiestrą, która podczas obu wieczorów znakomicie się zaprezentowała. Nie dość, że przejął konferansjerkę, to jeszcze zapowiedział wstrzymanie wynagrodzenia dla prowadzących. Historia ta odbiła się szerokim echem w całym kraju. A jej finał najprawdopodobniej nastąpi w sądzie.
Po wysłuchaniu i przeczytaniu relacji świadków oraz obejrzeniu zdjęć z tego koncertu trzeba ze smutkiem stwierdzić: ależ my jesteśmy prowincją! Przyjechali do nas z samej Warszawy (!) prawdziwi celebryci, tacy przez duże „Ce”! Musieli się biedacy namęczyć, żeby dotrzeć do tego miasta położonego gdzieś tam, hen, na kresach zachodnich Polski, miejsca, do którego nawet ptaki nie dolatują (jak twierdzą niektórzy). Oczywiście nie na jakąś chałturę, ale żeby pokazać prowincji trochę wielkiego świata, prosto ze stolicy prawie 37-milionowego kraju z kilkoma pasmami górskimi oraz szerokim dostępem do morza. I co ich spotkało? Szyderstwa i wściekła krytyka. Niewiele brakowało a pewnie zostaliby wywiezieni, jak Jagna z „Chłopów”, wozem drabiniastym na kupie obornika. Oni, gwiazdy TV! Taką to wdzięczność i gościnność okazali im mieszkańcy grodu nad Odrą. Bo mieli kłopoty z przeczytaniem czegoś tam, co mieli napisane na kartkach? A sam stań jeden z drugim przed wypełnioną widownią, kilkaset osób czyhających na każde Twoje potknięcie! Spróbuj wtedy przeczytać co tam ktoś coś nabazgrolił! Stres każdego by zmiażdżył. Pomylić się nie można?! Gdzie wyrozumiałość, empatia, zrozumienie? Poza tym te kłopoty z czytaniem były być może elementem pewnej rozrywkowej gry, zabawy z publicznością pt. „Co konferansjer miał na myśli”? Ale widownia oczywiście tego nie wyłapała, nabzdyczyła i teraz niektórzy czepiają się jakichś drobiazgów.
Kolejny zarzut – dziwny ubiór prowadzącego. Dziwnie to chyba byli ubrani niektórzy widzowie. W jakichś powyciąganych marynarkach, swetrach, jeansach, sukniach czekających od lat w szafach na swoje 5 minut. Prowadzący natomiast na pewno chciał zaprezentować najnowsze trendy warszawskiej mody, stroje z kolekcji estradowo–bankietowo–eventowej „jesień – zima 2024”. A że miał błyszczącą marynarkę, był bez skarpet i w mokasynach? No ludzie, litości. Tak się teraz nosi w pewnych kręgach. Naprawdę zacznijcie oglądać telewizję, programy śniadaniowe, śledzić serwisy plotkarskie w Internecie. Koncentrujecie się na jakiejś nauce, pracy, rodzinie, domu, biznesie, kulturze, sztuce, a umykają wam sprawy naprawdę bardzo ważne. Ogarnijcie się! Potem przyjeżdżają ludzie z wielkiego świata i jest kwas. Nie miał skarpet w świątyni sztuki, ale dramat! Jakby wyszedł w stringach, kaloszach i z pióropuszem na głowie, o to można by się było temu trochę dziwić i czepiać. A tak to robienie na siłę sensacji z niczego, zwykłe pieniactwo i czepiactwo! Trochę obycia i kultury szczecinianie! Nie ma się co stroić w piórka wielkich znawców mody. Bo czasy kiedy najnowsze wzorce i trendy wytyczała szczecińska „Dana” i „Odra” dawno już minęły i nie wrócą. Naszym jedynym „osiągnięciem” pod tym względem w ostatnich latach były tzw. żelazka, czyli buty na gigantycznych koturnach, którymi szczyciło się wiele lokalnych przedstawicielek płci pięknej, a z których śmiała się cała Polska i nie tylko. Zadowoleni z tego obuwia byli tylko ortopedzi. Bo przejście w „żelazkach” chodnikami niektórych szczecińskich ulic było prawdziwą ekwilibrystyką i wymagało cyrkowych umiejętności. Przeróżnych urazów nóg więc nie brakowało, podobnie jak pacjentek w poczekalniach lekarskich gabinetów.
Skandalicznym wydaje się być za to zachowanie dyrygenta – dyrektora Filharmonii. Jak śmiał przejąć prowadzenie koncertu! Czy zdaje sobie sprawę, jakie mogą być konsekwencje takiego zachowania? Przecież być może przez to do Szczecina nie zawita przez dłuższy czas, a może nawet już nigdy, żaden warszawski celebryta! Żadna gwiazdka jednego przeboju, jakiegoś teletasiemca, czy inna influencerka. No chyba, że za duże pieniądze i przejazdem. Niewykluczone, że jakiś sprytny prawnik ze stolicy, reprezentujący pokrzywdzonych, będzie starał się udowodnić, że do tego koncertowego „zgrzytu” doszło z winy dyrektora. Bo kiedy prowadzący wychodzili na scenę to widać było poruszenie na widowni, wyraźny szmer komentarzy rozchodził się między rzędami, oni przyciągali uwagę i zainteresowanie widzów. Nic więc dziwnego, że dziarsko machający batutą dyrygent – dyrektor mógł się poczuć zazdrosny i po prostu z zemsty odebrał im prowadzenie koncertu.
Podsumowując. Szczecińska publiczność musi zrozumieć – konwenansom współczesny świat mówi stanowcze „nie”! Bo jak pisał poeta: „Daremne żale, próżny trud, bezsilne złorzeczenia! Przeżytych kształtów żaden cud, nie wróci do istnienia.(…) Trzeba z żywymi naprzód iść, po życie sięgać nowe. A nie w uwiędłych laurów liść, z uporem stroić głowę!”.
(*) W tym miejscu trzeba zaznaczyć, że to materiał żartobliwy. Bo treść niektórych wpisów na forach internetowych lub facebookowych ujawnia w pełni potencjał ich twórców oraz poziom umiejętności czytania ze zrozumieniem. Dlatego lepiej w konkretny sposób wyjaśnić niektórym, że to żart. Zanim wyciągną bejsbole, widły, czy tasaki i ruszą z pochodniami na poszukiwania autora tych „szkalujących Szczecin treści”.