Home Felietony  Kwiatek do kożucha
Felietony 

Kwiatek do kożucha

321
kwiatek do kożucha
fot. ASM Photography

„Wiosny jeszcze nie będzie!” – powiedziały mi dzisiaj rano rododendrony, smętnie zwisając, ścięte nocnym mrozem w ogrodzie. Podkręciłam ogrzewanie i pomyślałam, że się faktycznie nie zapowiada wiosenna aura, choć luty na finiszu. A potem wzrok mój padł na nowy katalog Bonprixa, który listonosz od lat podrzuca mi do skrzynki. Na okładce piękna panna w wiosennej kreacji, trzyma pluszowego baranka, a wokół niej tulipany w pękach, słońce i zieleń.  No tak. Przecież Wielkanoc tuż tuż. Wystarczy wejść do najbliższego sklepu.

W osiedlowym „Kubusiu” pojawiły się baranki cukrowe i babeczki w folii – typowy zestaw święconkowy. Kupująca je starsza sąsiadka pouczyła mnie, że wcale nie za wcześnie, bo potem się zapomni, w tych wszystkich wielkanocnych przygotowaniach i jak ona przed samymi świętami szuka, to właśnie wtedy już nie ma. 

Skoro lokalny sklepik jest taki na czasie, to co dopiero można powiedzieć o galeriach handlowych. Ano kwitną. Mimo soli rozsypywanej jeszcze hojnie po chodnikach, wewnątrz już nie ma śladu po zimowych ozdobach, panuje pełna barwna wiosna. Dziś można tak zręcznie podrobić każdy gatunek kwiatka, że to aż niewiarygodne. Plastikowy maj kwiatowy kusi całą tęczą.

Zauważyliście, że wcześniej sztuczne kwiaty wypadało mieć tylko w wieńcu i stroiku na grobie? W żadnym wypadku w domu! W domu tylko żywe bukiety. Plastikowe koszmarki były w bardzo złym guście.

Już kiedyś wspominałam o sprytnych chwytach marketingowych, polegających na dostarczaniu nam przed oczy dekoracji na każdą okazję. Sprytne, nader sprytne. To taka obietnica bycia własnym kreatywnym stylistą wnętrz, który co kilka miesięcy odmienia swój dom. Pozornie bardzo ekonomicznie: tapety tak łatwo co kilka miesięcy nie zmienisz, ale poszewki na kanapę możesz. I już jest inaczej, jest uroczo.

Owszem jest. Ilekroć jednak dopycham kolanem szafkę, w której trzymam okazjonalne tekstylia, dochodzę do wniosku, że jestem niewolnicą bałwanków, baranków i dyń. Są, to zaraz kupię. A tak grosz do grosza, wydałam całkiem niezłą sumkę na gromadzone od lat dekoracje: nieco drewna, metalu, szkła i ceramiki oraz… plastik. 

Wszystko razem poukładane w sklepie wygląda tak, że nic tylko ściągać czapę, zrzucać kozaki i biec boso po łące – taki klimat. Kwiaty, kolory, kurczątka, zajączki. Słodycz, pastele, trele morele.

Niosąc do domu pęczek żonki i hiacynta w cebrzyku, zderzam się nagle z zimową podłością i ślizgiem pakuję się, czym prędzej, do auta, rozczarowana, że wyrwano mnie tak boleśnie z majowego nastroju.

Gdzieś w Polsce dzieci jeszcze mają ferie, leży śnieg, wiszą sople. Spółki gazownicze zacierają rączki, wystawiając nam słone rachunki za dogrzewanie mieszkań. Wiosna? Jaka wiosna? Spokojnie można lepić bałwany!

Ja się tu wyzłośliwiam, a tymczasem oklapnięte rododendrony wcale nie do końca mają rację. Trochę dalej, za nimi, widać bowiem całkiem spore zielone uszy tulipanów. Siedzą sobie cichutko w kącie ogrodu, jak zające pod miedzą i codziennie, uparcie rosną. Zaprzeczają mrozom i nie dają się zniechęcić minusowej nocy. Czekają na odrobinę słońca w dzień, która pozwala im nakręcać się chlorofilem. Kiedy uważniej się przyjrzeć, są i inni ogrodowi twardziele: żonkile, hiacynciki, cebulice wszelkiego gatunku, a pod samym nosem – proszę bardzo, przebiśniegi, zgodnie ze swoim przezwiskiem, sterczą dumnie i mają całkiem spore pączki! A więc jednak!

Opatulona sztucznym kożuchem szukam dalszych oznak wiosny na rabatach. Widzę, że pączki na drzewach są już na starcie, oszroniona trawa ukrywa kiełki krokusów, a szafirki tylko czekają na to, żeby zakwitnąć. Skoro one mają mrozy w nosie, chociaż zupełnie gołe tkwią w ściętej zimą ziemi, to dlaczego ja jestem taka oporna na wiosenne zapowiedzi. 

Śnieg dziś jest, ale jutro nie pozostanie po nim śladu. Pór roku nie zatrzymasz. Wychodzi na to, że centra handlowe żyją zgodnie z odwiecznym cyklem przyrody i jak mówią, że się trzeba szykować na wiosnę, to trzeba. 

Dlatego, kupcie hiacynta, niech Wam o tym przypomina 😉

Powiązane artykuły

projekt „kurs na recykling”
Felietony 

Kula szczęścia, czyli jak przeżyć na Jasnych Błoniach

Od kilku dni pewne znaki na niebie i ziemi wskazywały, że coś...

barierka in red
Felietony 

Barierka in red

Wszyscy wiemy, nie od dziś i nie od wczoraj, że kolor czerwony...

pierwszy krok w chmurach
Felietony 

Pierwszy krok w chmurach

Tytuł, oczywiście pożyczony od klasyka, nie ma nic wspólnego z tym, o...

marszałek geblewicz
Felietony Polityka

Polityka w wersji „like”. Gdy kampania trwa bez przerwy

Marszałek Olgierd Geblewicz pochwalił się ostatnio w mediach społecznościowych: „W ubiegłym tygodniu...