Home Felietony  Jak Pawlak z Kargulem, ale o…helikopter
Felietony 

Jak Pawlak z Kargulem, ale o…helikopter

338
jak pawlak z kargulem, ale o…helikopter
fot. Spacedezert [zdj. ilustracyjne]

Czy można mieć prywatne lądowisko dla helikoptera tuż przy swoim jednorodzinnym domku? Z takim przypadkiem mamy do czynienia w podszczecińskim Pilchowie. A przy okazji z narastającym lokalnym konfliktem – posiadacz śmigłowca kontra sąsiedzi.

Czy jeszcze kilkanaście lat temu mogliśmy się spodziewać, że będziemy się zmagać z problemami znanymi nam do tej pory tylko z np. amerykańskich seriali o tamtejszych bogaczach? Ktoś powie – to było nieuniknione. Część społeczeństwa bogaci się, inni ubożeją, a jeszcze inni cieszą się, że nie jest im gorzej niż mają, ale po cichu marzą, aby było im lepiej. Normalna kolej rzeczy. Czasy kiedy wszyscy mieli mieć po równo już dawno minęły. Mimo to pewne nowe zjawiska spadają na naród coraz częściej np. prywatne pałace, pola golfowe, hotele i SPA, jachty, samoloty i helikoptery i tym podobne dobra. Nie wszyscy potrafią sprostać takim wyzwaniom, pogodzić się z nimi, zaakceptować je. Nie lubimy przecież w Polsce jak ktoś ma lepiej od nas. Z drugiej strony nie wszyscy nowi bogacze „wytrzymują ciśnienie” spowodowanego przypływem zamożności, które, być może, w ich mniemaniu oznacza, że są lepsi od innych, więcej mogą i więcej im się należy, a pewne normy społeczne nie muszą ich obowiązywać. Cóż, są ludzie i ludziska – jak mawiają niektórzy. 

W podszczecińskim Pilchowie w lokalnej społeczności doszło do konfliktu, który chyba, niestety, coraz bardziej się zaostrza. I nie jest to spór, jak w przypadku Pawlaka i Kargula z kultowych “Samych swoich” o miedzę (podobnie jak u Kwiczoła i Pyzdry w „Janosiku”), krowę co weszła „w szkodę” czy kota trzymanego na sznurku. Chodzi właśnie o… helikopter. Ponad miesiąc temu jeden z mieszkańców Pilchowa i właściciel domku rodzinnego tuż obok niego stworzył lądowisko dla swojego prywatnego śmigłowca. Skoro go stać i wszystko jest zgodne z prawem, to dlaczego nie? Kto bogatemu zabroni? – mógłby ktoś powiedzieć. Ale z drugiej strony helikopter to nie latawiec ani samolot z papieru. Startując i lądując jednak hałasuje. Nic przyjemnego, nawet jeśli trwa to tylko kilka chwil. Nie wszystkim sąsiadom musi się to podobać. I nie podoba się. I trudno im się dziwić. Kilkudziesięciu z nich skarży się na hałas przekraczający dopuszczalne normy i wibracje, które towarzyszą startom oraz lądowaniom maszyny. Jeden z lokalnych radnych twierdzi, że właściciel śmigłowca korzysta z niego bez konsultacji z sąsiadami. Ten z kolei w mediach odpowiada na zarzuty protestujących zapewniając, że lądowisko działa zgodnie z przepisami „Prawa lotniczego” oraz przestrzegane są wszystkie wymogi bezpieczeństwa operacji lotniczych, z pełnym uwzględnieniem ochrony osób i mienia na ziemi. 

„(…) Choć prawo nie nakłada obowiązku uzyskania zgody organów administracji, wystąpiłem do gminy o wydanie opinii, aby móc w przyszłości zarejestrować to miejsce jako lądowisko ewidencjonowane. Chcę, by w razie potrzeby mogło ono służyć także jako punkt lądowania Lotniczego Pogotowia Ratunkowego” – stwierdza właściciel. 

Dodaje, że żaden z jego najbliższych sąsiadów ani mieszkańców gminy nie zgłosił mu bezpośrednio zastrzeżeń. 

„Wszelkie uwagi kierowano do gminy, a pojedyncze osoby próbują z tego tematu uczynić kwestię polityczną. Z przykrością zauważam, że sprawa ta jest wykorzystywana do atakowania władz gminy za działania zgodne z prawem, a sam temat lądowiska stał się pretekstem do budowania politycznego kapitału. Korzystam z czterech różnych lądowisk – tylko w Pilchowie pojawiły się jakiekolwiek emocje związane z jego lokalizacją. Śmigłowiec jest użytkowany incydentalnie, zaledwie kilka–kilkanaście razy w roku, wyłącznie do celów prywatnej komunikacji, nie do rozrywki czy działalności komercyjnej. (…) Sąsiedzi mieszkający w bezpośrednim sąsiedztwie nie wnoszą żadnych zastrzeżeń; sprzeciw pochodzi wyłącznie od osób mieszkających w znacznej odległości, gdzie faktyczny poziom hałasu jest znikomy. Jedna czy dwie operacje lotnicze w tygodniu są zdecydowanie mniej uciążliwe niż np. zapachy z pobliskiego wysypiska czy stały hałas z sąsiedniego zakładu przemysłowego – zauważa właściciel helikoptera.

Zapewnia, że jest otwarty na rozmowy. Sprawa trafiła do Urzędu Miejskiego w Policach. Ciekawe jak urzędnicy z tego wybrną. Wspomniany już Kazimierz Pawlak z „Samych swoich” w takim przypadku rzekłby: „ot zagrzęźli my a czort karty rozdaje”. 

Powiązane artykuły

barierka in red
Felietony 

Barierka in red

Wszyscy wiemy, nie od dziś i nie od wczoraj, że kolor czerwony...

pierwszy krok w chmurach
Felietony 

Pierwszy krok w chmurach

Tytuł, oczywiście pożyczony od klasyka, nie ma nic wspólnego z tym, o...

marszałek geblewicz
Felietony Polityka

Polityka w wersji „like”. Gdy kampania trwa bez przerwy

Marszałek Olgierd Geblewicz pochwalił się ostatnio w mediach społecznościowych: „W ubiegłym tygodniu...

gdyby szczecin nie runął w gruzach...
Felietony 

Gdyby Szczecin nie runął w gruzach…

Bartłomiej Hauka Smoliński z grupy „Szczecin znany i historyczny” wrzucił pytanie, które...