Nie ma dowodów na to, że Fryderyk Chopin, za swojego życia, odwiedził Szczecin. Mieszkał głównie w Paryżu, a jego podróże po Europie nie obejmowały stolicy Pomorza Zachodniego. Ale pojawiają się czasami głosy, że mógł „zahaczyć” o Szczecin będąc np. w drodze do Berlina albo będąc w tym mieście. Ale jego muzyka bywała w stolicy Pomorza Zachodniego wiele, wiele razy. I ciągle jest, aktualnie np. w Willi Lentza oraz przez trzy dni (18 – 20 października) w Strefie Melomana przygotowanej na Wałach Chrobrego.
To z okazji kolejnego Konkursu Chopinowskiego, który zakończy się w poniedziałek. W siedmiu miastach powstały takie specjalne miejsca – Strefy Melomana, które oferowały m.in. udział w warsztatach muzycznych, spotkania z artystami, recitale wybitnych pianistów („na żywo”), pokazy filmowe, warsztaty kreatywne dla dzieci oraz wspólne przeżywanie muzyki polskiego wirtuoza w trakcie transmisji przesłuchań finalistów, gali wręczenia nagród oraz pierwszego koncertu laureatów.
Dzięki Strefom Melomana chcemy, by ta wyjątkowa atmosfera, dotarła także poza sale koncertowe i była dostępna nie tylko dla publiczności w Warszawie, ale również dla mieszkańców innych regionów Polski. To nasz sposób na dzielenie się pięknem muzyki Chopina, budowanie wspólnoty i promowanie kultury, która jest dumą Polski – tłumaczył w mediach prezes zarządu Orlenu – organizatora Stref Melomana.
Pomysł zacny, trzeba przyznać. W szczecińskiej strefie pojawiło się trochę ludzi, fanów Chopina i jego muzyki. Ale chyba mogło być ich więcej, może gdyby jeszcze bardziej urozmaicono program wydarzeń, które miały miejsce w tej przestrzeni. Np. pokaz filmów fabularnych o Chopinie – zrealizowano trzy takie obrazy (nie licząc najnowszego „Chopin, Chopin”, który dopiero startuje w kinach). To „Młodość Chopina” z 1952 roku w reżyserii Aleksandra Forda. (tego od „Krzyżaków”), „Błękitna nuta” (fr. „La Note Bleue”, z 1991 roku) Andrzeja Żuławskiego (ten od „Szamanki”)oraz „Chopin. Pragnienie miłości” – z 2002 roku w reżyserii Jerzego Antczaka (tego od „Nocy i dni”). Nie bierzemy pod uwagę pięciu adaptacji w postaci spektakli telewizyjnych sztuki „Lato w Nohant” Jarosława Iwaszkiewicza.
Każdego więc dnia mógłby zostać zaprezentowany jeden film. Innym pomysłem mogły być konkursy m.in. recytatorski – deklamacje „Fortepianu Chopina” Cypriana Kamila Norwida, dla młodych DJ – remixy utworów kompozytora, interpretacji utworów Fryderyka na różne instrumenty np. trójkąt, talerze, perkusję lub cymbałki, zawody w szybkości jedzenia ulubionej potrawy japońskich czy chińskich miłośników Chopina (którzy, jak wiadomo, mają świra na punkcie jego twórczości), czyli sushi – kto zje więcej w trakcie jakiegoś mazurka, nokturna lub poloneza a nawet „Etiudy Rewolucyjnej” (nie wskazane raczej byłyby zawody w spożywaniu pewnego wyskokowego napoju na którego etykiecie widnieje nazwisko Wielkiego Polaka, choć pewnie wielu by o tym marzyło), pokazy tańca do muzyki Fryderyka Chopina czy też konkurs na lokalnych sobowtórów kompozytora.
Oczywiście konkursy z nagrodami. Jakimi? Może np. rejs po szczecińskim porcie na maszcie żaglowca „Fryderyk Chopin”? Komplet płyt ze wszystkimi – prawie 240 utworami Chopina zagranych na ręcznych piłach do cięcia drewna w wykonaniu bieszczadzkich drwali? Albo specjalny obiad spożywany na tle ulubionych drzew Chopina – wierzb oraz skomponowany z ulubionych potraw i napojów kompozytora: ostryg, kremów z dziczyzny i szparagów, wiejskiego chleba, dobrych win – czerwonego bordoskiego, słodkich tokajów i niemieckich rieslingów a na koniec kawa żołędziowa lub napary z ziół. A wszystko przy akompaniamencie muzyki Wielkiego Polaka wykonywanej na fujarce lub gęślikach przez wiejskiego pastuszka.
(gdyby ktoś się nie domyślił, to ten tekst ma charakter żartobliwy, a doświadczenie wskazuje, że wielu traktuje wszystko z cmentarną powagą oraz czyta bez zrozumienia, stąd też te słowa wyjaśnienia)












