Walentynkowy kurz już powoli opada. Emocje stygną, poezja miłosnych uniesień cichnie, a pełne gorących uczuć zapewnienia zaczynają blednąć na lutowym mrozie. A co z tymi, którym Amor posłał zatrute strzały – porzuconymi, zdradzonymi, rozczarowanymi w miłości, w których sercach zostały niezagojone rany? W tym roku pojawiła się szansa, aby mogli zemścić się na swoich eks. I to w pewien ekstrawagancki sposób.
Samotni w końcu oddychają z ulgą, że wreszcie skończył się ten dzień miłosnego terroryzmu i mogą wyjść z domu nie atakowani z każdej strony serduszkami, całuskami, amorkami itp. „love konfekcją”. Dla zakochanych Walentynki i tak trwają codziennie, więc niektórzy chyba nawet nie zauważyli tego święta. Prawdziwi „patrioci” dalej dają upust swej złości zaciskając zęby i pięści w kieszeniach. Bo, cytując słowa jednego ze znanych mi przedstawicieli tego środowiska, „niestety naród polski dał się ogłupić jakimś durnym amerykańskim świętem wymyślonym przez kilkanaście rodzin rządzących od lat światem, Żydów, masonów i euroentuzjastów zamiast tego dnia obchodzić rocznicę męczeńskiej śmierci św. Walentego”. Rodzimi „światowcy” natomiast radują się, że Walentynki nabierają coraz większego znaczenia w Polsce, są coraz chętniej obchodzone, z coraz większym rozmachem i że nie jesteśmy w jakimś zaścianku Europy i świata.
Ale w natłoku tegorocznych propozycji walentynkowych, namolnie sugerowanych atrakcji oraz sposobów spędzenia tego święta zapominamy o tych, którzy poznali mroczne oblicze miłości i którzy często pałają żądzą zemsty na swoim lub swojej eks. Coraz mniejszą popularnością cieszą się figurki voodoo z wizerunkiem takiego osobnika lub osobniczki szczodrze nakłuwane igłami i szpilkami. Również podobno szeptuchy odnotowują zmniejszone zainteresowanie rzucaniem klątw i uroków na tych co zdradzili, porzucili, zranili, oszukali, zostawili, złamali serce, wykorzystali, skrzywdzili i przez których wylano morze łez. Lukę, która powstaje, postanowiła zapełnić pewna instytucja – Orientarium ZOO Łódź. Przygotowała ona pewną ofertę dla takich osób – na Walentynki mogli dokonać symbolicznej zemsty na swoich eks i wyrównać rachunki, choć w części za pomocą tej instytucji. W jaki sposób? Łódzkie ZOO zaproponowało, aby nazwać karaczana (inaczej nazywanego popularnego i budzącego powszechny wstręt karalucha) imieniem eks i patrzeć, jak pożera go jedno ze zwierząt mieszkających w ogrodzie. Okrutne? Może. Ale czy działania jakiegoś lub jakiejś (w tym miejscu można użyć dowolnego obraźliwego określenia na byłego partnera lub partnerkę a nawet całego wodospadu epitetów jeśli taka wola – przyp. red.) nie zasługują na godną ripostę? Poza tym to takie przyjemne i pożyteczne zarazem. Bo pieniądze przeznaczone na „adopcję” karalucha miały zostać przeznaczona na ochronę zagrożonych gatunków mieszkających w Orientarium ZOO Łódź. Adoptujesz karaczana madagaskarskiego (bo tego robaka dotyczyła tegoroczna oferta), nazywasz go imieniem swojego lub swojej eks, a potem patrzysz, jak pożera go jedno ze zwierząt mieszkających w ogrodzie. Wiem, wiem, ciarki przechodzą. Jednym z obrzydzenia, innym z radości wypełniającej się oryginalnej zemsty.
W tym roku ZOO oferowało trzy pakiety. Pierwszy – podstawowy, kosztował 50 zł. Za tę kwotę można było zaadoptować karaczana i nadać mu dowolne imię. W zamian otrzymywało się elektroniczny certyfikat potwierdzający adopcję. Pakiet premium – za 150 zł – w którym dodatkowo była przewidziana możliwość uzyskania „zdjęcia z momentu, kiedy Twojego/Twoją eks (karaczana) pożera jedno ze zwierząt mieszkających w ogrodzie”. I jeszcze Pakiet VIP za 300 zł pozwalający na samodzielne nakarmienie owadem surykatki mieszkającej w Orientarium ZOO Łódź. Uzyskane w ten sposób pieniądze zostaną przeznaczona na ochronę zagrożonych gatunków mieszkających w tej instytucji.
Niewykluczone, że w przyszłym roku może dojść do pewnej modyfikacji w ofercie. Zostanie ona, być może, powiększona o np. żaby i myszy. Bo ileż razy pewnie niejeden i niejedna eks mówili do swoich „połówek” – „żabciu” lub „myszko”. Teraz za ten miłosny „careless whisper” może zapłacić pewien szary lub biały gryzoń trafiając do paszczy węża, a żabka zniknie w dziobie bociana lub trafi na talerz np. jakiegoś smakosza z Republiki Francji. Miłość niejedno ma imię. Zemsta także.












