Home Felietony  Dzień, który i tak nadejdzie… O poniedziałku słów kilka
Felietony 

Dzień, który i tak nadejdzie… O poniedziałku słów kilka

285
dzień, który i tak nadejdzie... o poniedziałku słów kilka
fot. Unsplash

Niedzielny wieczór. Czas zadumy, refleksji i wewnętrznej rozpaczy. Gdzieś tam daleko, w krainie odległej i mitycznej, zwanej dzieciństwem, niedziela oznaczała rosół, schabowego i nieświadomość nadchodzącej katastrofy. Ale teraz? Teraz to już tylko czekanie na nieuniknione – poniedziałkowy poranek, czyli największą porażkę, jaką ludzkość kiedykolwiek wymyśliła.

Co robimy w ten wieczór? Oficjalnie – odpoczywamy. Nieoficjalnie – wykonujemy cały rytuał desperackiego odciągania myśli od poniedziałku. Przewijamy media społecznościowe w nadziei, że znajdziemy coś, co poprawi nam humor. Niestety, zamiast tego widzimy znajomych w górach, nad morzem albo – o zgrozo – ćwiczących na siłowni. Co gorsza, ktoś właśnie wrzucił zdjęcie z niedzielnego spa, co oznacza, że spędził dzień w stanie zen, podczas gdy my zastanawialiśmy się, czy można uznać drzemkę za pełnoprawne hobby.

Jeśli Facebook jest dla boomersów, a Instagram dla podróżników i fit freaków, to Twitter jest dla tych, którzy otwarcie przyznają, że nienawidzą niedzieli. Tam już o godzinie 18:00 pojawiają się pierwsze tweety w stylu: „Weekend był za krótki” albo „Kto wymyślił poniedziałki i dlaczego to jeszcze legalne?”.

Nieśmiertelne postanowienia

Ale nie oszukujmy się – niedziela to także dzień ambitnych planów. Przysięgamy sobie, że od jutra zmieniamy życie. Będziemy wcześniej wstawać, zdrowo jeść i unikać stresu. Przez chwilę nawet wierzymy, że to możliwe. Wpisujemy w Google: „Jak skutecznie planować poniedziałek”, a potem… a potem przypominamy sobie, że najlepszy sposób na pokonanie poniedziałku to jego przeżycie.

A co z tymi, którzy nie chcą poddać się władzy poniedziałku? Oni walczą. O 22:30 odpalają nowy serial, bo przecież „jeden odcinek i idę spać”. Kończy się o drugiej w nocy i jest im już wszystko jedno. Jeszcze inni nagle przypominają sobie o wszystkich obowiązkach – praniu, sprzątaniu, przejrzeniu służbowej skrzynki mailowej (a nie daj Boże ktoś już wysłał coś z tytułem „Pilne na poniedziałek”).

Ostatecznie wszyscy poddajemy się w tym niedzielnym dramacie. Ostatnie sekundy wolności odliczamy jak na egzekucji. Zamykamy laptopa, gasimy światło, układamy się w łóżku i zamykamy oczy, licząc na to, że może tym razem poniedziałek się nie wydarzy.

Niestety, wydarzy się. Jak zawsze.

Powiązane artykuły

projekt „kurs na recykling”
Felietony 

Kula szczęścia, czyli jak przeżyć na Jasnych Błoniach

Od kilku dni pewne znaki na niebie i ziemi wskazywały, że coś...

barierka in red
Felietony 

Barierka in red

Wszyscy wiemy, nie od dziś i nie od wczoraj, że kolor czerwony...

pierwszy krok w chmurach
Felietony 

Pierwszy krok w chmurach

Tytuł, oczywiście pożyczony od klasyka, nie ma nic wspólnego z tym, o...

marszałek geblewicz
Felietony Polityka

Polityka w wersji „like”. Gdy kampania trwa bez przerwy

Marszałek Olgierd Geblewicz pochwalił się ostatnio w mediach społecznościowych: „W ubiegłym tygodniu...