Pacjent po sześćdziesiątce, który cztery razy przeszedł transplantację wątroby, wyszedł do domu w stanie dobrym. Lekarze dawali mu zaledwie 10 procent szans na przeżycie ostatniego przeszczepu. A mimo to żyje. Jak to możliwe, że w Szczecinie, w Szpitalu Wojewódzkim przy ul. Arkońskiej jeden mężczyzna przeszedł aż cztery transplantacje wątroby?
Historia tego pacjenta zaczęła się w 2005 roku. Wówczas przeszedł pierwszą transplantację wątroby, ponieważ powikłania po zakażeniu wirusem typu C doprowadziły do marskości narządu.
– Mimo podjętego w tamtym czasie leczenia przeciwwirusowego doszło do reaktywacji zakażenia i pacjent bardzo szybko utracił przeszczepiony graft – tłumaczy prof. Marta Wawrzynowicz-Syczewska, kierująca oddziałem chorób zakaźnych, hepatologii i transplantacji wątroby. – Stąd konieczność kolejnego przeszczepienia.
Drugi przeszczep przetrwał kilkanaście lat, aż do 2024 roku. Wtedy pacjent znów trafił na stół operacyjny, ale trzecia transplantacja zakończyła się powikłaniami naczyniowymi – ukrwienie wątroby było niewystarczające. To doprowadziło do niewydolności dróg żółciowych i serii infekcji.
– Pacjent nie ze swojej winy stracił trzy przeszczepione przez nas wątroby – mówi dr Samir Zeair, kierujący oddziałem chirurgii ogólnej i transplantacyjnej. – W tej sytuacji szanse na przeżycie bez kolejnego przeszczepu były znikome. Pacjent był niewypisywalny ze szpitala, ciągle przyjmował antybiotyki, bez których jego stan stawał się ciężki z powodu sepsy.
Po rozmowach z rodziną, pacjent zdecydował się podjąć ryzyko. – Powiedziałem mu, że szanse na przeżycie wynoszą około 10 procent – mówi dr Zeair. – Potrzebował kilku dni do namysłu, porozmawiał z rodziną i wrócił do nas z informacją, że jest gotów to ryzyko podjąć – dodaje prof. Wawrzynowicz-Syczewska.
Operację przeprowadzono 29 marca. Od początku lekarze obserwowali stopniową poprawę. – Pacjent chciał żyć, chciał wrócić do pracy, bo wciąż pracuje – podkreśla dr Zeair.
8 kwietnia opuścił szpital. To nie koniec drogi, ale zespół medyczny jest ostrożnie optymistyczny.
– Minęło dopiero kilka dni, ale pierwsze dni były bardzo optymistyczne. Zabieg przeszczepienia, choć bardzo trudny, zakończył się sukcesem, na razie tym nieodległym. Wątroba podjęła funkcję, pacjent w dobrej formie wyszedł do domu, a teraz czas pokaże, co będzie działo się w przyszłości. Jesteśmy z doktorem Zeairem dobrej myśli – podsumowuje prof. Wawrzynowicz-Syczewska.
Decyzje dotyczący ostatniej, czwartej transplantacji nie były dla zespołu lekarskiego proste.
– Rozważając wskazania do kolejnego przeszczepienia należy zadać sobie pytanie, czy utrata narządu jest z winy pacjenta, bo np. pił alkohol, nie brał leków, nie stosował się do zaleceń – wyjaśnia prof. Wawrzynowicz-Syczewska. – W tym przypadku przyczyny były całkowicie obiektywne.
Kolejną wątpliwością, która wybrzmiewała w rozmowach zespołu transplantacyjnego, była decyzja dotycząca liczby narządów, które może dostać jeden człowiek.
– To są wątpliwości natury etycznej – czy fair jest kolejne przeszczepienie wobec niedoboru narządów – dodaje pani profesor. – Była między nami żarliwa dyskusja, ale czy my mamy prawo odmówić człowiekowi, który niczemu nie zawinił, pomocy. Przecież naszym zadaniem jest ratowanie życia. Te kwestie trudno rozstrzygać. To prawda, że podnoszone są wątpliwości i pytania, ile przeszczepień jednego narządu można wykonać. Ja nie wiem, czy jest gdzieś jakiś limit… Chyba sky is the limit.